Część V – Poszukiwacze mimo woli
Umówiłem się z Anną na pętli 125 na Brochowie około 18. Kalota miał w tym czasie służbę na nastawni, więc z jego obecnością nie było problemu. Gdy wraz z Panią profesor dotarliśmy do budynku, okazało się, że Nowak siedział już tam od dziesięciu minut. Mieliśmy komplet. Zauważyłem, że Detektyw jest mocno rozdrażniony. Wyjaśnił dość szybko powód swojego złego samopoczucia.
-Dziś rano wpadło do mojego biura dwóch członków Służb Specjalnych i zanim zdążyłem się przywitać miałem pod nosem papier o odsunięciu mnie od sprawy. A wszystko dlatego, że zacząłem dociekać kim był zastrzelony dziadek. Niech to szlag !
-A dowiedział się Pan czegoś? Wtrąciłem.
-Ślady prowadzą wprost do Izraelskiej ambasady.
-Dyplomata?
-Raczej agent Mosadu.
Nowak zamilkł na moment. Wszyscy obecni natomiast analizowali to co usłyszeli. Spojrzałem na Panią profesor.
-Zaczyna robić się naprawdę niewesoło. Może się Pani się wycofa?
Ta chyba rozważała taką propozycję, ale ciekawość zwyciężyła. A może nie była to ciekawość? Postanowiłem opowiedzieć Nowakowi o naszych odkryciach. Na wszelki wypadek wprowadziłem na scenę jeszcze jednego aktora, faceta w ciemnych okularach i kaloszach. Lepiej nie przyznawać się do włamania w obecności funkcjonariusza Policji. Nowak wysłuchał wszystkiego, a potem sięgnął do swojej torby po kartonową teczkę.
-Akta Jankowskiego. W skrócie wygląda to tak, że wcale nie nazywa się Jankowski tylko Nedelman, na jego ramieniu odnalazłem tatuaż SS i G-108. W całym domu nie natrafiłem na odciski tego drugiego SS-mana. Na fotelu i gwoździach znalazłem odciski zastrzelonego starca. Prawdopodobnie agenta Mosadu.
Znowu zapadła cisza. To co usłyszeliśmy wstrząsnęło nieco atmosferą wewnątrz budynku.
-Niezłe metody stosuje izraelski wywiad. Mruknąłem.
Przed oczyma miałem zmasakrowane ciało Jankowskiego – Nedelmana z dłońmi przybitymi do oparć wózka inwalidzkiego.
-Takimi metodami posługuje się ktoś, kto chce za wszelką cenę coś uzyskać. Dodał Kalota.
Jedynym punktem zaczepienia była tajemnicza bocznica, której plan znaleźliśmy u zabitego kolejarza. Od niej trzeba było zacząć dalsze poszukiwania. Tylko czy tego chcieliśmy? Dyżurny ruchu, bezrobotny członek komisji wypadkowej, odsunięty od pracy Detektyw i profesor historii- to niezbyt mocne komando. A przeciw mieliśmy izraelski wywiad i bandę SS. Powoli spijałem kawę i czekałem na decyzję moich współpracowników. Bo ja swoją podjąłem w momencie, gdy zobaczyłem wylot lufy na wysokości twarzy. Pierwszy przełamał się Kalota. Spodziewałem się tego.
-No to jedziemy do Wałbrzycha. Na niego zawsze można było liczyć.
-Zabieram się z wami. Nowak zaczął pakować dokumenty.
-Ja też. Anna nie pozostała z tyłu.
Ostatni pociąg stał jeszcze na grupie postojowej. Mieliśmy więc sporo czasu, by dotrzeć na Dworzec Główny. Kalota telefonicznie zapewnił nam nocleg w kolejowej noclegowni. Zastanawiałem się, czy taki pośpiech jest wskazany. Dyżurny stwierdził, że tak. Noc postanowił wykorzystać na lokalizacje tajemniczej ładowni. Tak by rano rozpocząć penetracje. Wsiedliśmy do pociągu 237. Na czele podłączony był ET22 a za nim, ostatni chyba w DOKP, skład ślicznych oliwkowych Bhp. Zajęliśmy miejsca w środku składu na górnym pokładzie. Pociąg z garstką innych pasażerów ruszył punktualnie ku stacji docelowej, którą był Wałbrzych Główny. Nasza ładownia mieściła się pomiędzy nią a Wałbrzychem Fabrycznym. Większość ludzi wysiadła w Jaworzynie Śląskiej. Ostatnie niedobitki wytoczyły się w Świebodzicach. Skład powolutku zaczął giąć się w ciasnych łukach. Za oknami panowała ciemność. Zaczął znowu padać śnieg. Niektóre płatki wpadały przez niedomknięte drzwi wagonu i umierały w cieple elektrycznych grzejników. Dwójka konduktorów weszła z sąsiedniego Bhp-a aby zobaczyć nasze bilety. Jeden poszedł dołem. Nowak siedział z brzegu i to do niego pierwszego zwrócił się pracownik kolei.
-Bilety proszę.
Nowak podał żółty kartonik. Konduktor starannie odcyfrowywał dane z biletu. Mundur miał niechlujnie zapięty. Po chwili znów zwrócił się do Nowaka.
-Można prosić dowód tożsamości?
-Po co? Detektyw mimo zadanego pytania sięgnął po dokument.
-Bilet jest źle wypisany…
Konduktor nie skończył. W ręku Nowaka zamiast dowodu pojawiła się broń. Zanim rewizor zdążył zareagować oberwał pistoletem na odlew w twarz. Przykrył obiema dłońmi uderzone miejsce i zatoczył się w tył. Nowak wyprysnął zza krzesła i kopnął przewracającego się konduktora. Ten wyrżnął jak długi pomiędzy sąsiednie fotele i zemdlał. Detektyw pochylił się nad nim i sięgnął pod niechlujnie zapięty mundur. Wyciągnął zza pazuchy leżącego pistolet.
– SIG-SAUER P220. Nowak cisnął go Kalocie.
Ten złapał broń w locie i zdumiony obracał ją w dłoniach. Wtedy padł strzał. Pocisk uderzył w metalową poręcz tuż nad naszymi głowami. Zrykoszetował i uderzył w szybę. Ta rozpadła się obryzgując nas gradem szkła. Kolega leżącego stał z drugiej strony korytarza.
-Na ziemię ! Krzyknął Nowak.
Sam pochylił się tylko po to, aby odbezpieczyć własną broń. Zakończywszy tą czynność uderzył jeszcze raz leżącego kolbą w głowę, aby mieć pewność, że nie narobi kłopotów. Potem wyprostował się nagle z pistoletem trzymanym w obu dłoniach. Oddał tylko jeden strzał. Kolega leżącego chwycił się za bark i spadł ze schodów na niższy poziom. Nowak ruszył za nim. Pochylony nisko dotarł do schodów i ostrożnie wyjrzał za ich skrajnie. Otwarte drzwi sugerowały iż mężczyzna opuścił wolno jadący pociąg. Krew na schodkach potwierdzała to przypuszczenie. Detektyw zamknął wrota i wrócił do nas.
-Brawo Nowak. Pochwalił go Kalota.
-Kolba wystawała mu zza munduru, a bilet był właściwie wypisany. Sprawdziłem przy kasie.
Leżący poruszył się z jękiem. Nowak ściągnął zeń mundur odsłaniając ramię. Widniało na nim SS z G-108 pod spodem.
-Trzeci do kolekcji. Mruknął Detektyw.
-Czwarty z tym co wyskoczył. Dodałem
-Jednostka nam się rozrasta Pani Profesor. Zwrócił się Nowak do bladej Anny. Ta milczała w szoku. Takiego obrotu sprawy nie przewidywał jej scenariusz. Moja komórka zaczęła wściekle chybotać się u paska. Odebrałem. To był tajemniczy przyjaciel.
-Opuścicie pociąg na stacji Wałbrzych Fabryczny.
-Bilety mamy do głównego. Odpowiedziałem hardo.
-Na głównym czeka policja. Zainteresuje się Wami w kontekście dwójki martwych konduktorów w służbowym. Dobrze radzę… Rozłączył się.
W związku ze zbliżaniem się pociągu do w/w stacji powtórzyłem całą rozmowę moim współpodróżnym. Nowak dźwignął powalonego SS-mana i zaczął tłuc go po twarzy. Gdy ten załapał rzeczywistość, wepchnął mu lufę swojej broni w plecy i syknął:
-Bez numerów, bo ci łopatki odstrzelę.
Facet zesztywniał i jak robot przy boku Detektywa ruszył ku rozsuwanym drzwiom. Peron na Fabrycznym był pusty. Byk rozpoczął hamowanie. Rozsunąłem drzwi i wtedy padł jeszcze jeden strzał. Z ciemności. SS-man zwiotczał i zwalił się na podłogę. Na środku jego czaszki widniał okrągły otwór. Pociąg stanął Nowak uwolnił się od zwłok i zeskoczył na ziemię. Za nim ruszyliśmy my. Nikt już nie strzelał. Zeszliśmy drogą z nasypu. Skład ruszył mimo, że nikt nie dał sygnału odjazdu i rozpłynął się w mroku. Zapadła cisza. Wokół było zimno i ciemno. Żadna ze stojących latarni nie świeciła. Ktoś ukradł kable? Ku nam wyszedł mężczyzna. Nowak znowu sięgnął po broń. Całe szczęście, że jej nie wyciągnął. Zbliżający się był taksówkarzem.
-Państwo pozwolą za mną, gość który dzwonił powiedział, że mam Was odwieść do hotelu.
Komórka znowu zaczęła się trząść. To był znów metaliczny głos.
-Jedźcie z nim i prześpijcie się. Dość wrażeń na dziś. Będziemy was chronić. Oczywiście możecie nie posłuchać, ale w tych ciemnościach ciężko trafić tych z G-108.
-Ten w wagonie to twoja robota?
-Nieważne. Odpowiedź na to pytanie nic Ci nie da. Wszystko wyjaśni się, gdy znajdziecie to po co przyjechaliście.
-A jak zrezygnujemy.
-Będziemy musieli przejąć sprawę. Wy już nie będziecie nam potrzebni. Tak jak Ci konduktorzy w służbowym. Znaleźli się w złym miejscu o niewłaściwym czasie.
-Rozumiem.
-To dobrze, gra idzie o naprawdę wielką stawkę. Nie możemy tego spieprzyć.
-Może i idzie, ale ja nie znam wysokości tej stawki.
-Lepiej dla Ciebie i Twoich przyjaciół. Połączenie zostało przerwane.
Wsiedliśmy do taksówki. W mdłym świetle mijanych latarni Nowak ścierał z kurtki kropelki zamarzniętej krwi. Gdzieś w oddali wyły syreny policyjnych radiowozów jadących w kierunku stacji Wałbrzych Główny. W hotelu mieliśmy zamówione dwa pokoje. Wchodząc doń minąłem stojący samochód na dyplomatycznych blachach. Numery nie warte były zapamiętania. Pewnie fałszywe. W środku siedziało czterech postawnych mężczyzn. Jeden z nich wyciągnął z kieszeni komórkę i trzymając ją w dwóch palcach zwrócił ją w moim kierunku. Zrozumiałem. Na razie byliśmy bezpieczni. Dopóki szukamy. W nocy przyśniła mi się ładownia. Na jej brzegu leżały w równym rzędzie zwłoki. Byli to starsi mężczyźni. Na ich piersi ktoś umieścił tekturowe tabliczki. Na nich widniała sentencja: G-108 najlepsze rumuńskie wino. Nagle wszyscy oni otworzyli oczy. Obudziłem się zlany potem. Był ranek. Zaczynał się kolejny dzień. Dzień pod znakiem tajemniczej ładowni.
Koniec części V
0 Comments