Z protokołu policyjnego:

“Dnia 19.01.1889 roku doszło do zamieszek przy głównym trakcie miasta, Alei Miłościwie Nam Panującego Władcy Cesarza Franciszka II. Wzburzony tłum zgromadzony, przed rogatką kolejową wymagał poskromienia przez odział prewecyji tutejszego posterunku. Podczas interwecyji doszło do naruszenia prawa, w temacie nietykalności funkcjonariuszy i zakłócania porządku publicznego. Wylegitymowano i skierowano wniosek o przykładne ukaranie do sądu miejskiego najbardziej krewkich. Rajcy miejscy wystąpili również z roszczeniem do Zarządu Kolei Górnośląskiej, odpowiedzialnej ich zdaniem za zaistniałe wydarzenia. W szczególności wskazano na Ferdynanda Krotza, pełniącego funkcyje Naczelnika stacyji, jako bezpośredniego winowajcę. Nadmierne przestrzeganie przezeń paragrafów kolejowych jest zdaniem rajców przyczyną wielu kłopotów.”

Sporządził:
Starszy Posterunkowy
Feliks Graff.

Z protokołu rozprawy sądu miejskiego z dnia 25.01.1889 przeciwko Ferdynandowi Krotz.

Zeznania świadka zawiadowcy Henryka Heidego
“Kolej dotarła do naszego miasta około grudnia 1887 roku. Władze wojskowe zgodziły się na wpuszczenie w mury twierdzy nitki torów i wybudowanie dworca. Z początku Zarząd Spółki Koleje Górnośląskie stwierdził, że kolej skończy się tutaj. Jednak uzyskawszy dalsze koncesyje od Najjaśniejszego Pana Cesarza Franciszka II wybudowali tory do sąsiedniej stacyji węzłowej Olbrachtowic. Dworzec jak przystało na budynek pełniący funkcyje reprezentatywne został wybudowany z dużym rozmachem. Oprócz mieszkań dla pracowników kolejowych, zawierał trzy restaracyje i poczekalnie I, II, III i IV klasy. Ruch z początku niewielki zaczął szybko rosnąć. Zaplanowany początkowo układ torowy zdawał się być niewystarczający i musiał być rozbudowany. Po wykupie ziemi pod nowe tory zaczęła się modernizacyja. Ze stacyji wyszły dwie bocznice. Pierwsza do papierni Pana Alberta Zadke, druga do fabryki wyrobów drewnianych Mirosława Handke. Oprócz tego, wybudowano nową ładownię dostępną dla każdego, kto chciał nadać towar. Magazyn przechodni, rondo do nawracania parowozów, wieżę wodną i zasieki węglowe. Aleje Miłościwie Nam Panującego Władcy Cesarza Franciszka II przegrodzono drewnianymi rogatkami. Odtąd były one zamykane na czas ruchu pociągów, wjazdów i wyjazdów z bocznic oraz formowania składów. Całością dowodził mianowany przez Dyrektora Spółki- Naczelnik Ferdynand Krotz.
Był to potężny chłop o groźnym spojrzeniu. Długie sumiaste wąsy zagięte ku górze zadawały szyku jak i powagi. Często przechadzał się po peronach, mając w ręku krótką dyscyplinę, której raczył używać w razie zaniedbań. Wielu doświadczyło jej uroku, lecz nikt się nie skarżył. Naczelnik z racyji swojej wiedzy miał zawsze racje i oparcie w kolejowych paragrafach. Te znał na wylot i uważał, że spełniać je należy najdokładniej. Inaczej będzie bałagan i chaos w kolejowym mechanizmie. Codziennie przed rozpoczęciem służby zbierał cały personel w izbie poczekalni i dawał nauki jak postępować trzeba. Każdy musiał te nauki sobie zapamiętać, by z dyscypliną Naczelnika nie mieć doczynienia. Owego feralnego dnia pracy było jakby więcej. Dwa regimenty wojska czekały na załadowanie, drewno dla Pana Handke przyszło w czterech wagonach, z papierni wydzwaniali żeby parowóz przysłać, bo już wszystkie wagony załadowali. Rano nie było na to czasu, bo wyprawiano trzy pociągi. Pierwszy poranny w kierunku Olbrachtowic, złożony z dwunastu wagonów. Dalej ów skład jechał do samego Magdeburga. Jak tylko parowóz wagony poustawiał przy zadaszonym peronie, gawiedź z poczekalni się wysypała i zaczęła miejsce zajmować. Sam lokomobil nawodniono i owęglowano zanim podjechał do pociągu. W międzyczasie chłopcy od służby grzewczej tacyje z żarem pod pudła I, II i III klasy wstawiali. Ziąb nie był straszny, ale takie były wytyczne. IV klasa była nieogrzewana. Jak wszystko było richtig Naczelnik wyszedł przed budynek i spojrzawszy na cyferblat dał pozwolenie odjazdu. Zatelegrafowałem do dróżnika, by opuścił rogatki i upewniszwszy się, że nie widzę drągów w górę uniesionych dałem nakaz jazdy. Naczelnik był zadowolony, pociąg odszedł zgodnie z planem. Podobnie jak dwa pozostałe. Około 14.00 nastała przerwa w ruchu pociągów osobowych i można było zacząć manewry. Naczelnik wezwał ustawiaczy i ich majstra do siebie i przestawił, co jest do zrobienia. Majster podrapał się po swojej czuprynie i grzecznie wspomniał o kilku wadach ułożonego harmonogramu. Po pierwsze, podczas załadunku wojska wagony nie zmieszczą się na torze będą wystawać i blokować Aleje Najjaśniejszego Pana Cesarza Franciszka II. Naczelnik naburmuszył się wielce i odrzekł, że nie ma paragrafu mówiącego o tym, że Alei w razie pilnej potrzeby blokować nie wolno, a taka właśnie nastąpiła i on nie widzi przeszkód.
Na to majster dodał, że owe wagony blokować też będą wyjazdy z fabryk, gdyż na zwrotnicy stać będą. Naczelnik znów wygłosił tyradę, popartą zresztą paragrafami i nie zmienił planu. Punktualnie o 14.15 opuszczono drągi grodząc główną ulicyję miasta. Parowóz wyciągnął z bocznego toru wagony wojskowe i jął je wpychać pod ładownię, gdzie na koniach czekali kawalerzyści. Gdy zastopował rozpoczął się załadunek. Ta czynność trochę trwała, bo wojacy ze sobą mieli armaty, które trzeba było na platformach zamocować. Konie każdy musiał być uwiązany i sianem opatulony. Z początku jeszcze doszło do zamieszania, gdyż wojskiem chciał rządzić generał. Jego niekompetencyja i buta spowodowały zator wskutek błędnie umieszczonych armat, które zaczęły drogę innym rzeczom blokować. Majster nasz na próżno usiłował tłumaczyć, jak powinno się kolejno ładować. Generał był nieugięty. Naczelnik widząc całą mecyję z okna swego gabinetu, szybko przybył na ładownię. Najpierw obsztorcował majstra, że ten pozwala obcym, niekolejowym osobom w pracę na stacyji się mieszać. Potem podszedł do Generała. Nie wiem, co mu powiedział, ale wojskowy żachnął się niesłychanie. Obiecał interweniować na samej górze, ale w załadunku już nie przeszkadzał. Tymczasem wokół budki dróżnika Kokoszki zaczęły gromadzić się wzburzone osoby. Ulicę przegradzały wagony, przed rogatkami z obu stron stał już spory tłum i kilkadziesiąt pojazdów. Dochodziła godzina 14.45. Kokoszka wił się jak węgorz w galarecie i uczciwie mówił, że sam nic zrobić nie może. Ludzie z respektem na teren kolejowy nie wchodzili, bo kary za ten czyn były duże, ale niezadowolenie rosło. Naczelnik wrócił do siebie, akurat by podnieść telefon. Dzwoniła arcyważna osobistość z miasta oburzona tym co się na stacyji dzieje. Ponąć w kolejce przed rogatkami ugrzęzła kareta Arcyksięcia i Ministra Wojny. Sam Minister na pieszo udał się na stacyję, aby wyrazić swoje niezadowolenie. Wizyta tak zacnej osoby nie speszyła Naczelnika. Ukłoniwszy się uprzejmie wyjaśnił, że przyczyną całego opóźnienia jest arogacyja i buta dowodzącego kawaleryji, która się ładuje. Paragrafy wyraźnie mówią, że terenie kolejowym władzę stanowi on- Naczelnik. Armija zaś powinna być mu podrzędna. Minister nie mógł uwierzyć w to, co mówi Naczelnik i kazał sprowadzić do siebie Generała z ładowni, załadunek przerwać do czasu wyjaśnienia sprawy. Tak też uczyniono. Tymczasem dobiła na zegarze godzina piętnasta i tłum przed budką Kokoszki wrzał. Jakieś chuligan cisnął kamieniem i dróżnik uciekł do budki. Zadzwonił do mnie i powiadomił o mecyji. Poszedłem do Naczelnika, ten okopawszy się w grube księgi toczył spór z Generałem i Ministrem. Przerwałem Zacnym Panom ich dysputy i powiadomiłem o zamieszaniu. Minister i Naczelnik wysłuchawszy mojej relacyji stwierdzili, że zwykły tłum nie ma prawa ingerować w sprawy Armii i Kolei. Oboje zgodni stwierdzili, że na takowe zamieszki siłą trzeba odpowiedzieć. Naczelnik zadzwonił po policmajstrów a Minister nakazał, by Generał wraz z kilkoma ludźmi począł porządek przy rogatkach robić. Liczyli, że pojawienie się tak zacnych osobistości uspokoi i onieśmieli gawiedź. Kokoszka tymczasem leżał na ziemi ochroniwszy się w ten sposób przed ciskanymi kamieniami. Policaje dotrzeć na miejsce akcyji nie mogli, bo zator straszliwy się na mieście zrobił, z racji opuszczonych rogatek. Generał zobaczywszy ilość gawiedzi zawrócił po posiłki. Biedny Kokoszka przeżywał katusze. Co sprytniejsi próbowali przejść pod drągami, ale na szczęście udaremnili to policaje, którzy dotarli wreszcie na miejsce. Była godzina za trzy kwadranse szesnasta. W międzyczasie Naczelnik z Ministrem doszli do konsensusu, ale załadunku kontynuować nie mogli bo kawaleria potrzebna była do tłumienia zamieszek. Naczelnik stwierdził, że skoro wojsko i tak jest zajęte, nakazał wycofać wagony spod ładowni i wywieść papier z fabryki. Gawiedź widząc ruch na torach trochę się uspokoiła, a nawet zaciekawiła. Parowóz odstawił wojskowe wagony i wjechał do papierni. W międzyczasie Naczelnik myślał nawet o podniesieniu na moment rogatek, ale widząc nieprzebrany tłum przed nimi zaniechał tego czynu. Miał ku temu ważny powód, gawiedź mogłaby opóźnić manewry. Wreszcie gdy lokomobil wytargał wagony z papierem zaczął wpychać wagony z drewnem do drugiej fabryki. Tłum znów zaczął domagać się przejścia. Policyjne pałki ledwie panowały nad emocjami. Jak zakończono dostarczanie drewna do fabryki, to parowóz wyjechał na boczny tor, bo szedł osobowy. Na dziesięć minut przed przyjazdem przerwano manewry i zgodnie z przepisami powinno się opuścić drągi. Te ostanie były już za długo opuszczone. Rwetes jaki czynił tłum dochodził, aż do okien Naczelnika. Po wjeździe osobowego Naczelnik mimo protestów Ministra Wojny, który chciał załadować wojsko, nakazał podnieść rogatki. Kokoszko wyszedł przed budę i otworzył przejazd. Sodomia i gomioria zaczęła się dziać. Ryksze i inne pojazdy ruszyły nagle i nie bacząc na tłum chciały jak najszybciej przejechać. Z przeciwnego kierunku to samo. W harmidrze policaje zostali poszarpani i część z nich pałki potraciła. Na całe szczęście olbrzymia burza najszła nad rogatki i jeła sypać śniegiem i gradem. Kto żyw uciekał w nogach. Zator rozpłynął się w zamieci dosłownie. I tak to było Wysoki Sądzie…”

Odpis wyroku ze sprawy przeciwko Ferdynandowi Krotz.

“Wysoka Instancyja uwalnia Naczelnika Ferdynanda Krotza od zarzutu spowodowania zamieszek. Stwierdza, że winny jest Zarząd Spółki Kolejowej. Nakazuje wybudowanie mostu nad torami, dzięki którym do podobnych sytuacyj nie dojdzie. Winny jest zaś Naczelnik dopuszczenia bałaganu na terenie kolejowym z racji wdania się w dysputy z Najjaśniejszym Ministrem Wojny. Powinien z racyji posiadanej władzy, spór zakończyć i załadunek uskutecznić. Z racji wzięcia pod uwagę możliwość onieśmielenia osobą Najjaśniejszym Ministrem Wojny, udziela się upomnienia bez wpływu na dalszą służbę”

Wypis z Akt nr.12341889

“Udziela się nagany Generałowi Dowódcy IV Regimentu Kawalerii, za nieuzasadnione mieszanie w sprawy kolejowe i spowodowanie tym samym opóźnienia załadunku”

Akta Służbowe Dróżnika Kokoszki str. 15

“Nakazuje się dróżnikowi Kokoszce wstawienie na własny koszt wybitych przez gawiedź szyb w posterunku. Dróżnik z racji funkcyji powinien zapobiec dewastacji mienia kolejowego”

Protokół z Zebrania Zarządu Spółki Kolei Górnośląskiej.

“W związku z poniesionymi dodatkowymi kosztami w związku z nakazem budowy wiaduktu, część kwoty uposażenia Naczelnika, zawiadowcy, manewrowych i dróżnika Kokoszki zostanie przeznaczona na ten cel. Zarząd Spółki uważa w/w współwinnych zaistniałego zajścia.”

KONIEC

Wrocław; 25.07.2010r.

Powrót do listy opowiadań z 2010r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *