Część VIII – Ładunek zdrady

Głosy falowały i stawały się coraz czytelniejsze. Ktoś najwyraźniej nas wołał. Kalota dał mi znak ręką, abym nie podnosił łba. Nie posłuchałem go i wychyliłem się nieco. Zbliżały się do nas cztery sylwetki. Z przodu szedł Nowak i…
Zamarłem. Trzymał za szyję Panią Profesor. Do skroni kobiety przycisnął lufę pistoletu. Za nimi szli jeszcze dwaj osobnicy w policyjnych mundurach z bronią gotową do strzału. Nowak stanął.
– Kalota, Covalus rączki w górę i do mnie, bo panienka będzie miała dodatkową dziurę na kolczyki.
Zacisnąłem szczęki ze złości i spojrzałem na Kalotę.
– W dupę jeża… Zaklął dyżurny i wyszedł z podniesionymi rękoma. Ja poszedłem za nim. Nowak ujrzawszy nas, lekko schował się za Anną, a jego koledzy wycelowali giwery.
– Rozsądne podejście do sprawy. Stwierdził Nowak.
Jego kumple obszukali mnie i dyżurnego zabierając wszelką broń. Detektyw spojrzał na karabiny maszynowe i zagadał.
– Miałem przyjść sam, ale wolałem się zabezpieczyć i chyba miałem rację.
Milczeliśmy upokorzeni i wściekli. Nowak zostawił nas i pod lufą jednego z przybyłych i poszedł oglądać parowóz. Wrócił po chwili i zmienił wartownika.
– Róbcie swoje panowie. Rozkazał.
Widząc leki strach w oczach Kaloty, gdy tylko obaj podeszli do składu wyjaśnił.
– Spokojnie to saperzy.
– Dlaczego? Zapytał Dyżurny.
– A jak myślisz? Ile można żyć za tysiąc dwieście złoty miesięcznie. Wegetować z miesiąca na miesiąc. Podczas, gdy złodzieje i bandyci, których zamykasz wychodzą po chwili i śmiejąc Ci się w nos przysyłają pocztówki z Costa Brawa. Wiesz nie stać mnie nawet na porządne wczasy.
Kalota opuścił głowę.
– Samemu bym nie dal rady, ale miałem was. Wystarczyło tylko iść po sznurku i nie wychylać się. No i tak zrobiłem. Będę miał tą listę i każdemu kto jest na niej, wyślę pocztówkę z prośbą o datek na rzecz Detektywa. Myślisz, że odmówią. Są na niej dzisiejsi ministrowie, politycy i biznesmeni.
– A co zrobisz z Nami?
– Nie miej mi za złe Kalota, ale jutro w gazecie będzie artykuł, Tajemniczy wybuch w sztolni.
Będziecie sławni.
– Nie boisz się tego, co wydzwaniał do mnie? Zapytałem Nowaka.
Przypomniał sobie.
– Właśnie Covalus. Daj mi komórkę, bo muszę mieć kartę sim. Fachowcy znajdą numer do gościa, gdy się tylko połączy. A może znajdziemy coś ciekawego w historii połączeń.
Oddałem mu telefon i spojrzałem Kalocie prosto w oczy. Miałem nadzieję, że zrozumiał.
Detektyw wziął aparat i oglądał go wnikliwie.
– Niezły.
– I pewnie nie wiesz jak go obsłużyć. Zakpiłem.
– Wiem kolego, uwielbiam takie zabawki. Zaczął przyciskać guziki.
Nagle rozległ się dość donośny huk i komórka zniknęła wraz z dłonią Detektywa. Nowak zdumiony wpatrywał się w kikut ręki, będąc jeszcze w szoku. Rzuciłem się na niego, a Kalota skoczył ku saperom. Uderzyłem detektywa głową w klatkę piersiową . Upadł na plecy i wypuścił pistolet. Kopnąłem leżącego mocno w brzuch i sięgnąłem po broń. Ta wypaliła.
Nowak otworzył szeroko oczy. Na jego piersi rozkwitł szkarłatny kwiat.
– Brawo Covalus. Wyszeptał. Potem skonał.
Skoczyłem ku Kalocie. O dziwo poradził sobie. Miał dużo łatwiej, obaj saperzy mieli w dłoniach zapalniki od bomb. Nie czas i nie miejsce żeby kozakować.
– Jak Nowak?
– Nie żyje. Mój głos miał barwę stali.
Dyżurny objął mnie ramieniem, nie przerywając trzymania na muszce saperów.
– Wypadek kolego.
– Wiem, ale i tak podle się czuje.
– Co dalej?
– Zakańczamy historię, Panowie saperzy do roboty, tylko oddajcie nam broń.
Obaj wetknęli ją za pasek spodni. Wobec faktu zajętości rąk Kalota wyszarpnął ją sam.
– Ania nic ci nie jest? Przypominałem sobie o Pani profesor.
– Nie. Odparła.
Objąłem ją mocno i przytuliłem. Nie opierała się, a mi było to na tę chwilę potrzebne.
Piękne chwile trwają krótko i przywołał nas do rzeczywistości głos Kaloty.
– Co dalej Covalus?
– Na górze mogą czekać kumple Nowaka. Ci tam rozbroją skład i zabezpieczymy listę. Przynajmniej nas wtedy nie zabiją.
– Dopóki nie dostaną listy. Uzupełniła Anna.
– Aniu idź na wylot korytarza. Masz tu pistolet i strzelaj do każdego kogo tam zobaczysz.
Zadecydował dyżurny wręczając Pani Profesor broń. Ta nie oponowała i wykonała polecenie.
Po godzinie saperzy rozbroili parowóz. Kalota dał im odpocząć i kazał brać się za wagon. Weszli pod niego i rozpoczęli oględziny. Wtedy zaczęły się kłopoty.
– Panie Kalota, mamy problem.
Zajrzeliśmy tam oboje nie spuszczając z muszki pracujących.
– Co jest?
Po rozbrojeniu parowozu, myśleliśmy że to podobny układ. A tu jest mała zagadka.
Saper wskazał na coś umocowanego za maźnicą wagonu. Był to stary budzik w którym ktoś usunął wskazówki i zostawił sekundnik.
– Nadal nie rozumiem. Warknął Kalota.
– Przewody do ładunków są pod napięciem. Budzik musiał ruszyć niedawno. Jest wpięty w obwód i każda próba przerwania obwodu prawdopodobnie spowoduje wybuch.
– To mostkuj pan układ i wypnij ten cholerny zegar. Kalota zaczął jarzyć.
Saper wcześniej zdjął izolację z dwóch drutów i wpiął w nie mierni elektroniczny. Liczby pulsowały na nim z sekundową regularnością.
– Prąd podawany jest z sekundowymi przerwami. Nie wiem czy jak podam napięcie stałe to…
Ponadto są jeszcze dwa kable idące wzdłuż szyny. Oba też pod napięciem stałym. Nie mam pojęcia po co?
– Pańska niewiedza może być śmiertelna dla nas. Podpowiedziałem kolejną kwestię.
– Musimy rozdzielić się z kolegom i sprawdzić tamte dwa kable. Dodał drugi z saperów.
– Skąd mamy wiedzieć czy nas nie robicie w balona ? Spytałem
– Też chcemy żyć, jak skończy się sprężyna w tym niemieckim trupie. Saper wskazał na budzik. Coś się stanie…
– Nie chcemy się przekonywać co. Uzupełnił kolega.
Przejąłem jednego pirotechnika, wpychając mu lufę między żebra. Ruszyliśmy wzdłuż szyny śladem tajemniczych drutów. Prowadziły do stalowych drzwi, na których wisiały bomby. Saper obejrzał je dokładnie i sięgnął ręką do jednej z nich.
– Atrapy nieuzbrojone. Mruknął i zdjął je po kolei.
Powoli nacisnął klamkę. Drzwi uchyliły się bez oporu. Za nimi też świeciło się światło.
Nagle kolega pirotechnika wrzasnął
– Napięcie spaaaaaada!!!!
Potem wokół rozpętało się piekło. Zaczął eksplodować sufit. Bloki skalne runęły na betonową posadzkę. Ogromny huk powalił mnie na kolana. Saper zrobił przepisowe padnij i pociągnął mnie za koszulę. Znalazłem się obok niego.
– Ręce na głowę !!! Wrzasnął i ukrył swój łeb w dłoniach.
Zrobiłem to samo. Gdzieś nade mną dobry Bóg gromił wszystko i wszystkich. Szary pył pokrył mi plecy i zapadła cisza…

Koniec części VIII

Część VII – 00-48-6 Zug

Część IX – Interes śmierci

Wrocław; 10.07.2006r.

Powrót do listy opowiadań z 2006r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *