20 lipiec 2009

Droga do pracy dłużyła się niemiłosiernie. A wszystko przez remont placu Bema i objazdy. Kiedyś miałem bezpośredni tramwaj, dziś musiałem się przesiadać na ósemkę koło dworca Nadodrze. Ponadto były wakacje i ograniczono takt kursowania komunikacji tramwajowej do trzech kursów na godzinę. Urzędnicy wyszli z założenia, że wraz ze studentami i uczniami pozostali mieszkańcy też wyjechali z miasta. Wcisnąłem się do zatłoczonego wozu i zamarłem oparty o aluminiową porysowana rurkę. Mijałem wysokie kamienice ulicy Chrobrego, wymarły uniwersytet, nowoczesne szklane kino Helios, by znaleźć się koło Dworca Głównego. Tam uaktywnił się mój telefon komórkowy. Nie musiałem spoglądać na wyświetlacz, by wiedzieć kto dzwoni. Na ten kontakt miałem ustawiony specjalny i niepowtarzalny dzwonek- dźwięk piły tarczowej. Wysiadłem z tramwaju i odebrałem połączenie:
-Tak szefie…
-Witaj Covalus, możesz od razu walić na Gądów.
-Taaa, a co tam mamy?
-“Mięso” na torach, Natalia jest też powiadomiona. Czeka na Ciebie koło “NOT-u”.
Szef rozłączył się. “Mięso na torach” oznaczało w naszym żargonie potrącenie człowieka przez pociąg, na ogół śmiertelne. Do samochodu Natalii dotarłem dziesięć minut później. Moja współpracownica oparta o kierownicę słuchała radia. Chyba jeszcze drzemała, bo zauważyła mnie dopiero, jak usiadłem obok niej.
-Cześć pracy. Obudziłem ją.
-Witaj, niezły ranek mamy.
Wzruszyłem ramionami. Nie chciało mi się powtarzać “taka praca”. Natalia była u nas od niedawna i jeszcze nie przyzwyczaiła się do obcowania z ludzkim nieszczęściem. Nadal podchodziła do tego zbyt uczuciowo. To ją trochę wypalało. Dawałem jej jeszcze pół roku, by stała się taka jak większość z nas. Beznamiętna i zimna jak skała. To pomagało przetrwać w tym zawodzie.
Zajechaliśmy pod budynek dworca towarowego Wrocław Gądów. Stał tam już radiowóz z dwoma policjantami. Zastukałem w szybę. Została opuszczona.
-Covalus komisja wypadkowa, zabezpieczyliście miejsce wypadku?
Młody policjant skinął głową i dodał:
-Ogrodziliśmy taśmą i pilnujemy na zmianę, by nikt tam nie wchodził, prokurator już jedzie.
-Jak dojedzie skierujcie go do biura naczelnika, to na pierwszym piętrze. Wskazałem na budynek.
-Dobra.
-Moja współpracownica zrobi dokumentacje. Wskazałem na Natalię.
-Nieprzyjemny widok. Mruknął policjant.
Zostawiłem ich samych sobie i wydałem Natalii instrukcje. Dziewczyna wzięła aparat cyfrowy i blok i udała się na miejsce wypadku. Patrzyłem na jej plecy, czując się trochę podle, że zlecam jej taką robotę. Sam nie miałem ochoty na oglądanie “tatara” z rana. Wszedłem do budynku ekspozytury. Po wąskich schodach doszedłem na pierwsze piętro i bez pukania wparowalem do biura naczelnika. Za stołem siedział starszy postawny mężczyzna. Podniósł głowę znad papierów i wstał.
-Covalus wypadkowa. Przedstawiłem się i pokazałem legitymacje.
-Malinowski Naczelnik, siadaj pan. Wskazał mi krzesło.
-Jak, to się stało naczelniku? Zapytałem i wyciągnąłem dyktafon.
-Moment, napijesz się pan kawy? Zaproponował.
-Chętnie. Odpowiedziałem.
Naczelnik wstał i nalał wody do czajnika elektrycznego. Ze stojącej obok szafki wyciągnął dwie szklanki i wsypał do nich kawę. Potem oczekiwał na zagotowanie wody, by wreszcie postawić przede mną parujący płyn.
-Gądów to duża stacja. Wiele torów i zakamarków. Ruch spory, choć nie tak duży jak kiedyś. Pociągi mijają stację z małą prędkością, wiele rozjazdów się sypie. Stąd ograniczenia. Ciało znalazł maszynista pociągu 34566. Zobaczył je, gdy jego pociąg stanął pod semaforem. Leżało około piętnastu metrów od słupa. Sądząc po stanie przejechał po nim więcej niż jeden pociąg. Rano była lekka mgła, nikt nie meldował.
-Ten denat, pracownik?
-Nie wiem panie, tam jest jatka. Nie przyglądałem się. Wydałem polecenie zamknięcia toru i zadzwoniłem po was. Zatrzymaliśmy też pociągi przejeżdżające po tym torze. W sumie trzy składy.
-Niech naczelnik każe przez radio, aby maszyniści niczego nie ruszali. Skieruję do nich swoich ludzi.
-Dobra.
Naczelnik zajął się radiem, a ja wydzwanianiem po reszcie członków zespołu i podawaniem im miejsca postoju pociągów. Do pokoju weszła Natalia. Była blada.
-Tu masz opis miejsca wypadku. Zdjęcia zrobiłam. Masakra- Lekko drżała na całym ciele.
-Naczelnik Malinowski, moja współpracownica Natalia Nowak. Przedstawiłem ich sobie.
Naczelnik galanterią ucałował dłoń dziewczyny i zaproponował ten sam napój co mnie. Pozostało nam już czekać na prokuratora. Mimochodem obserwowałem ruch na stacji. Najpierw od strony Kuźnik wtoczył się prywaciarz -wahadło z kamieniem. Pociąg prowadziła biało-czerwona BR 232. Z boku do wyjazdu szykowała się pomarańczowa-czarna 182 z logiem STK. Na stacji stały jeszcze dwa byki z pustymi węglarkami. Jeden ET 41 z mieszanym pociągiem do Wałbrzycha. Czerwony Gagarin Orlenu i trochę pojazdów pomocniczych. Po godzinie do drzwi zapukał prokurator z papierami. Oznajmił, że jego ekipa zbiera ciało i nasza obecność na miejscu zdarzenia jest zbędna. Podpisałem co trzeba i wróciliśmy z Natalią do pracy na Joannitów.

27 lipca 2009; Dyrekcja PKP

Za oknem skwar rozlewał się po ulicy. Słupek termometru sięgał trzydziestego trzeciego stopnia. Moje biuro nie miało klimatyzacji i przypominało terrarium lub szklarnię, jak kto woli. Koszulka przykleiła mi się do pleców i co rusz z czoła spadały krople potu. Starałem się je ignorować. Natalia oparła się o biurko i starała się ochłodzić wachlując starymi raportami. Niewiele to dawało i jej bluzka na plecach wyglądała podobnie jak moja. Do drzwi ktoś zapukał. Nie chciało mi się odzywać i czekałem, aż intruz sobie pójdzie. Ten jednak nacisnął klamkę i wszedł do środka. Był nim młody mężczyzna. Wysportowany i dobrze zbudowany. Wzbudził zainteresowanie Natalii a moją niechęć, potęgowaną zazdrością.
-Słucham Pana. Powoli cedziłem słowa.
-Komisarz Zięba, policja kryminalna.
Lekko zdębiałem i wyprostowałem się. Cóż kryminalni chcą ode mnie? Komisarz usiadł na krześle dla petentów i wyjaśnił powód swego przybycia.
-Ja w sprawie tego wypadku na Gądowie.
-Jakieś papiery trzeba podpisać? Wyszedłem przed szereg.
-Niekoniecznie, rozpoczęliśmy śledztwo w tej sprawie.
-Śledztwo? Zdziwiłem się.
-Właśnie.
-Przecież to wypadek, gość wpadł pod pociąg i koniec sprawy. Stwierdziłem
-Niekoniecznie. Nasi ludzie zbadali ciało. Choć był z tym pewien kłopot.
-Makabryczne puzzle, współczuję temu kto to musiał poskładać do kupy. Wtrąciła się Natalia.
Komisarz uśmiechnął się do niej. Mnie pękła żyłka na czole.
-Natalia, zejdź na dół i zanieść raporty do szefa. Czeka na nie od dwóch godzin ! Warknąłem na moją podwładną, przywołując ją do porządku. Bez słowa wyszła.
-Na czym to skończyliśmy komisarzu? Wróciłem do wątku zasadniczego naszej rozmowy.
-Otóż, mężczyzna ten nie żył za nim został przejechany przez pociąg. Został wcześniej uduszony. Na tory ktoś podrzucił zwłoki. Mamy więc morderstwo. Na podstawie kawałków twarzy i DNA ustalono tożsamość ofiary. Nazywał się Zygmunt Zawada i był pracownikiem stacji Wrocław Gądów.
-Poinformowaliście Naczelnika?
-Tak, ale on wcześniej zwolnił Zawadę za samowolne opuszczenie miejsca pracy.
-Tak szybko, nie interesował się dlaczego ten nie przylazł do pracy?
-Zawada nadużywał alkoholu i to nie pierwszy jego wybryk. Naczelnik twierdzi że miarka się przebrała. Oczywiście po tym, jak poinformowałem go o fakcie śmierci Zawady, był nieco zszokowany.
-W jakim charakterze pracował tam Zawada? Zapytałem.
-Torowego.
-Kto i dlaczego zabija torowego?
-Właśnie dlatego jestem tutaj u Pana. Podejrzewam, że zrobił to ktoś z branży.
-Uuuuu… a może to pijackie porachunki?
-Zwłoki były na właściwym torze, tylko z niego odjeżdżały rano, aż trzy pociągi. Gdyby leżały na pozostałych szybko by je namierzono z nastawni. Miejsce było wybrane nieprzypadkowo.
Zacząłem się zastanawiać. To miało sens. Komisarz kontynuował.
-Chciałbym, aby poszperał Pan w papierach Zawady i innych i coś wyciągnął. Pomógł mi znaleźć odpowiedź na pytanie- ” po co zabijać torowego”? W waszej firmie ciężko coś uzyskać, nawet policji.
Uśmiechnąłem się. Komisarz miał rację. Ten budynek rządził się swoimi prawami. Za ścianami rodziły się kodeksy, których przestrzeganie gwarantowało sukces. Trzeba było delikatnej tajemnej wiedzy, kogo zapytać, jak zapytać, aby nie urazić. Tutaj działały tylko układy. Z początku nie chciałem mu pomagać. Niestety zasiał w mej głowie nasionko ciekawości. Też chciałem wiedzieć kto zabił torowego.
-Dobra Komisarzu, ale pozwoli mi Pan uczestniczyć w postępowaniu. Wyłożyłem swoją ofertę na stół
-Jak Pan chce, ale to nie CSI NY czy inny serial. Zawiedzie się Pan.
-Zaryzykuję. Proszę przyjść jutro coś postaram się znaleźć.
Uścisnęliśmy sobie ręce i Komisarz opuścił pokój. Zasiadłem do komputera by zacząć poszukiwania.

27 lipca 2009; Dyrekcja PKP

Wstukałem do zakładowej wyszukiwarki frazę “Zygmunt Zawada” Powolny komputer mimo upału dość sprawnie mielił dane. Na ekranie migotały sygnatury spraw rozwiązanych i tych z “archiwum X”. Dysk twardy rzęził niemiłosiernie. W końcu wszystko jak za dotknięciem czarodziejskiej batuty ustało. Na ekranie migotały cyfry. Spisałem je i udałem się do archiwum w celu zaznajomienia się z dokumentami. Tam na dole było przyjemnie chłodno. Grube, przesiąknięte wilgocią mury dawały odetchnąć od wszech obecnego upału. Portierka na mój widok nawet nie wychylała się ze swojego kantorka. Machnęła tylko ospale ręką i zezwoliła tym samym na wejście do środka. Trochę to trwało zanim odnalazłem regał a na nim teczkę. Wyjąłem pożółkły wolumin i wypisałem kartę wypożyczeń. Wróciłem do swojego biurka i zająłem się lekturą. Sprawa dotyczyła wypadku 2 sierpnia 1978 roku na stacji Wrocław Gądów towarowy.

Pociąg towarowy 3347 nazywany przez niektórych “śmieciuchem” przez innych “zbiorczym” lub po prostu “zdawką” oczekiwał na wyjazd pod semaforem S 4 w kierunku Wrocławia Brochowa. Nieco zdezelowany Ty2 z tendrem skrzyniowym wypuszczał kominem białe kłęby pary. Wreszcie na tarczy sygnalizatora wyświetliło się zezwolenie na opuszczenie stacji. Parowóz ruszył płynnie, gdyż to co ciągnął nie było obfite. Ot dwa wagony kryte K23, puste, jedna czteroosiowa platforma z drzewem i trzy czteroosiowe czarne cysterny ze smołą. Pociąg szedł właśnie po ostatnim rozjeździe, gdy w środku składu rozległ się huk i część wagonów przechyliła się niebezpiecznie. Maszynista ostro zahamował i wychylił się z budki .
-Ani chybi wylazły… Poinformował pomocnika.
Platforma i cysterny były poza osią toru. Nagle z przeciwka dostrzegli oboje wjeżdżające na stację eszelon 2234s. W związku z tym, iż przebieg wojskowego był bez zatrzymania, miał on dość znaczną prędkość. Maszynista Ty2 widząc, że wykolejone wagony zachodzą na skrajnie toru sąsiedniego zaczął gwizdawką dawać sygnał “Alarm”. Eszelon prowadziła ST44 i chyba spali na jej pokładzie, bowiem nie zmniejszyli prędkości. Gdy tylko lokomotywa spalinowa minęła parowóz rozległ się kolejny huk i platforma została odrzucona na bok. Cysterny niestety były pełne i już tak łatwo nie poddały się. Gagarin rozerwał ich zbiorniki i tony gorącej smoły rozlały się po głowicy wjazdowej. Wreszcie eszelon stanął. Drużyna ST 44 została ciężko poparzona. Trochę potłukli się żołnierze jadący w wagonach z tyłu. Poza tym nikomu więcej nic się nie stało. Komisja ustaliła, że przyczyną wypadku było pęknięcie iglicy rozjazdu, przez który przejeżdżał parowóz.

I tu pojawia się nazwisko Zygmunta Zawady. Jako torowy dopełnił on swojego obowiązku i obszedł głowicę rano. Przechodząc przez ten rozjazd nie zauważył nic zdrożnego. Tak przynajmniej napisał w porannym raporcie. Fotokopia dokumentu była załączona. Patrząc na nią coś mnie tknęło. Straszliwie nieudolny podpis pod raportem. Tak jakby temu, kto się podpisywał drżała ręka. Sięgnąłem po telefon i przekręciłem do kadr.
-Covalus, macie tam jeszcze jakieś papiery niejakiego Zygmunta Zawady?
W słuchawce zapadła cisza, potem usłyszałem potwierdzenie.
-Fajnie, zaraz u was będę.
W kadrach przywitała mnie Pani Urszula. Dość dobrze zbudowana sympatyczna kobieta w słusznym wieku. Zawsze zamęczała mnie o badania okresowe. Podała mi teczkę Zawady. Zacząłem szukać dokumentów z jego podpisem. Znalazłem oświadczenie z danymi. Porównałem podpisy z fotokopii i oświadczenia. Zupełnie różne. Pokazałem je Pani Urszuli.
-Jakby pijany był… Stwierdziła.
Zrobiłem ksero i wróciłem do siebie. W głowie kłębiły mi się myśli. Jeśli Zawada, będąc zalanym zrobił obchód, pewnie się nie przyglądał. Pozostaje mu to udowodnić. Tylko co mi to daje?

28 lipca 2009; Komenda Wrocław Fabryczna

Z samego rana zadzwoniłem do komisarza. Umówiłem się z nim na komendzie po pracy. Jego biurko stało w dużym gabinecie z klimatyzacją. Miał lepiej niż ja. Przedstawiłem mu wyniki moich dotychczasowych poszukiwań, łącznie z wątpliwościami na temat podpisu. Komisarz przyjrzał się obu dokumentom i pokiwał głową.
-Wyraźnie inne, może rzeczywiście był pijany tego dnia? Zapytał sam siebie.
– Nawet, jeśli tak, to czyni go tylko głównym sprawcą wypadku. Nadal nie wiemy dlaczego ktoś go zamordował. Zresztą jak sprawdzić, czy był pijany tamtego dnia? Dawno było… Włączyłem się w dyskusje.
-Widzisz Covalus, to akurat jest sprawdzić łatwo, Zawada pił zawsze w jednej knajpie. Obok miejsca zamieszkania. Jest tam stała obsługa od czasów prehistorycznych. Powinni coś pamiętać.
-I co dalej?
-Powoli do przodu, zawsze to jakaś informacja. Jedziesz ze mną?
Zgodziłem się. Służbowym fordem mondeo udaliśmy się na Psie Pole.

Psie Pole tego samego dnia; Knajpa ABC.

Wyszynk mieścił się w budynku przy ulicy Krzywoustego. Wchodziło się doń po schodach. Ich sfatygowane stopnie świadczyły o dość sporym ruchu i wieku lokalu. W środku było gęsto od dymu, zapachu potu i piwa. Bywalcy siedzieli przy obdrapanych stolikach i grali w karty, albo wpatrywali się w kufle złocistego płynu. Gdy mijaliśmy stoliki śledziły nas niezbyt przyjazne spojrzenia. Zięba zasiadł za barem i oparł ręce o brudny blat. Siwy barman o rękach ozdobionych licznymi tatuażami podszedł do niego.
-Czego tu, glin nie obsługuje?
-Skąd wiesz jeszcze nie wyjąłem blachy? Spytał Zięba.
-Czuć was na kilometr.
-Jedno pytanie o gościa, który już nie zawita w te progi i spadam. Bez problemów…
-A jak nie… Oponował barman.
-Sanepid, wizyta na posterunku i inne kłopoty.
Barman długo trawił informację w myślach.
-Pytaj pan…
Zięba położył na blacie zdjęcie Zawady. Barman wziął je w brudne palce i zbliżył do twarzy.
-O “dżin”. Rozpoznał widniejącą na nim osobę.
-Dżin?
-Taaa, zawsze pojawiał się tam, gdzie otwierano butelkę. Stąd ksywa. Często na sępa. Bez mamony, spokojny. Pewnie zdechł pijany, gdzieś pod płotem.
-Coś w tym rodzaju. Powiedz mi czy 1 sierpnia 1978 roku Zawada pił tu?
Barman roześmiał się dość głośno.
-Panie to pół wieku temu, skąd ja mam pamiętać.
-Następnego dnia był wypadek na stacji, gdzie pracował. Wtrąciłem.
-Zaraz, czekaj no pan. Barman poskrobał się po głowie. Wyszedł zza kontuaru i podszedł do stolika pod ścianą. Siedział tam starszy pomarszczony facet. Dość długo rozmawiali. W końcu barman wrócił za kontuar i oznajmił.
-On tu wtedy był, cały dzień i chlał na umór.
-Jesteście pewni? Zadał pytanie Zięba.
-Tak, zaraz następnego dnia chwalił się wszystkim, jak to dobrze, że tak wycyrklował, bo na jego stacji jakaś rozpierducha była.
-Dzięki. Zakończył rozmowę Zięba i ścigani zimnymi spojrzeniami opuściliśmy lokal. W fordzie komisarz spojrzał na mnie i zapytał.
-Ciekawe, cały dzień w knajpie i jednocześnie w pracy?
Rozłożyłem ręce najszerzej jak się dało.
-W takim razie kto sporządził i podpisał raport? Odpowiedziałem pytaniem.
-A komu zależy by wszystko było w porządku w papierach Covalus?
-Naczelnikowi stacji, szczególnie jak jest wypadek.
-No widzisz, pora ponownie odwiedzić Naczelnika Malinowskiego. Klepnął mnie w ramię Zięba.
-Zaraz, mam mały pomysł. Czytałeś “Siłę strachu” Alistaira MacLeana ?
-Covalus to śledztwo o morderstwo nie jakaś zabawa. Zgromił mnie Zięba.
-Czyli nie czytałeś, mogę to ja rozegrać?
Komisarz długo się zastanawiał.
-Jak schrzanisz oskarżę Cię o utrudnianie śledztwa.
-Dobra.

Stacja Gądów 28 lipca wieczorem

Naczelnik właśnie szykował się do wyjścia do domu, gdy wparowaliśmy do jego biura.
-Mnie Pan już zna, a to jest komisarz Zięba. Przejąłem inicjatywę.
Naczelnik wskazał nam krzesła.
– Z czym Panowie przyszli ? Spytał i usiadł naprzeciwko.
Sięgnąłem to torby wyjąłem dokument. Kartkę złożonego papieru A4.
-Naczelniku my już wszystko wiemy, Zawada list zostawił… Położyłem kartkę przed nim.
Zbladł i nawet jej nie tknął. Schował twarz w dłoniach na moment, potem wstał i odwrócił się do okna. Zaczął mówić. Zięba po kryjomu uruchomił dyktafon i trzymał go w pobliżu biurka.
– Zawada pił. Robił to dość często. Tamtego dnia w ogóle nie przyszedł do pracy. Wyszło to zdarzenie na głowicy wyjazdowej od strony Brochowa. Wiedziałem, że nikt rano nie zrobił obchodu i chciałem to jakoś zatuszować. Podpisałem za niego ten raport i kartę obecności. Na drugi dzień na osobności wyjaśniłem gnojowi na czym stoi, że mu i tak nikt nie uwierzy itd. Zgodził się trzymać gębę na kłódkę. Trwało to długo, aż do tamtego roku. Zaczął się dopominać o drobne kwoty na alkohol. Zjawiał się rano z głupią miną i mówił: “Naczelnik da na flaszkę, bo się wygadam co było wtedy”. Co miałem robić dawałem. W czwartek zażądał aż dwóch tysięcy. Nerwy mi puściły i chwyciłem go za szyję. Sam nie wiem ile to trwało. Potem położyłem ciało na torach…
Naczelnik urwał nagle i usiadł za biurkiem. Zięba wyłączył dyktafon i z komórki zadzwonił na komendę. Ja zaś sięgnąłem na biurko i schowałem do torby złożoną kartkę A4. Napisane ręcznie zapotrzebowanie na tusz do drukarki, które zapomniałem zostawić szefowi.

KONIEC

Wrocław; 24.08.2009r.

Powrót do listy opowiadań z 2009r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *