Część III – Rumuńskie widmo

Na Nowaka czekaliśmy w ciemnym przedpokoju, bojąc się dotykać czegokolwiek. Detektyw przybył niezwykle szybko. Minę miał taką, jakbyśmy to my zabili gościa na wózku inwalidzkim. Za nim przybyła ekipa zabezpieczająca ślady. Nowak wydał im dyspozycje i zabrał nas radiowozem na komendę. Przez całą drogę nie zamienił z nami ani słowa. Znowu zasiedliśmy za małym stolikiem.
-O coś jesteśmy oskarżeni? Spytał Kalota?
-A dlaczego pan tak sądzi? Odpowiedział pytaniem Nowak.
-Bo poprzednio dostaliśmy kawę.
Detektyw uśmiechnął się i wyszedł na moment na korytarz. Wrócił z dwoma filiżankami napoju. Usiadł za stolikiem i spojrzał na nas.
-Teraz mówcie jak trafiliście do tego domu.
Wyjaśniliśmy mu tak jak było. Kalota nawet bił się w pierś i każde zdanie zakańczał frazą –słowo harcerza. Nowak notował pilnie w notesie. Kiedy skończyliśmy przeczytał wszystko uważnie i podsumował.
-Jedno wielkie gówno…
-A my w samym środku. Uzupełnił Kalota.
-Wy tak, po same uszy. Teraz pójdziecie do domu i nie będziecie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Jasne !!! Detektyw był wyraźnie zdenerwowany.
-Dobrze. Zapewniłem.
Kalota milczał dyplomatycznie. Czułem podskórnie, że z tego milczenia nic dobrego nie wyniknie. Opuściliśmy posterunek szybkim krokiem. Na ulicy przywitała nas szarówka i padający śnieg. Zima dawała do pieca na całego. Policzki lizał ostry powiew wiatru. Wróciliśmy do domu. Nie było daleko. Otworzyłem drzwi wejściowe do wiatrołapu i puściłem Kalotę przodem. Zamówił windę, a ja zajrzałem do skrzynki na listy. Ktoś wepchnął tam ogromną kopertę. Wyszarpnąłem ja energicznie z wnętrza naddzierając rogi. Nie miała adresu nadawcy… Nie posiadała też adresu odbiorcy! W domu zrobiłem coś do jedzenia i otworzyłem dziwny list. Na stół wysypały się barwne duże fotografie. Przedstawiały pokrojone zwłoki na stole prosekcyjnym.
-Ciekawe masz zainteresowania. Kalota wpatrywał się w fotografie z lekko szarym licem. Znalazłem jedną z twarzą denata. Wiedziałem któż to.
-To mój niedoszły killer.
-Będziesz oprawiał je w ramki?
-Przestań ! Nie wiem po jaką cholerę, ktoś mi je podrzucił.
-Wyjaśnienie masz na kartce.
Kalota podał mi zadrukowany arkusz papieru formatu A4.
Denat: tożsamość niezmana
Lat: Prawdopodobnie 79 
Zdziwiłem się. Z twarzy wyglądał na co najwyżej szczęśliwego czterdziestolatka.
Przyczyna zgonu:
Tutaj ktoś napisał osiem linijek medycznego uzasadnienia odzielenia nóg od reszty tułowia. Połowa po łacinie.
Uwagi: Denat przeszedł liczne operacje plastyczne, oraz całkowitą rewitalizacje uzębienia.
Dlatego wyglądał na młodszego, niż w rzeczywistości był. A po jaką cholerę wymieniał zęby? Podzieliłem się to informacją z Kalotą.
-Żeby go nikt nie mógł rozpoznać.
Słusznie, że też na to nie wpadłem. Dalej w uwagach napisano.
Tatuaż na prawym ramieniu patrz fotografia 4.1. 
Siegnąłem po opisane zdjęcie. Widniało na nim opisane ramię. Na nim charakterystyczne SS, a pod nim G-108.
-SS-man skurwysyn. Kalota zareagował gwałtownie.
-Mam z nimi na pieńku od 1939. Odparłem.
-Nie żartuj z tego.
Spojrzałem na twarz przyjaciela. Tym razem był zupełnie poważny. Nie chciałem pytać dlaczego, go to tak ruszyło. Nie moja sprawa.
-Ciekawe, co to jest to G-108? Nadal miałem przed sobą tatuaż.
-Numer jednostki?
-Myślisz?
-Nie dam głowy.
Raport medyczny skończył się długą analizą uszkodzonych tkanek. Nic ciekawego. Odłożyłem fotografie do koperty. Oparłem się o zagłówek wersalki. Zacząłem analizować fakty.
-Nowak, nie mógł nam dać tego na komisariacie? Głośno myślałem.
-Może bał się przełożonych, w końcu nie jesteśmy glinami. Kalota zapijał kanapki herbatą.
Miał facet stalowy brzuch. Mój po pokazie foto nie miał ochoty na pokarm.
-A ten drugi? Zastanawiałem się nadal.
Przerwał mi głośny dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz bezprzewodowego cuda. Zamiast numeru ujrzałem napis ZASTRZEŻONY. Wcisnąłem przycisk rozmowy.
-Słucham?
-Witam Panie Covalus.
Głos jakieś metaliczny, trzeszczał i falował.
-Kto mówi?
-Moje nazwisko nie jest istotne. Obejrzał Pan fotografie?
-Tak.
-To niech je Pan zniszczy. Detektyw Nowak może was wsadzić, za ich posiadanie.
-Pięknie. To groźba?
-Dobra rada, jestem przyjacielem.
-Co dalej?
-Proszę iść z prądem rzeki…
Mój rozmówca rozłączył się. Spojrzałem na Kalotę.
-To nie Nowak przysłał nam te fotografie.
-O, zaczyna się robić ciekawie.
-Zdaje się, że sprawa zaczyna nas dotyczyć.
U Kaloty pojawił się ten znany błysk w prawym oku. Ręce potarły jedna o drugą. Przeciągnął się. Te odruchy znaczyły jedno- nadchodzące kłopoty.
-No to bierzmy się za to piwo.
Usiadłem i mój wzrok padł znowu na kopertę.
-Trzeba ustalić, co to jest to G-108, i 00486 Zug.
-A ten Zug to skąd?
-Dziadek zanim został zastrzelony wymówił to słowo.
-Pięknie, Nowakowi o tym nie wspomniałeś.
-Zapomniałem.
-To podpada pod utrudnianie śledztwa.
-Jasne…
-Jestem zmęczony idę spać.
Kalota złożył do zlewu naczynia i udał się na spoczynek. Ja zaś poszedłem do toalety i powoli metodycznie spaliłem wszystkie fotografie. O dziwo paliły się bezpopiołowo i dymnie. Telefoniczny przyjaciel wiedział co mówi. Na drugi dzień Kalota udał się do roboty, a ja na wydział historii uniwersytetu wrocławskiego. Niestety tym razem musiałem działać sam. Dyżurny został tu przydzielony do pełnienia określonej służby a nie uganiania się za demonami przeszłości. Wydziałowa biblioteka była bardzo obszerna. Starsza Pani spojrzała na mnie dziwnie, gdy poprosiłem o jakieś informacje o formacjach SS. Zaczęła szukać czegoś w komputerze. Szybko przerwała swoją pracę i powiedziała:
-Mamy tu specjalistę od tego typu rzeczy, Prof. Struzik. Jeśli Pan zechce mogę, go z Panem skontaktować.
-Bardzo chętnie- odparłem.
Na wizytę u Prof. Struzik musiałem czekać ponad godzinę. Czas ten spędziłem przeglądając szereg książek zakresu interesującej mnie tematyki. Nic nie znalazłem. Profesor okazała się trzydziestosześcio letnią, całkiem przystojną, brunetką. Na początku spytała, po co są mi potrzebne ewentualne informacje. Wyjaśniła, że często przychodzą do niej oszołomy o neonazistowskim pokroju. Rozwiałem obawy pani udawadniając, że daleko mam do tego typu światopoglądu. Potem oględnie nakreśliłem problem.
-Niedawno zmarł mężczyzna o nieustalonej tożsamości. Miał około 79 lat, na prawym ramieniu tatuaż SS a pod nim G-108. Chciałbym wiedzieć cóż oznacza owo G-108.
Kobieta myślała intensywnie pocierając lewą dłonią o podbródek. Jej łagodne rysy działały na mnie uspokajająco.
-Jest Pan pewien, iż było to na prawym ramieniu?
-Tak.
Włączyła stojący na biurku komputer. Długie palce wybiły kilka taktów na klawiaturze.
-Powiem tak…
Pochyliłem się do przodu.
-Miejsce umieszczenia tatuażu jest bardzo dziwne. SS-mani tatuowali owo SS w miejscach dyskretnych. Na wewnętrznej stronie lewego ramienia, czasami w okolicach krocza czy pod powieką. Te ostatnie przypadki notowano rzadko. Podane przez Pana miejsce trudno uznać za dyskretne. Nigdy nie zdarzyło się, aby umieszczano pod spodem numer jednostki. Powiem więcej jednostka G-108 nie istnieje. Studiowałam to przez 8 lat, ale o G-108 słyszę po raz pierwszy.
Wstałem z krzesła lekko zmartwiony.
-Mimo wszystko dziękuję za poświęcony mi czas.
Kobieta sięgnęła po kartkę papieru.
-Proszę mi zostawić kontakt do Pana, gdy się czegoś dowiem zadzwonię.
Zostawiłem jej numer komórki. Opuściłem budynek wydziału. Na dworze znowu padał śnieg. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, iż celujący we mnie SS-man nigdy nie istniał. Nie istniał, albo należał do samozwańczej, nigdzie nie notowanej jednostki. Komórka przy pasku zaczęła drżeć. Odebrałem. To był przyjaciel.
-Witam ponownie…
-Witam
-Detektyw Nowak ustalił właśnie, że denat Jankowski zmarł na zawał serca w trakcie tortur.
-Po co mi Pan to mówi?
-Pomyśl…
W mojej głowie eksplodował granat.
-Napastnik nie uzyskał tego po co przyszedł !
-Dobra odpowiedź…
Połączenie urwało się. Na początku myślałem, aby namierzyć kolesia. Zadzwoniłem nawet do operatora. Ten na początku usiłował zbyć mnie, ale nie popuszczałem. Facet w końcu powiedział iż połączenia wykonywane są z telefonu na zdrapki. Jeśli chce mogę go szukać, ale pewnie znajdę go w jakimś koszu na śmieci. Odpuściłem. Pojechałem na nastawnię do Kaloty. Ten siedział tam jak król i na mój widok uśmiechnął się tajemniczo. Ale to ja pierwszy zdałem mu relacje. Wysłuchał uważnie. Potem znowu się uśmiechnął i oznajmił:
-Ustaliłem tożsamość 00486 Zug.
-Pewnie nie istnieje.
-A mylicie się kolego. Mój znajomy berliński konduktor zajmuje się transpotingiem od najdawniejszych czasów. Numery składów nie mają dla niego tajemnic. Oczywiście w podanej przez Ciebie formie pociąg nie istnieje. Ale 00-48-6 Zug tak. Była to jednorazowa, międzynarodowa relacja. Swój początek miała w Rumuni a kończyła w naszym kraju. Sześć na końcu, według kodu wojskowego, oznacza szósty z kolei tego typu transport. Zgadnij co wiózł ów pociąg.
-Wampiry z Transywalni, tajną broń Himmlera.
-Nie, w papierach napisano Rumuńskie Czerwone Wino.
-Dokąd zmierzał ten transport?
-Tu mamy zagłostkę. O ile papiery wskazują miejsce startu, to docelowa stacja nie została wpisana. I tego pewnie szukał killer u Jankowskiego.
-Jesteś pewien?
-Kalocie nie ufasz?!
Nie musiałem się cofać daleko wstecz, aby znaleźć odpowiedź na to pytanie. Ale ze względu na naszą przyjaźń pominąłem moje wątpliwości dyplomatycznym milczeniem.
-Wiesz, gnębi mnie jeszcze jedno pytanie.
Kalota oderwał się od pulpitu.
-Wal śmiało.
-Cały czas mój telefoniczny przyjaciel naprowadza mnie na trop kolesia, którego zabiłem wagonem. Nic nie wiemy o tym drugim, którego postrzelono.
-Tym się zajmiemy po przeszukaniu domu Jankowskiego.
Oniemiałem.
-Czy ja dobrze słyszę?! Przeszukaniu? Masz jakieś pozwolenie?
-Nie pękaj, wejdziemy w nocy przez okno.
-A jak dorwie Nowak, to myślisz, ze dostaniemy celę z widokiem na tory?
-Nie dorwie.
Spojrzałem przez szybę na widniejące w oddali kolejarskie osiedle. Pośród ceglanych domów stał dom Jankowskiego. Jednopokojowa ceglana willa skrywająca mroczną tajemnicę przeszłości. Tajemnicę 00-48-6 Zug i G-108. Tajemnicę, która mogła zabić. Dziś w nocy podejmiemy pierwszą próbę rzucenia nieco światła na tą zawiłą historię. Rano może się okazać, że Nowak dołoży do kostnicy dwa kolejne trupy.

Koniec części III

Część II – Coś do dodania w sprawie

Część IV – Przeszukanie

Wrocław 19.01.2006r.

Powrót do listy opowiadań z 2006r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *