Czasami miała ochotę krzyczeć i walić pięściami kogo popadnie. Od momentu tamtego zdarzenia, to pragnienie nie opuszczało jej każdego dnia. Wystarczyła drobnostka, by wyprowadzić ją z równowagi. Facet nagle zmienił pas, nie sygnalizując tego wcześniej. Musiała gwałtownie wcisnąć hamulec. Jej zdezelowana skoda zapiszczała żałośnie protestując przeciwko takiemu traktowaniu. W myślach wyzywała tamtego kierowcę, stosowała przy tym taki zestaw inwektyw, którego nie powstydziłby się najgorszy bandyta. Na szczęście nie wypowiadała ich głośno. Opanowawszy się nieco, wrzuciła kierunkowskaz i skręciła w drogę z betonowych płyt, prowadzącą do jej nowego zakładu pracy. Dostała tą posadę po znajomości. Dzięki temu mogła się wydostać z bagna w jakie wdepnęła po tamtym dniu. Betonowe płyty miały już swoje lata i ogromne dziury na stykach. Nie chcąc rozwalić swojego samochodu musiała znacznie zwolnić. Zresztą nadmierny pośpiech nie był wskazany. Po drodze musiała pokonać ruchliwy przejazd kolejowy. Drogę przecinały tory prowadzące na dużą stację postojową. Dziś też był zamknięty. Stanęła za wypasionym czarnym samochodem i zaczęła wpatrywać się w migoczącą rogatkę. Z prawej strony nadjechała pusta jednostka EN57. Powoli przetoczyła się przed jej oczyma. Potem fioletowa SM42 z pomarańczowymi pasami , ciągnąca za sobą długi sznur wagonów osobowych. Na sam koniec z przeciwnego kierunku przeskoczyła EP 09 w “denaturatowym” kamuflażu. Rogatki uniosły się. Czarny samochód przed nią ruszył powoli. Ona również. Rytmiczne uderzenia amortyzatorów skończyły się zaraz za przejazdem. Minęła znak zakaz ruchu i skręciła w lewo. Pokonała jeszcze jeden tor prowadzący do nieużywanej bazy drogowców. Zaraz za nim wybudowano malutki parking dla pracowników jej firmy. Wyłączyła silnik i sięgnęła po dużą torbę z papierami. Alarm zaskowytał zgłaszając gotowość a skoda pożegnała ją mrugając kierunkowskazami. Weszła do starego budynku administracyjnego dawnej lokomotywowni. Kiedyś gościł on dyspozytorów i drużyny z całej regionu. Dziś pełni rolę biurowca Warsu. Miała jeszcze dobrą godzinę do rozpoczęcia służby. Weszła do dużej poczekalni z drewnianymi stolikami. Za jednym z nich siedzieli starzy konduktorzy tej firmy. Jednego znała dość dobrze. Był to ogromny mężczyzna, na imię miał Józef. Czasami obejmowała po nim służbę i zamieniali kilka słów. Był szalenie sympatycznym człowiekiem. Jego ciepły głos przypominał nieżyjącego Ojca. Tego z którym rozmawiał Józef nie miała okazji poznać. Zresztą była w firmie nowa. Nie przyjmowano tu tak młodych kobiet chyba, że po znajomości. Zdawała sobie sprawę, że wszyscy na około wiedzą. Ale miała to głęboko gdzieś. Kiwnęła głową w odpowiedzi na gest powitania ze strony Józka. Siadła przy pustym stoliku i zaczęła przeglądać papiery. Najpierw spojrzała na pociąg. Trafił jej się “włóczęga północy”. Skład 38702 relacji Świnoujście – Szczecin – Koszalin -Gdynia- Warszawa – Zakopane. Służbę przejmowała w Warszawie na odcinku do Szczecina. Wyciągnęła grafik obłożenia miejsc w wagonie sypialnym WLAB. Na jej odcinku sporo ludzi opuszczało wagon, poza pasażerem z przedziału 8. Zaskoczona spojrzała na dopisek widniejący pod tą rezerwacją.
“Zarezerwowano cały przedział- pościelić tylko 44”
Jakieś poseł czy co? Pomyślała. Dalej były zajęte tylko górna 15 z jedynki i dolna 12 z dwójki. Dopiero w Gdyni miała pasażera na środkową 13 i dolną 11. Wyglądało, że nie będzie dużo roboty. Poza sezonem niewielu ludziom chciało się opuszczać swoje domy. Najwięcej czasu straci w Świnoujściu na wymianę pościeli i posprzątanie wagonu. Ale dawała sobie z tym radę dość dobrze. Jako kobieta była przyzwyczajona do prania i zamiatania. Jej były mąż nie bardzo się do tego garnął, więc robiła wszystko sama. Stąd taka wprawa…
Mężczyzna siedzący z Józkiem wstał i uścisnął mu dłoń. Wyszedł dość szybko nie spoglądając w jej kierunku. Józek zaś powoli odstawił swoje krzesło i podszedł do jej stolika.
– Witam Panią konduktor, ja już po służbie, a co my tu mamy?
Uniosła wzrok i ujrzała stojącą przed nią ogromną sylwetkę. Sympatyczny uśmiech promieniował z twarzy i zarażał dobrym nastrojem. Mimo rzadkich spotkań, lubiła tego faceta. Sama jego obecność powodowała, że smutki dnia codziennego przestraszone zmykały, gdzieś w cholerę. Podała mu swój grafik. Ten szybko go przeczytał. Naraz dostrzegła zmianę na jego twarzy. Uśmiech przygasł ustępując minie tak poważnej, że aż się przestraszyła.
-Coś nie tak Panie Józefie?
Józef usiadł przy stoliku i oddał jej grafik. Wziął głęboki oddech i próbował coś powiedzieć. Musiało to być trudne, bowiem dość długo szukał właściwych słów.
-Pewnie weźmiesz mnie za wariata, ale chciałbym, żebyś posłuchała, co mam do powiedzenia. Pewnie już domyśliłaś się, że znałem Jej Ojca. Zanim Cię tu wsadził prosił o jedno, aby sprawować dyskretną opiekę i pomóc w razie potrzeby. Niewiele miałem do roboty, bowiem radziłaś sobie świetnie. Ale…
Teraz zrozumiała skąd znała ten głos. Jak była mała ojciec często zabierał ją do pracy. Później to się skończyło. Jaki to świat jest mały. Ojczulek miał kontrolę nad wszystkim. Załatwił pracę i anioła stróża. Szkoda tylko, że nie poinformował o tym. Lekko się wkurzyła. Gdzieś wewnątrz zatrzasnęła się stalowa brama chroniąca własne ego. Niedobrze, że Józek nie powiedział jej o swojej roli wcześniej. Coś jednak kazało wysłuchać opowieści do końca. Resztki zdrowego rozsądku? Sama nie wiedziała.
-… nie wiem nawet jak Ci to wyjaśnić. Chodzi o człowieka z ósemki. Nazywamy go Pasażerem 44. Wynajmuje zawsze cały przedział i płaci za wszystko. Jedzie całą trasę, aż do samego Świnoujścia. Ja i inni konduktorzy staramy się nie brać służby, wtedy, gdy w grafiku pojawia się On. Możesz to uznać za przesąd “starych pierdzieli” ale błagam Cię o jedno…
Przerwał na moment i spojrzał jej w oczy. Wyraźnie sprawdzał czy jeszcze mu wierzy.
-… nie rozmawiaj z nim, cokolwiek by się działo. Staraj się nie wchodzić mu w drogę i unikać go jak najdłużej Ci się uda. Nigdy nie wchodź do jego przedziału, gdy on jest w wagonie. Nawet nie staraj się tam zajrzeć. Co do sprzątania, nie rób tego. Po prostu zamknij przedział i tam nie wchodź. Daję Ci słowo honoru, że nie będzie skarg. Nikt nigdy nie kupuje biletu w drodze powrotnej na te miejsca.
-… a kto to posprząta i zmieni pościel?! Zapytała zdziwiona i lekko wytrącona z równowagi.
-Nie wiem i nie chcę wiedzieć, ale na pewno będzie czysto.
-Panie Józefie, nie nabiera mnie Pan? Jak mogę się nie odezwać do pasażera.
Twarz Józka była poważna.
-Normalnie, mi się to udawało przez całe dwadzieścia lat.
Spojrzała mimochodem na zegarek wiszący nad głową. Zrobiło się późno. Józek trochę ją przestraszył, ale nie miała zamiaru tego po sobie okazywać. Nie interesowały ją “starcze zabobony”. W swoim życiu przeżyła już tragedię i nic gorszego nie mogło, ją już spotkać. Wstała i pożegnała się konduktorem. Wcześniej jednak zadała jeszcze jedno pytanie:
-Dlaczego mam się nie odzywać do Pasażera 44 ?
Józef wziął znowu głęboki oddech w swoje olbrzymie płuca.
-Bo on jest zły…
Nie spodziewała się tak lakonicznego wyjaśnienia. Pani w przedszkolu straszyła “złą babą”. Nie wiedziała, że spotka ją to w pracy. To jakaś paranoja. Uśmiechnęła się tak, aby Józef nie widział i wyszła na peron. Zaraz miał nadjechać jej pociąg. Józek zaś smutno patrzył za odchodzącą. Wiedział, że mu nie uwierzyła. Czuł to po jej zachowaniu. Źle rozegrał tą rundę. Był zły na siebie. Wychodząc spojrzał na olbrzymie “tablo” konduktorów wagonów sypialnych firmy Wars. Wisiało na ścianie i były na nim zdjęcia wszystkich konduktorów od czasów powstania firmy. Taka tradycja… Niektóre z nich miały czarny pasek w lewym rogu. Przeważnie młodzi ludzie. Oni mimo ostrzeżeń rozmawiali z Pasażerem 44…

***

EU07 345 wciągnęła ogromny skład w perony. Jej wagon sypialny był bezpośrednio za lokomotywą. To dobrze, nie będzie musiała zabezpieczać dwóch przejść międzywagonowych. Spojrzała na zegarek była punktualnie dwudziesta druga . O dziwo “włóczęga” nie miał opóźnienia. Drzwi od wagonu uchyliły się. Dwójka pasażerów młody chłopak i dziewczyna odbierali torby od konduktora. Nikt nie wsiadał zamiast nich. Konduktor skinął na nią ręką. Weszła do środka do przedziału służbowego. Mężczyzna był już spakowany i gotowy do wyjścia. -Wszystko w porządku, masz ludzi w jedynce i dwójce. Dwie starsze Panie, dawno już śpią. No i zajęta jest cała ósemka. Mówili Ci co robić?
-Chodzi o Pasażera 44?
Zauważyła, że ręce konduktora trzęsą się a na czole pojawiły się kropelki potu.
-Tak, niestety jest na pokładzie. Dlatego cieszę, że mam już koniec. Aha drzwi pomiędzy wagonami są zamknięte na kłódkę. Kluczyk masz w szafie. Kierownik wie o tym. Chyba wszystko trzymaj się i spokojnej służby.
-Dzięki kolego.
Facet szybko wyskoczył z wagonu. Tak jakby podłoga w nim rozpalona była do czerwoności.
Podeszła do drzwi i spojrzała w jego kierunku. Odwrócił się na moment.
-W piecu masz podłożone. Powinno starczyć do Gdyni. Krzyknął.
Skinęła głową w odpowiedzi, że usłyszała. Potem zamknęła drzwi i usiadła w przedziale. Wyjęła z torby śniadanie i termos z ulubioną zieloną herbatą. Wyciągnęła grubą książkę do czytania i wszystko starannie rozłożyła na półkach nad kozetką. Na peronie rozległ się gwizdek kierownika pociągu. Składem szarpnęło delikatnie i ruszył on z Warszawy Wschodniej w swoją dalszą drogę.

***

Siedziała oparta plecami o ścianę. Za oknem w szalonym pędzie migotały światła. Czasami przemykał dźwięk rogatki rozciągnięty zgodnie z prawami fizyki. Bim bam booooooooooooooooooom i cisza.
Mały strasznie lubił ten dźwięk. Koło ich domu była bocznica do fabryki drewna. Zamontowali tam stary SSP z donośnym żeliwnym dzwonkiem. Często słychać go było w malutkim dziecięcym pokoiku. Czujne oczy Mateusza robiły się szersze a malutkie usta próbowały naśladować urządzenie… Z kołyski rozlegało się wtedy cichutkie i śmieszne bomp bomp…
Poczuła się straszliwie samotna. Dwie duże łzy torowały sobie drogę po jej policzku. Tylko dwie, na więcej nie było siły. Wytarła je dyskretnie chusteczką, tak aby nie rozmazywać makijażu. Ktoś stanął naprzeciw wpół zamkniętych drzwi przedziału. Zapukał delikatnie. Wyszła na zewnątrz i ujrzała przystojnego mężczyznę. Ubrany był w stylowy czarny garnitur i podobne spodnie. Wszystko było bardzo drogie. Spod mankietem śnieżnobiałej koszuli wyłonił się złoty zegarek znanej marki. Buty były skórzane o owalnych czubkach, starannie wyczyszczone. Jej wzrok zarejestrował otwarte drzwi od ósemki. Odruchowo odsunęła się do tyłu. Mężczyzna dostrzegł ten manewr obrony i lekko się zafrasował.
-Przepraszam, jeśli Panią wystraszyłem, chciałem kupić herbatę. Pokazał w dłoni odliczoną gotówkę.
Przypomniawszy sobie słowa Józefa, bez słowa wzięła pieniądze i nastawiła czajnik. Mężczyzna jeszcze chwilę stał w drzwiach, potem spuścił głowę i wrócił do przedziału. Czułą się okropnie. Szlag by trafił starych i ich opowieści. Podpaliła gaz pod naczyniem i podkręciła płomień na cały regulator. Chciała jak najszybciej zrobić tą cholerną herbatę. Ciekawe jak mu ją zaniesie nie wchodząc do przedziału? Chrzanić to- “zabobony starych pierdzieli” Woda zaczęła wrzeć, odcięła gaz i wlała wrzątek do szklanki. Na podstawce umieściła torebkę i cukier. Wzięła w ręce i powoli zaczęła wychodzić na korytarz. Mężczyzna z ósemki wyszedł jej na spotkanie. Nie miał już na sobie garnituru, a śnieżnobiała koszula zdawała się świecić w bladym świetle korytarza.
– O już jest, coś nie mogę spać. Wezmę ją od Pani, proszę mi ją podać.
Wykonała polecenie i przekazała mu szklankę bez słowa. Czułą się jak jakieś wiejski głupek.
-Wracam do siebie, jeszcze raz dziękuję.
-Nie ma za co. To mój obowiązek. Odpowiedziała
Mężczyzna bezszelestnie odwrócił się i zniknął w swoim przedziale. Zamknął za sobą drzwi. Wróciła do siebie. Próbowała czytać zabraną książkę, ale nie miała siły. Litery rozmywały się jej przed oczyma. Nocna służba nie była najlepsza. Pozwalała wspominać… A to bolało. Strasznie bolało. Usłyszała ciche bomp bomp… Gwałtownie podniosła głowę. Nie dostrzegła za oknem przejazdu. Halucynacje? Bomp bomp… bomp bomp… Rozległo się ponownie, tym razem za jej plecami. Odwróciła się szybko do tyłu. Jakieś malutki cień był przyklejony do szyby. Zamarła. O ile dobrze pamiętała grafik, dzieci nie było na pokładzie. Chyba, że znowu w tej firmie ktoś nawalił. Wyszła na korytarz. Wszystkie przedziały były pozamykane. Sam hol pusty. Mdłe światła zamazywały kontury, lecz poza malutkimi płatkami kurzu nic w nich nie dojrzała. Może schował się za załomem w drugiej części wagonu? Cholera, pewnie przejście zostało nie zamknięte. Nie sprawdziła przecież tego. Zaczęła iść do przodu. Mimowolnie spojrzała na drzwi od ósemki, ale były zamknięte a zasłonki przysłonięte. Jedynka i dwójka podobnie. Pchnęła drzwi od przedsionka. Toaleta była zamknięta. Nacisnęła klamkę i zajrzała do środka. Pusto. Zamknęła pomieszczenie i poszła dalej. Drzwi między wagonowe były zamknięte, a pomiędzy klamkami przeciągnięty był gruby łańcuch. Ostatnie jego ogniwa były spięte na kłódkę. Pociągnęła za nią, potem sprawdziła boczne drzwi. Były zabezpieczone i zamknięte na kwadrat. Nikogo w pobliżu nie było.
Bomp… Bomp…
Gdzieś z korytarza. Pewnie maluch schował się w jakimś pustym przedziale. Powoli zajrzała do jedynki i dwójki. Starsze Panie spały jak zabite. Nikogo oprócz nich wewnątrz nie było. Weszła do trójki, łóżka były złożone i odsłaniały wszystko. Pusto. To samo zastała w czwórce… i kolejnych.
Bomp… Bomp…
Przyśpieszyła, ten malec musiał być blisko. Przecież go widziała. W kolejnym przedziale zapaliła światło. Był pusty, ale jedno z łózek było opuszczone. Wzrok konduktorki zatrzymał się na tabliczce z numerem – 44. Szlag by to trafił, jestem w ósemce… Ale w jaki sposób? Nie zdołała odpowiedzieć sobie na to pytanie, gdyż drzwi od przedziału zatrzasnęły się z hukiem. Szarpnęła za klamkę, na daremnie. Sięgnęła po kwadrat, który trzymała w górnej kieszeni. Zaczęła gmerać w zamku, licząc na to, że puści. Na próżno.
“Cholera jasna jak to mogło się stać?!”. Usiadła na rozłożonym łóżku nr 44 i ukryła twarz w dłoniach. W końcu pasażer wróci i ją stąd uwolni. Tylko jak wytłumaczy mu tu swoją obecność? Rozejrzała się. Wewnątrz nic nie było. Ani bagażu, ani ubrania- po prostu nic.
“Mój umysł wariuje. To na pewno nie jest ósemka. No bo, gdzie jest ten pieprzony posiadacz biletu 44?”
Wstała z łóżka i jeszcze raz spojrzała na tabliczkę. Nie było jej tam, gdzie spodziewała się ją znaleźć. Jaśniejszy kwadrat i dwa otwory, oto co zastała. Na pozostałych łóżkach to samo.
“Co się tu do cholery dzieje?”
Podeszła do drzwi i odsunęła zasłonkę. Za szybą spodziewała się zobaczyć mdłe światła korytarza. Zastała nieprzeniknioną ciemność. Przyłożyła twarz do zimnej szyby starając się dostrzec jakieś szczegóły. Nagle odskoczyła gwałtownie. Z drugiej strony do szyby przywarło dziecko. Twarz małego chłopczyka z ciekawością spoglądała na nią. Jego usteczka rozpłaszczały się śmiesznie. Przypominały stopę wielkiego ślimaka. Zaczęła się trząść Wyciągnęła dłonie do zimnego szkła. Położyła je na zarysie lica i powoli gładziła. Tyle razy tuliła go do swojej piersi. Często bawili się w “glonojada” dokładnie tak jak teraz. On przykładał usta do szyby a ona śmiała się do rozpuku.
“Mateusz jak?!”
Nie mogła uwierzyć. Nagle do jej uszu doszedł gwałtowny pisk hamulców. Twarz chłopczyka zniknęła i zamiast niej pojawiły się mdłe światła korytarza. Lecz i one szybko zniknęły. Oglądała koszmarny serial. Powtórkę z przeszłości. Widziała swój dom i ogrodzone podwórko. Słyszała dźwięk starego żeliwnego SSP. Bom, bom, bom, bom… Furtka była otwarta. Kamera powoli zbliżała się do niej. Chciała krzyczeć “stój”. Usta nie wypowiedziały żadnego słowa. Za furtkę był kawałek szutrowej drogi. Potem przejazd kolejowy. Na nim stał pociąg. Pod pierwszym zestawem czteroosiowego wagonu dostrzegła malutką laleczkę w czerwonej bluzce. Pod drugim resztę… Zamknęła oczy i wyjęła kwadrat z kieszeni. Uniosła go do góry i uderzyła w sam środek szyby. Obrazy zniknęły… Znów widziała korytarz. Oddychała ciężko siedząc na podłodze. Za szybą znów pojawił się ruch. Zaczęła szarpać za klamkę licząc na to, że ją ktoś usłyszy. Przecież wyraźnie widziała postać. Postać w szarym mundurze… Widziała SIEBIE… Robiącą herbatę dla przystojnego mężczyzny stojącego obok. Mężczyzny z którym wesoło rozmawiała.
“Niemożliwe, to jakieś wałki”
Walnęła metalowym kluczem w szybę. Postacie nadal prowadziły ożywioną rozmowę. Uderzyła jeszcze raz, potem znowu. Na szybie pojawiła się rysa. Obrazy zdawały się migotać jak w zepsutym telewizorze. Potem wszystko zgasło i była tylko ciemność. Z dwóch pęknięć zaczęła płynąć jakaś gęsta ciecz. Powoli przyłożyła rękę do strug. Ciecz była ciepła i gęsta. Wrzasnęła i uciekła do tyłu. Na rękach miała krew.
“Jak będziecie niegrzeczni przyjdzie po was zła BABA JAGA”- skrzekliwy głos opiekunki z przedszkola eksplodował w jej głowie. Krew z rąk zniknęła, podobnie jak rysy na szybie. Siedziała na własnej kozetce w swoim służbowym przedziale. Za drzwiami ktoś stał. Wstała z kozetki i podeszła do drzwi.
Wyszła na zewnątrz i ujrzała przystojnego mężczyznę. Ubrany był w stylowy czarny garnitur i podobne spodnie. Wszystko było bardzo drogie. Spod mankietem śnieżnobiałej koszuli wyłonił się złoty zegarek znanej marki. Buty były skurzane o owalnych czubkach, starannie wyczyszczone. Jej wzrok zarejestrował otwarte drzwi od ósemki. Odruchowo odsunęła się do tyłu. Mężczyzna dostrzegł ten manewr obrony i lekko się zafrasował.
-Przepraszam jeśli Panią wystraszyłem, chciałem kupić herbatę. Pokazał w dłoni odliczoną gotówkę.
Odetchnęła z ulgą. To musiał być jakieś pieprzony koszmar.
-Zaraz Panu zaparzę… Odpowiedziała.
Wstawiła czajnik na gaz.
-Nie będzie Pani przeszkadzać jak sobie w przedsionku zapalę? Nie chcę śmiecić w przedziale.
Odwróciła się w stronę mężczyzny. Sama paliła od czasu do czasu i dziś miała cholerną ochotę na papierosa.
-A mogę Panu potowarzyszyć?
Mężczyzna wyciągnął ku niej paczkę papierosów.
-Będzie to dla mnie zaszczyt.
Wyszli do przedsionka obok przedziału służbowego. On podał jej ogień. Uchyliła nieco okno. Niebieskawy dym uciekał na zewnątrz, wyciągany przez noc.
-Czujesz się winna? Zapytał nagle jej Towarzysz.
Pytanie padło tak nagle, że nie zastanowiła się. Opuściła tylko głowę a z jej oczu poleciały łzy. On objął ją ramieniem i przytulił.
-Niepotrzebnie, tak naprawdę to odetchnęłaś. Podświadomie było Ci lżej, że tak się stało.
Próbowała wyzwolić się z jego objęć. Nadaremnie. Były jak stalowe kajdany.
-Spokojnie, ulga nie jest niczym złym. On Cię zgwałcił. Twój własny mąż zanim wyzionął ducha z nożem w piersi pofolgował sobie. Mimo, że powiedziałaś mu… Ile słów użyłaś? Jednego czy dwóch – nieważne. Nie robił tego po raz pierwszy prawda? Czasami przyprowadzał kolegów…
Szarpała się rozpaczliwie niczym ryba uwięziona w sieci. Dym zatykał jej usta, tak jakby obok płonęło tysiące papierosów.
… jak się urodził Mateusz, był do niego podobny. Jak dwie krople wody. Często ci go przypominał. Gestem, mimiką twarzy…
-Przestań !!! Szeptała
– tamtego dnia…
Nagle zrobiło się niesamowicie zimno. Korytarz zniknął i była w betonowej sali ze ścianami porytymi białą farbą. Na środku był metalowy stół. Nad nim jarzeniowa lampa, która rozbłysła ostrym światłem. Pod nią leżały trzy białe malutkie prześcieradełka. Skrywały tajemnicę w trzech osobnych częściach. Jak w sklepie mięsnym pod koniec dnia. Na ścianie dostrzegła napis “Prosektorium Miejskie wstęp wzbroniony”. Nagły podmuch wiatru zdmuchnął prześcieradła ze stołu. Wiedziała już co jest pod nimi. Zaczęła krzyczeć…
Wszystko znów eksplodowało. Stała przy oknie i paliła papierosa. On stał obok i patrzył na nią.
-… nie zamknęłaś furtki. Nigdy jej nie zamykałaś…
Opuściła powieki i usiadła osuwając się wzdłuż ściany. Kiedy je otworzyła znów była na łóżku z numerem 44. Wstała i podeszła do drzwi. Za nimi stał Pasażer 44.
…-ulga nie jest niczym złym…
Zaczęła się cofać. Powoli. Otarła się kolanami o łóżko. On tylko się uśmiechał. Czarująco. Jej plecy oparły się o okno. Szarpnęła za klamkę. Opadło i strumień zimnego huraganu uderzył ją w twarz. Starała się dostrzec szczegóły mijanych miejscowości. Czegokolwiek. Za oknem oprócz wiatru nie było niczego. Spojrzała do przodu tam, gdzie powinna być lokomotywa. Nie było jej tam, nie było też innych wagonów. Poza sypialnym z nią. Gnał lodowatych strumieniach wiatru gdzieś w nieznane. Upadła pod oknem tracąc po raz kolejny równowagę. Pasek od zegarka urwał się i całość wylądowała przed nią. Widziała wyraźnie, że wskazówki kręcą się w oszalałym tańcu.
…-sama odprowadziłaś go do piaskownicy…
“Zamknij się ty skurwysynu” jęczała trzymając głowę między rękoma.
-… wcześniej sprawdziłaś u dyspozytora czy 233 odbiera dziś wagony z fabryki…
Próbowała wstać, lecz nogi miała jak z waty. Nie pomagało zatykanie uszu obiema rękoma.
-… ulgę czułaś gdy jego mała dłoń wysunęła się z Twojej, bo usłyszał pociąg…
Uderzyła głową o metalową półkę. Zabolało.
-…po raz ostatni widziałaś go gdy biegł do furtki…
Odwróciła się do otwartego okna. Rozłożyła podokienny stolik, aby było łatwiej. Próbowała na nim stanąć, lecz na dłoniach miała krew z rozbitej głowy i za pierwszym razem nie powiodło się.
-… potem zamknęłaś drzwi i usiadłszy w fotelu czekałaś na dźwięk starego żeliwnego SSP…
Drugim razem poszło łatwiej. Oparła brzuch na aluminiowej ramie. Większa część ciała była już na zewnątrz. Pozostało tylko się odepchnąć.
-… na początku, gdy się uruchomił, nie miałaś pewności…
Napięła mięśnie i odepchnęła się nogami. Z początku myślała, że wiatr wciśnie ją z powrotem.
-…dopiero gdy usłyszałaś dźwięk hamulców odetchnęłaś, po raz pierwszy od tamtego razu…
Lecz tak się nie stało. Uderzyła jeszcze na sam koniec stopą o górną krawędź okna.
-…ulga nie jest niczym złym…
Czarny betonowy słup trakcyjny wyrósł bezpośrednio przed jej twarzą. Zdawała się jeszcze czuć jak głowa rozlatuje się tysiąc elementów. Potem znalazła się na peronie Warszawa Wschodnia. Jej włóczęga północy właśnie wyłaniał się zza zakrętu. Spojrzała na zegarek. Była dokładnie dwudziesta druga. Skład o dziwo nie miał opóźnienia. Wagon sypialny w którym pracowała był zaraz za lokomotywą. Podbiegła do pierwszych drzwi. Młody chłopak i dziewczyna odbierali walizki od konduktora. Wsiadła do wagonu i poszła za nim do przedziału służbowego. Podał jej plik dokumentów i grafik. Wyjrzała na korytarz, przedział numer osiem był otwarty. Konduktor podążył za jej wzrokiem.
-Niestety…
Z ósemki wyszedł uśmiechnięty mężczyzna w czarnym drogim garniturze.
-… ulga nie jest niczym złym…
Zaczęła się cofać. Pchnęła konduktora i wybiegła na peron. Było jej wszystko jedno. Dostrzegła wjeżdżającą jednostkę EN57. Chyba SKM. Wyciągając nogi jak najmocniej przed siebie wyprzedziła skład i skoczyła wprost przed nią. Poczuła ogromny ból…
W poczekalni Warsu siedział Józef z drugim facetem. Rozłożyła swoje papiery na stoliku obok i zaczęła sprawdzać przysłany jej wcześniej grafik zajętości miejsc. Nie spostrzegła, kiedy mężczyzna z którym rozmawia Józek wyszedł. Dopiero głos potężnego konduktora, który zabrzmiał nad jej głową obudził ją z transu kontroli grafiku.
– Witam Panią konduktor, ja już po służbie a co my tu mamy?
Uniosła wzrok i ujrzała stojącą przed nią ogromną sylwetkę. Sympatyczny uśmiech promieniował z twarzy i zarażał dobrym nastrojem. Mimo rzadkich spotkań, lubiła tego faceta. Sama jego obecność powodowała, że smutki dnia codziennego przestraszone zmykały, gdzieś w cholerę. Podała mu swój grafik. Ten szybko go przeczytał. Naraz dostrzegła zmianę na jego twarzy. Uśmiech przygasł ustępując minie tak poważnej, że aż się przestraszyła.
-Coś nie tak Panie Józefie?
-Pozwolisz? Podał jej rękę.
Wstała i podążyła za nim. Zaprowadził ją pod wielkie firmowe “tablo”, były na nim zdjęcia wszystkich konduktorów od czasów powstania firmy. Taka tradycja… Niektóre z nich były bardzo stare inne nowsze. Przesuwając wzrok wzdłuż nich dostrzegła, że są umieszczone chronologicznie. Nagle zesztywniała widząc swoje na samym końcu. W jednym z rogów miało czarny pasek…
-… ulga nie jest niczym złym… Usłyszała głos Józka.
Zaczęła uciekać. Przez wąski korytarz na zewnątrz. Wsiadła do samochodu i zapaliła silnik. Zgrzytając skrzynią biegów wyjechała szybko z parkingu. Nie zauważyła opuszczonego szlabanu. Wjechała wprost pod EU 07 jadącą po swój skład. Rozległ się huk i znów była w aucie…
Betonowe płyty prowadzące do jej zakładu nie były w dobrym stanie. Musiała znacznie zwolnić tak, aby jej wierna skoda nie rozpadła się…

KONIEC

Wrocław 20.11.2011r.

PS. Opowiadanie napisane pod wpływem utworu “1408” Stephena Kinga. Przeczytajcie to opowiadanie – wgniata w fotel.

Powrót do listy opowiadań z 2011r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *