Wolontariat – dobrowolna, bezpłatna, świadoma praca na rzecz innych lub całego społeczeństwa, wykraczająca poza związki rodzinno-koleżeńsko-przyjacielskie.

(źródło Wikipedia)

Plan jaki uknuliśmy wygląda na prosty. Początkowym jego punktem jest wyremontowanie zabytkowego włoskiego wagonu towarowego. Mają tego dokonać Wolontariusze z II Liceum Ogólnokształcącego w Oleśnicy. Z ową szkołą podpisaliśmy (jako Klub Sympatyków Kolei we Wrocławiu) porozumienie w ramach którego będzie się rozwijać Wolontariat Kolejowy.
Z dydaktycznego punktu widzenia ma to zachęcić młodzież do podejmowania pro społecznych działań, zakładania organizacji OPP, oraz szerszego spojrzenia na problem zabytków techniki kolejowej.
W pierwszą sobotę akcji na Dworcu Głównym we Wrocławiu oczekiwałem na zapowiedzianą grupę Wolontariuszy. Po wjeździe pociągu, okazało się, że z całej grupy stawiła się tylko jedna osoba- Zuzanna Pustelnik z klasy IIIc.
Uprawiając ten szczególny rodzaj hobby jakim jest Wolontariat, trzeba nauczyć się iść do przodu małymi kroczkami. Początki bywają trudne i trzeba się cieszyć z jednego Wolontariusza, przecież mógł nie przyjechać nikt. Zabraliśmy Zuzię do lokomotywowni. Po drodze przeszła instruktaż BHP. Usłyszała czego się wystrzegać na hali, by sobie nie zrobić krzywdy. Mimo straszenia wpadnięciem do głębokiego kanału rewizyjnego, porażeniem prądem trakcyjnym i innym rzeczami kandydatka na Wolontariuszkę nie stchórzyła. Na miejscu dowiedziała się jeszcze, że praca która ją czeka jest “brudną robotą”. Stój jaki posiadała nie bardzo nadawał się do wykorzystania. Musieliśmy jej pożyczyć służbową kapotę ochronną. Nie była od Armaniego i pierwszej czystości. Za to doskonale nadawała się do ochrony tego, co Zuzia miała na sobie. Ponadto dziewczyna dostała gogle ochronne i rękawice. Po umundurowaniu pokazano jej miejsce pracy. Stary zabytkowy włoski wagon kryty. Nie wygląda najlepiej. Metalowe części pokryte są rdzą, a drewniane deski obłażącą farbą. Wszystko się sypie i trzeszczy.

Metalowe części są pokryte rdzą…

Wszystko się sypie…

i trzeszczy…

“To nie będzie łatwe zadanie”

Zuzia dostała w swe ręce elektryczną opalarkę do farby. Kolega wyjaśnił jak się tym ustrojstwem posługiwać, aby się nie poparzyć i co najważniejsze nie zepsuć.

Zuzia dostała w swe ręce opalarkę elektryczną…

Należało skierować gorący strumień powietrza wydobywający się z urządzenia wprost na starą farbę. Ta po podgrzaniu powinna odchodzić płatami, i wtedy łatwo jest ją zdjąć szpachelką. Tyle teorii, praktyka okazała się brutalniejsza. Spod farby zaczęła wypływać żywica, która skutecznie utrudniała czyszczenie desek z farby. Trzeba było się namęczyć, by w ogóle był jakieś efekt. Samo urządzenie lekkie nie jest. Ręka trzymająca opalarkę zaczyna boleć i drętwieć. Podgrzane powietrze odbija się od powierzchni wagonu i powoduje, że jest niesamowicie gorąco. Po trzydziestu minutach chce się pić i ma się serdecznie wszystkiego dość. Tak przynajmniej ja się czułem, gdy po raz pierwszy dzierżyłem w ręku opalarkę. Zusia nie narzekała.

Zuzia nie narzekała…

Nie jestem przyzwyczajona do tak ciężkiej pracy fizycznej

Mimo tego faktu dziewczyna spokojnie wykonywała powierzone jej zadanie. Pomalutku spod farby zaczęło wychodzić czyste drewno. Widoczne zaczęły być pierwsze efekty żmudnej pracy.

Efekty żmudnej pracy…

Przestawiamy wagony, Zuzia zrób sobie przerwę pomożesz maszyniście

Opalarka nie może pracować ciągle. Trzeba ją co jakieś czas wystudzać, aby się nie przepaliła. Taki czas nastał i Zuzia odłożyła ją na bok. W międzyczasie uruchomiono silnik malutkiej lokomotywy manewrowej Ls40. Nowy Wolontariusz został poproszony o pomoc przy przestawianiu wagonów.

O nowego maszynistę macie. O wiele ładniejszy od Jacka

Manewry z taborem kolejowym nie należą do najłatwiejszych zadań. Maszynista zajęty operowaniem szeregiem dźwigni ma ograniczone pole działania. Przydaje się druga osoba, która powie czy jeszcze można pchać, ciągnąć, czy manewrowi wyszli spod taboru. Ta rola przypadła Zuzi.

O nowego maszynistę macie. O wiele ładniejszy od Jacka…

Niektórzy starsi wiekiem i przesądni wieścili tragedię słowami:

Świat się kończy, kobieta na lokomotywie

Zuzia świetnie wywiązała się z powierzonej jej roli. Nie doszło do najmniejszego zgrzytu, a tabor został bezpiecznie przestawiony. Brawo…

Mechaniku jedziemy, droga wolna…

To żmudna robota

Po manewrach Zuzia wróciła do swojej deski i opalarki. Mozolnie odpadały kolejne fragmenty opalonej farby. Przy pracy czas płynie dwa razy szybciej. Zbliżał się powoli finisz prac.

Zrobię jeszcze tylko tą małą deseczkę

Wolontariusz może skończyć kiedy chce. Sam jest panem własnego czasu, kontrolą jakości własnej pracy. Zuzia wytrzymała cztery pełne godziny ciężkiej pracy. Oczyściła cztery pełne deski. To strasznie dużo jak na pierwszy raz. Jestem pełen uznania dla determinacji. Nie każdy młody człowiek tak potrafi. Warunki niemal frontowe, nieopodal ktoś tłukł młotem, pracowała elektryczna szlifierka…

Mimo, że ktoś obok ciągle walił młotkiem…

Tak skończyła się przygoda Zuzanny Pustelnik z kolejowym Wolontariatem. Czy będzie drugi raz? To tylko od niej zależy. Swoją postawą udowodniła, że jak się chce to można zrobić wiele. Pokonać własne słabości i nie oczekiwać za to zapłaty. Zwyciężyć przed samym sobą.
Na sam koniec- jako opiekun mogę tylko dodać: Dziękuję.

Marcin Kowalczyk

Wrocław 04.10.2010r.

Powrót do spisu treści “Wolontariatu”

Powrót do listy opowiadań z 2010r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *