Lubin 2.03.01

SN61 zastopował koło warsztatów naprawczych ZNTK Lublin. Było późno w nocy, więc maszynista prowadzący maszynę zastał tylko zaspanego dyspozytora. Facet spojrzał w papiery i rozdziawił usta w głębokim ziewnięciu.
– A, co my tu mamy SN61 kasacja… Jutro da się zrobić – dyspozytor machnął niedbale ręką.
Maszynista zdumiony potrząsnął głową. Wyciągnął z kieszeni jakieś papier i spojrzał na niego.
– Jaka kasacja?! – Jeszcze raz zerknął w papiery tu mi wyraźnie napisali naprawa rewizyjna!!!
Dyspozytor wstał zza biurka i przeciągnął się.
– Panie nikt tu już nie wykonuje napraw takich trupów jak ten- przeciągnął ręką po szyi – kasujemy je i basta
– A pismo, przecież to zabytek? – Maszynista potrząsał papierem w dłoni
– To żeby nie denerwować ludzi, potem gazety lokalne by nas obsmarowały, a tak kasacja i po krzyku
– Nie możecie tak! – Maszynista wybiegł z budynku z zaciśniętymi pięściami
Dyspozytor przyzwyczajony do takich akcji rozparł się wygodnie w fotelu.
– PKP może wszystko – mruknął do siebie zasypiając
Maszynista podszedł do skąpanego w mroku wagonu motorowego. Byli ze sobą tyle lat. Może i czasem szwankował, ale nie tak traktuje się przyjaciół. Położył rękę na ciepłej ścianie bocznej przedziału silnikowego. Serce SN61 biło regularnie i mocno.
– Co ja zrobiłem? Oszukali mnie… – łkał z cicha, jakby wstydliwie.
Ktoś położył mu rękę na ramieniu.
– Jeszcze nie wszystko stracone – wyszeptał przybysz
Maszynista obrócił się. Nie ukrywał łez.
– Przyprowadziłem go do rzeźni, oszukali – płakał wściekły
Przybysz był starym człowiekiem. Poklepał maszynistę po plecach i przytulił do siebie.
Gdy ten uspokoił się trochę, szepnął mu do ucha.
– Prowadź swojego przyjaciela wedle rozkazów, jakie znajdziesz w kabinie, wszystko załatwione, śpiesz się tylko, aby zdążyć przed nastaniem dnia
Maszynista zesztywniał i analizował słowa starca.
– Kim jesteś? –  Spytał przybysza
– Tym, który Cię nie oszuka i uratuje Twojego przyjaciela- Spojrzał maszyniście prosto w oczy – Zaufaj mi to twoja jedyna szansa
– Zrobię wszystko dla niego – odparł maszynista
– Więc śpiesz się
W chwilę potem silnik SN61 zwiększył obroty. Wagon nabrał prędkości. Zdumiony dyspozytor dostrzegł jak rozbija on bramę zakładu i znika w ciemności. Nie odnaleziono już go nigdy więcej, ani maszynisty.

Piła 4.05.01

Inspektor spokojnie, metodycznym głosem wyjaśniał staremu maszyniście powody swojej decyzji. Gestykulował rękoma i pokazywał stosy pism, sporządzonych na tę okazję na elektronicznych maszynach. Sprawa była dla niego błaha i niewymagająca dyskusji.
– Dyrekcja zadecydowała o kasacji waszego parowozu
Czerwony z bólu i nerwów maszynista powtarzał jeszcze raz swoje racje
– To jedyny egzemplarz w Polsce!!! Mamy otworzyć linię turystyczną!
Inspektor roześmiał się szyderczo.
– Projekt upadł wczoraj na posiedzeniu rady, nie mają funduszy
– Ale to nie powód żeby kasować parowóz!
– To jest decyzja Dyrekcji i basta, proszę wygasić do jutra maszynę. Nie będę z panem już na ten temat dyskutował, szkoda naszego czasu. Decyzja jest nieodwołalna i już!
Maszynista wyszedł załamany. Przeszedł skulony przez całą stację. Minął perony z ludźmi i skierował swoje kroki ku bocznym torom. Tam stała jego czarna miłość. Wszedł do kabiny i usiadł na podłodze. Pomocnik nie musiał zgadywać, co się stało. Opuścił dyskretnie maszynę. Zostawił ją ze swoim jednym przyjacielem. Tym, który doglądał ją przez tyle lat. Czyścił i pieścił mechanizmy.
– Co malutka, ty wiesz prawda?
Maszyna milczała, ale maszynista wiedział, że Ona wie.
– Nic nie mogę zrobić-rozłożył ręce
– Nieprawda – starszy siwy mężczyzna pojawił się nagle w kabinie.
Podał siedzącemu stos papierów.
– To twoje rozkazy bracie, zacznij je czytać jak zapadnie zmrok, uda się-zapewnił chropowatym ciepłym głosem
Maszynista wstał i odebrał papiery. Nie namyślał się długo, tylko zadał jedno pytanie:
– Kim jesteś?
– Tym, kto uratuje Twoją Miłość przed hutniczym piecem
Starzec szybko wyszedł z kabiny i zniknął w wysokiej trawie, ścielącej się na bocznicach.
Parowóz wyruszył, gdy tylko zapadł zmrok. Tajemnicze ręce ustawiały zwrotnice i podawały sygnały. Dokładnie tak, jak w otrzymanych rozkazach. Maszynista był szczęśliwy. Nigdy go już nie widziano i parowozu również.

Wolsztyn 1.09.02

Nad stacją zapadł zmrok. W budynku głównym odbywała się przykra rozmowa.
Naczelnik stacji nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.
– Likwidacja trakcji parowej wymusza kasację waszych parowozów- wyjaśniał przedstawiciel Dyrekcji PKP
– Wszystkich?
– Co do jednego… Nie ma pieniędzy na ich utrzymanie
Do dyżurki wszedł dyżurny ruchu. Patrząc prosto w oczy urzędnikowi podał naczelnikowi rozkaz dostarczony przez siwego starca w mundurze PKP. Naczelnik przeczytał go szybko i polecił, krótko:
– Wykonać!
Urzędnik zdezorientowany chciał je przeczytać, lecz dyżurny szybko wyszedł z pomieszczenia.
– Jakie rozkazy naczelniku, wygaście parowozy i przygotujcie je do transportu do huty?!
– Słuszne rozkazy!
Przed budynkiem gwiżdżąc przeraźliwie przejeżdżały wolsztyńskie parowozy. Znikały w ciemności.
– Co to ma znaczyć naczelniku, dokąd one jadą?! – Denerwował się urzędnik
Naczelnik milczał. Gdy nadszedł ranek parowozów i ich obsługi szukano w całym kraju. Na próżno.

Stare Strącze 15.09.02 godz. 22.00

Tłukłem się swoim samochodem po wąskiej drodze dojazdowej do stacji- miejsca pracy mojego dziadka. Stary niemiecki bruk wytłuczony przez ciężkie samochody, był poważnym wyzwaniem dla podwozia leciwego dużego fiata. Auto jęczało i skrzypiało, ale dowiozło mnie, jak zawsze bez problemu. Maszyny nie z tego czasu mają jedną poważną zaletę wśród szeregu wad. To nic, że za dużo palą i skrzypią na zakrętach. Wybaczam im również to, że wyglądają nie opływowo i psują się czasami. Ich urok powoduje, że człowiek przywiązuje się do nich i wkrótce odkrywa, że mają duszę. Czego nie można powiedzieć o zimnych i plastikowych elektronicznych wozach rodem z dwudziestego pierwszego wieku. Dziadek czekał na mnie na ganku swojej dyżurki. Widać wypatrzył mnie już nieco wcześniej. Zaparkowałem fiata nieco z boku, tuż przy koźle oporowym bocznicy stacyjnej. Zawsze go tam parkowałem. Zgasiłem silnik i wysiadłem na zewnątrz. Zapach stacji uderzył w moje nozdrza. Wiecznie taki sam, przyjemny zapach torów w nieznane. Dziadek uścisnął moją rękę serdecznie.
– Co srebrny szerszeń jeszcze hula? – Wskazał na samochód
– Działa jak złoto, tylko mam kłopoty z rejestracją, na takie graty patrzą niechętnym okiem
– Takie czasy nastały, za grosz szacunku do historii i maszyn ludzie nie mają, za grosz…
Gdzieś od północnej strony zagrzmiał warkot Diesla. Spojrzałem na dziadka ze zdziwioną miną. O tej porze nie było żadnego pociągu w rozkładzie. Przynajmniej tym rozkładzie, który ja pamiętałem.
– To zdawczy, tylko to mi pozostało… Od wczoraj zawiesili ruch osobowy – odrzekł smutno dziadek
Załamał mnie. Stare Strącze były zawsze ruchliwą stacyjką. W lecie kursowało tędy nawet do sześciu par pociągów. Dwa tory główne i odgałęzienie nie wystarczało do obsługi ruchu. Dobudowano górkę rozrządową na trzy tory i bocznicę zakończoną kozłem oporowym. Jak byłem mały to całymi dniami obserwowałem jak staczano z niej wagony. Tworzono nowe pociągi, które odchodziły do różnych części kraju. Teraz to wszystko sprawiało wrażenie opuszczonego i zarośniętego. Pociąg zdawczy ciągnięty przez obdrapanego wibratora wyhamował naprzeciw dziadka. Maszynista wyskoczył z lokomotywy.
– Jutro mają zdemontować bocznicę i górkę rozrządową, tak zadecydowali tam na górze Panie Zygmuncie, zostaną tylko tory główne – oznajmił ze smutną miną.
Dziadek pokiwał tylko głową. Wskazał ręką na zarośniętą górkę i stojącą tam czteroosiową platformę, podpartą klockami hamulcowymi.
– Co z nią? Spytał dziadek
– Z tym starym wagonem?- Maszynista podrapał się po głowie – a wywalcie go w krzaki niech tam zgnije, bo ekipa go na pewno nie zabierze.
Potem wsiadł do wibratora i hucząc odjechał w dal.
– Widzisz w krzaki i już, a przecież to stara dobra czteroosiowa platforma, to w tym naszym kraju się wyprawia, choć już późno się robi, zjemy kolację
Kolacja była pyszna. Cztery sadzone jaja, kroma smacznego chleba i kubek gorącej dziadkowej herbaty z miodem. To, co tygrysy kochają najbardziej. Potem napaliliśmy w kominku i otworzyliśmy po butelce piwa. Ogień przywołał wspomnienia starych dobrych czasów. Słuchając dziadka znowu czułem zapach dymu parowozu, odprawiałem ze Strącza pociągi do tajemniczych miejsc. Zimne piwo pobudzało marzenia o powrocie do tego, co przemijające. Do tego, co zabito bezmyślnymi decyzjami. Do piękna, które wykończył upływający czas i gospodarka rynkowa.
– Marcin słuchaj jakbyś miał możliwość powrotu do lepszych czasów, zrobiłbyś to? – Spytał nagle dziadek przerywając wspomnieniową epopeje.
Zamyśliłem się. W czasach plastiku i elektronicznych bzdur nic mnie już nie trzymało. Za oknem stało moje ulubione auto, którego nie mogłem zarejestrować, bo innym się wydawało, że jest za stary. Gdzieś kasowano całe kolejowe skanseny, bo ktoś stwierdził, że to nikomu nie potrzebne. Czasy świetlanej wyuzdanej, elektronicznej czasoprzestrzeni, mnie nie rajcowały. Obdarto je z piękna i korzeni.
– To niemożliwe, ale kuszące dziadku – odpowiedziałem
-Nigdy nie przesądzaj sprawy zbyt pochopnie-pogroził mi palcem a w jego oczach dostrzegłem ten błysk. Pojawiał się zawsze, gdy na stacji stawał parowóz. Gdy trzeba było odprawić pociąg. Oznaczał coś wspaniałego i ekscytującego.
– Co ty zrobiłeś?! – Zaniepokoiłem się
– Odnalazłem raj, czasoprzestrzeń, w której nie tnie się lokomotyw i rejestruje duże fiaty-dziadek wiedział jak mnie podejść, stary Naczelnik brał mnie na miłość do mojego wozu – tam gdzie maszyniści dbają o swe maszyny tyle ile chcą…
– Dziadek piłeś coś wcześniej?! – Byłem coraz bardziej zdumiony.
-Myślisz, że to niemożliwe – dziadek wstał i wskazał na okno. – Dlaczego nie próbujesz, tylko ignorujesz prawdę, to choroba naszych czasów.
W mózgu miałem burzę z gradobiciem. Lecz zawsze próbowałem wszystkiego, co nowe i niesamowite. Zawsze ufałem staremu Naczelnikowi, nigdy mnie nie zawiódł. Więc odrzekłem:
– Zaryzykuję dziadku!
– Chodźmy na górkę rozrządową, podjedź pod platformę, tam są dwie deski… – Dziadek wytłumaczył mi wszystko.
Podjechałem samochodem pod stary wagon. Po solidnych dębowych klocach wtoczyłem się na platformę. Dziadek ustawiał zardzewiałe zwrotnice, prosto na bocznicę z kozłem oporowym. Gdy próbowałem protestować, poklepał mnie po ramieniu i powiedział:
– Zaufaj mi tak jak zawsze…
Zaufałem. Starzec w mundurze PKP wybił klocki hamulcowe spod kół platformy. Ta zgrzytając kołami w nocnej ciszy zaczęła staczać się z górki. Najpierw trafiła na tor postojowy i nabrawszy prędkości, z szarpnięciem wjechała na bocznicę zakończoną kozłem oporowym. Wiedząc, że zbliża się moment uderzenia spojrzałem na dziadka. Ten tylko uśmiechnął się i przytulił mnie mocno.
– Zaufaj mi – szepnął

Czasoprzestrzeń 22.30

Kozioł przeniknęliśmy płynnie, jakby był zrobiony z mazi o nieokreślonej konsystencji. Wagon mknął po nieznanej mi krainie w absolutnej ciemności. Fizyka nie istniała w tym świecie. Czas zamarł a potem mój jedyny zegarek na ręce zniknął. Został wchłonięty przez anomalię, w którą wpakował mnie mój dziadek. Nie rozumiałem ciągu wydarzeń następujących, ale poddawałem się ich urokowi. Żeglowałem po linii do lepszego świata… Nagle straszliwy huk pozbawił mnie przytomności. Gdy się obudziłem był ranek. Leżałem w dyżurce na stacji Stare Strącze. Myśląc, że śniłem wyszedłem poszukać dziadka. Stał przy peronie i gaworzył z maszynistą SN61. Stacja tętniła życiem, a pasażerowie cierpliwie czekali na odjazd Claytona. Ten nie następował. Mimo tego nikt się nie denerwował i nie śpieszył. Nie było po co, bowiem nie istniał już okrutny czas.

Stare Strącze 16.09.02 Godz. 7.00

Mężczyzna z pociągu rozbiórkowego na próżno szukał Naczelnika Zygmunta, a policja jego wnuka Marcina. Obu mężczyzn nigdy nie odnaleziono. Nie znaleziono również samochodu należącego do wnuka Naczelnika, ani czteroosiowej nikomu niepotrzebnej starej platformy.

KONIEC

Głogów 8.08.2002r.

Powrót do listy opowiadań z 2002r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *