Najpierw padał śnieg, pokrył nasze brudne wrocławskie ulice białym prześcieradłem. Zniknęły gdzieś pod nim dziury, bieda i inne mniej przyjemne rzeczy. Zrobiło się tak jakoś piękniej. Mróz lekko podszczypywał moją twarz, gdy gnałem do pracy. W normalny dzień dojechałbym tramwajem, ale wskutek nagłego ataku zimy padło zasilanie. Miejskie pociągi stały bezradne mrugając smutno kierunkowskazami. Dobrze, że to piątek, samo funkcjonowanie w ostatni dzień tygodnia z racji wizji weekendu jest łatwiejsze. Lekko spóźniony dotarłem do swojego gabinetu. Zaraz uzupełniłem poziom wody w ekspresie do kawy i włączyłem to urządzenie. Spojrzałem z wielkim wyrzutem na stertę niezrobionych raportów. Jak śmiały leżeć na moim biurku i przypominać mi o fakcie złej logistyki w miejscu pracy?! Przełożyłem je na biurko mojej współpracownicy Natalii. Na co liczyłem?
Może nie zauważy, że to nie jej i zrobi? W sumie nie obchodziło mnie to, byłem jej przełożonym i mogłem wydać polecenie służbowe. Spojrzałem jeszcze raz na teczki. Sporo tego było i wszystko moje. Moje malutkie sumienie zawyło z rozpaczy. Zdusiłem je, jak palacz rzucający palenie, ostatniego papierosa. Dzisiejsze życie promuje twardych i takim trzeba być. Kawa powoli wypełniła podstawiony dzbanek. Miły aromat połaskotał moje zmysły węchu. Wlałem sobie napój do metalowego kubka i zasiadłem za komputerem. W tej samej chwili do gabinetu weszła Natalia. Zrzuciła zaśnieżoną kurtkę i spojrzała na ekspres z kawą. Uśmiechnąłem się zachęcająco kątem oka sprawdzając czy zauważyła dodatkowe teczki. Jeszcze nie. Po prostu nalała sobie kawy i chwilę stała pijąc małymi łykami. Patrząc na nią poczułem lekkie ciepło gdzieś wewnątrz ciała. Mój osobisty zbiornik wspomnień usiłował odnaleźć informację o tym, kiedy po raz ostatni byłem z kobietą. Musiało to być bardzo dawno, bowiem pliku nie odnaleziono.

***

EU 09 zjechała z punktu kontrolnego na Szczęśliwcach. Mechanik przejrzał książkę napraw i przystąpił do sprawdzania podstawowych elementów pojazdu. Wszystko chyba grało. Na tarczy wyświetliło się białe światło. Lokomotywa ruszyła ku grupie postojowej po wagony. Dotarłszy na miejsce przypięła na hak dziewięć klas i przystąpiono do próby hamulca. Rewident był bardzo dokładny, więc zeszło trochę więcej czasu niż powinno. Podpisano stosowne papiery, w tym kartę próby hamulca. Ekspres “Kościuszko” był gotowy do wyjazdu w perony. Zgody udzielono niemal natychmiast. Rozpoczęła się powolna jazda pośród plątaniny torów grupy postojowej. Wszystko kontrolowali karzełkowi strażnicy drogi manewrowej. Przed wjazdem w perony mechanik sięgnął po mikrofon radia.
-Tu 34456 do Zachodnie próba radia.
Nie otrzymał odpowiedzi. Powtórzył swe pytanie jeszcze raz. Wreszcie coś zachrypiało z głośnika. Udało się odcyfrować ostanie słowo “słychać”. Mechanik wściekły sięgnął do “książki zgłoszeń”. Jak byk było tam napisane – uszkodzone radio. Obok jak byk ktoś dopisał – sprawdzono działa. Maszynista cisnął książkę w kierunku pomocnika. Ten schował ją do szafy z tyłu. Podano semafor na wjazd w perony. Pociąg powoli zaparkował koło betonowej krawędzi. Mechanik wysiadł i dopadł kierownika składu. Zameldowała mu o możliwych kłopotach z radiem. Ten kazał mu przedzwonić do dyspozytora. Dyspozytor zapytał ostro:
-Słychać coś mechaniku?!
-Coś słychać ale niewyraźnie.
-To nie pieprzcie mi tu i jedźcie, nie mam drugiej lokomotywy.
Połączenie zostało przerwane. Ekspres “Kościuszko” punktualnie wyjechał ze stacji.

***

Natalia nawet nie pytała skąd się wzięły dodatkowe teczki na jej biurku. Po prostu zaczęła je wypełniać. Zakochaliście się kiedyś we współpracownicy? W tym momencie ja tak. Zadzwonił telefon. Ktoś gdzieś prosił o jakieś dane. Musiałem przerwać błogie lenistwo i użyć komputera. Odnalazłem poszukiwane klucze liczb i podałem je proszącemu. Spojrzałem na zegarek, czas w piątek płynął zbyt wolno.

***

Ekspres wjechał na CMK i osiągnął rozkładową 140 km/h. Zostawiając za sobą biały tuman mgły pokonywał kolejne kilometry. SBL udzielał mu zezwoleń na forsowanie następnych odstępów. Wszystko szło jak po maśle. Powoli zbliżał się do stacji Mława. Dyspozytor odcinkowy śledził sytuację na szlaku na szklanym monitorze. Zielona kreska symbolizująca 34456 powoli zbliżała się do punktu oznaczającego “Mławę”. Odstęp za stacją był wolny, aż do następnej – Rokitki. Niestety tory główne w Rokitkach świeciły się na czerwono. Na komputerowym ekranie zajmowały je liczby 55674. Dyspozytor spojrzał na wykaz pociągów. 55674 to prywatny przewoźnik, który już dawno miał opuścić Rokitki. Mimo podanego sygnału zezwalającego nadal tkwił w stacji. Dyspozytor sięgnął po mikrofon radia.
-Dyspozytor odcinkowy “Siemiatycze” wzywa 55674 !
-55674 do Dyspozytora mamy awarię sprężarki, nie damy rady wyjechać o czasie, możecie wygasić semafor.
Dyspozytor zaklął z cicha i rozwiązał przebieg. Zielone światło przed uszkodzoną lokomotywą prywatnego przewoźnika zgasło i pojawił się czerwony sygnał S1. Na planie sytuacyjnym 34456 minął Mławę i znajdował się o osiem odstępów przed Rokitkami. Dyspozytor ułożył dla niego nową drogę przebiegu w obrębie Rokitek, po sąsiednim torze głównym. Wymagało to zmiany toru po rozjeździe z prędkością 60 km/h. Dyspozytor sięgnął po radio, aby powiadomić maszynistę pociągu o zmianie sytuacji ruchowej. Dwukrotnie wywoływał 34456. Nadaremnie. Na planie świetlnym 34456 minął SBL ze wskaźnikiem W18.

***

Mechanik w EP 09 mocował się radiem. Próbował kilkukrotnie połączyć się z Dyspozytorem odcinkowym. Nawet kilkukrotnie zdawało mu się, że coś słyszał, ale to były tylko zakłócenia. Wraz z pomocnikiem podjęli decyzję, że za Rokitkami stają na pierwszej lepszej stacji i żądają lokomotywy zastępczej. Maszynista podniósł wzrok znad odbiornika. Wrócił do obserwacji szlaku. Po chwili zdał sobie sprawę, że minął semafor SBL pełniący rolę tarczy ostrzegawczej. Był pewien, że w Rokitkach pojadą bez przeszkód, ale na wszelki wypadek przekręcił nastawnik do oporu w lewo. Pociąg mknął około 130 km/h w kierunku semafora wjazdowego na stację. Mechanik starał się przebić wzrokiem padający śnieg. Gdy wreszcie mu się to udało, na jego twarzy wykwitł grymas przerażenia. Semafor zamiast oczekiwanego S2 “Wolnej jazdy z największą dozwoloną szybkością”, wyświetlał S12a. Sygnał oznaczał, że należy zmniejszyć prędkość do 60 km/h i podobnej lub 40 km/h spodziewać się przy następnym.
– Rany Boskie !!! Wrzasnął mechanik i przestawił zawór hamulca w pozycję “hamowanie nagłe”
34456 sypnął iskrami spod kół. Pasażerowie pospadali z siedzeń. Po przedziałach zaczęły fruwać walizki, laptopy i kubki z kawą. Pierwsza na feralny rozjazd wjechała lokomotywa. Jej prędkość mimo ciągłego hamowania wynosiła nadal ponad 100 km/h. Ostro pociągnęła w lewo. Mechanika wyrzuciło z fotela i cisnęło na stanowisko pomocnika. Za przykładem lokomotywy poszły wagony. Pierwszy mimo za dużej prędkości przeszedł przez rozjazd. W jego wnętrzu pojawili się ranni. Ciśnięci o ścianę, z licznymi złamaniami. Drugi i trzeci wagon cudem utrzymały się na torach. Dobra passa skończyła się wraz z czwartym wagonem. Jego prędkość była już tylko 90 km/h, ale władca praw fizyki nie uznawał kompromisów. Pierwszy wózek wyskoczył ponad szyny i począł iść pomiędzy nimi. Potem uderzył w krzyżownicę. Wyrwało go z łoża mocującego. Mimo tego stanu pozostał pod wagonem i nadal pełnił rolę podpory. Rył betonowe podkłady nie dopuszczając do przewrócenia się pudła. W środku sytuacja przypominała jazdę na szalonym “roller coasterze”. Zerwały się półki na bagaże. Niektórzy z podróżujących wyrzuceni zostali ze swoich siedzeń i miotali się po podłodze, jak cegły w pralce automatycznej- podczas wirowania. Piąty wagon wyskoczył z szyn, ale utrzymał pionową pozycję i szedł za czwartym. Opór czwartego i piątego powodowały gwałtowne wytracenie prędkości pozostałych czterech klas. Zostały one w ryzach stalowych nitek i pokonały rozjazd z wymaganą prędkością. Gdy szaleństwo ustało i opadł kurz ze śniegiem zapadła cisza, przerywana jękiem rannych.

***

Wpatrywałem się w moją podwładną ze swoistą zazdrością. Chciałbym mieć jej chęć do pracy, poświęcenie i zaangażowanie. Tą kontemplację przerwał mi telefon od szefa z nakazem stawiennictwa. To, co usłyszałem było na tyle wstrząsające, że usiadłem. Właśnie oznajmiono mi, że szlag trafił mój weekend, bo jakieś pociąg się wykoleił. Chyba napiszę do komisji prześladowanych przy ONZ.
-… pojedziecie tam zaraz samochodem na kogutach, CMK ma być udrożniona do wtorku. Hotel zarezerwowałem na miejscu. Niestety był tylko jeden pokój. Prześpisz się na podłodze, i bez wygłupów bo nocujesz ze swoją współpracownicą. Do roboty Covalus…
Z tą podłogą przesadził. Gdzie ja miałem ten adres do tego ONZ?

***

Jazda samochodem dłużyła się niesłychanie. Zasnąłem na tylnym siedzeniu zwinięty w kułak. Zły na cały świat i obrażony na szefa. Delikatny dotyk zbudził mnie na miejscu. Powoli wypełzłem z auta jak ślimak ze swej nory. Moje ciało wyło z bólu podczas prostowania. Zimno dotarło niezwykle szybko powierzchni skóry. Ubrałem kurtkę i spojrzałem na zegarek. Była czwarta nad ranem. Natalia wymiętolona podobnie jak ja, oczekiwała na polecenia. Udaliśmy się na równie stacyjną. Miejsce wypadku było oświetlone halogenami wpiętymi w agregaty prądotwórcze. Wśród nich krzątał się warszawski odział komisji. Chłopaki nic bez nas jednak nie mogli opublikować. Wrocław był komórką nadrzędną. Tego, kto to wymyślił niech trafi szlag. Właśnie dzięki takim podziałom kompetencji musiałem tłuc się po całej Polsce. Drogę zagrodził mi rosły przedstawiciel SOK. Pokazałem mu legitymację. Sprawdził i puścił dalej. Skład 34456 wyglądał na pierwszy rzut oka, jakby nic się nie stało. Dopiero bliższe oględziny ujawniały nierówne ustawienie wykolejonych wagonów. Przywitałem się z dowódcą miejscowej ekipy. Znałem go jeszcze z poprzedniej katastrofy na Łomiankach. Sympatyczny i bezkonfliktowy facet. Jak większość znanych mi warszawiaków. Zapytałem o dotychczasowe ustalenia. Opowiedział mi pokrótce co się wydarzyło. Nie mogłem uwierzyć, dwukrotnie powtarzałem pytanie o prędkość składu na rozjeździe.
– Nie wiem jak to określić, ale to cud, że tylko tak to się skończyło.
– Masz rację…
-Ta śliczna pani z tyłu, to Twoja współpracownica?
-Taaaa.
-Polepszyły się kadry w tym waszym Breslau. Maciek gwizdnął z zachwytem.
Obejrzałem się dyskretnie, czy Natalia nie słyszy i szepnąłem konspiracyjnie.
-Fajna z niej laska i wiesz co?
Maciek pochylił się rządny szczegółów
-Dawaj.
-Kawy bym się napił, zbereźniku !!!
-Niech cię Covalus, za dużo przebywasz z Kalotą. Zaraz się załatwi. Tym czasem chodźmy do namiotu. Tam zbieramy ustalenia reszty ekipy.
Namiot był obszerny. Na środku stała szkolna tablica, cała zapisana kredą. Dostałem swój kubek kawy. Ściskając go pieszczotliwie rozpocząłem pracę. Polegała ona na zadaniu kilku podstawowych pytań zgodnych z wytycznymi.
-Srk?
-Sprawne.
-Lokomotywa i hamulce?
-Sprawne.
-Maszynista?
-Trzeźwy, w szpitalu składają mu połamaną rękę.
-Dyżurny?
-Chyba Dyspozytor odcinkowy, my tu mamy “hi tech”, trzeźwy czeka na Ciebie.
-Przywieźliście go tutaj?
-Ano.
Do namiotu wszedł niski mężczyzna. Wskazałem mu krzesło i poprosiłem Natalię obok, by włączyła dyktafon.
-Zacznijmy od początku, kiedy Pan zorientował się, że sytuacja ruchowa w Rokitkach odbiega od normy?
-Zaraz jak 34456 minął Mławę.
-Zgodnie z przepisami powinien otrzymać ostrzeżenie na poprzedzającej stacji. Przez radio.
-Niestety, próbowałem radio nie działało.
-Ile razy próbował Pan nawiązać łączność?
-Nie pamiętam, wielokrotnie…
-Moment. Przerwałem odpytywanie i zawołałem Maćka.
-Sprawdźcie radio w lokomotywie i u Dyspozytora. Ściągnijcie fachowców z radio łączności.
Zrozumiał i wyszedł wykonać polecenie. Ja zaś wpatrywałem się w Dyspozytora. Na kolei wszystko przypomina sztukę teatralną. Zaangażowanych jest w nią wiele osób. Scenariusze opisane są grubymi tomiskami przepisów i wytycznych. Ich odgrywanie zgodne z paragrafami powoduje, że spektakl trwa. Gdy zapomnimy o czymś, może nam się wydawać drobiazgu, w teatrze pomoże nam sufler. Na kolei nie ma suflera, każdy drobiazg, niesubordynacja wobec instrukcji, oznaczać może ofiary wśród widowni. Dyspozytor popełnił błąd, wybiegł przed scenariusz zbyt daleko. Nie miał do tego prawa.
-Dlaczego podał Pan wolną drogę, nie ostrzegając o zmianie toru drużyny?
-Próbowałem, przez radio…
-Zgodnie z przepisami, najpierw pan powinien ostrzec, potem podać semafor.
-Panie, gdybym tak robił za każdym razem to byłoby, jak podczas strajku włoskiego…
-A nie robi tak Pan ?! Przerwałem gwałtownie.
-Tłumaczę Panu…
-Nie to ja Panu wytłumaczę, zgodnie z przepisami, powinien Pan zatrzymać pociąg pod semaforem wjazdowym i dopiero podać wjazd. Nie odwrotnie.
-I tak nic by to nie dało, oni zbyt szybko zapieprzali. A powinni widzieć tarczę.
-To zupełnie odrębny wątek, dziękujemy Panu.
Dyspozytor wyszedł lekko zgarbiony. Chyba doszło do niego, czego się dopuścił. Wypadł ze swej roli, bo chciał wyjść przed reżysera. Ucierpiała publiczność. Natalia wyłączyła dyktafon. Spojrzała na mnie
-Chyba mamy winnego.
-Pierwszego Natalio, dopiero pierwszego.
Po dwóch godzinach przyszły raporty odnośnie urządzeń radiowych. Te w lokomotywie nie miało prawa działać. Poprosiłem Maćka, aby zlecił komuś pójście tym tropem i odnalezienie winnych. Pierwszym był na pewno maszynista, ale ktoś przecież robił to PK. Szefowie raz po raz pytali, kiedy odblokujemy trasę. Wzesadzie oględziny składu były skończone i można było wzywać ratunkowy. Olbrzymi dźwig posprząta ten bajzel. Potem sprawdzi się sam rozjazd. Chciałem przesłuchać maszynistę i pomocnika, ale lekarz oznajmił, że są w szoku. Możliwe to będzie za około trzy godziny. Spojrzałem na zegarek, było sobota jedenasta rano. Padałem z nóg. Miałem trzy godziny dla siebie. Hotel zarezerwowany przez szefa był niedaleko. Przywołałem Natalię. Oznajmiłem jej, że mamy wolne i zaproponowałem odpoczynek. Udaliśmy się do pokoju. Małe to było pomieszczenie. Dobrze, że miało łazienkę. Zrzuciłem kurtkę i zapytałem Natalii czy pragnie skorzystać z przybytku. Puściła mnie przodem. Chyba daruję sobie ONZ. Układając w myślach szczegóły raportu zanurzyłem się w strugach ciepłej wody pod natryskiem. Po głowie chodziło mi niesprawne radio, wadliwe podanie wolnej drogi przez Dyspozytora i prędkość pociągu. Z dokumentów wynikało, że maszynista znał swój fach. Ponad piętnaście lat służby, w tym sześć na tej trasie. Wielokrotnie na tym składzie. Zawsze bez problemów. Aż ktoś pozmieniał reguły. I trzeba było się do nich dostosować. Szlak nigdy nie jest taki sam. Nawet jak się taki wydaje. Para wypełniła kabinę. Ktoś uchylił drzwi. Natalia wsunęła się do środka. Jej nagie ciało było doskonałe. Długie nogi i kształtne piersi. Postanowiłem skorzystać z okazji. Spaliśmy tylko godzinę.

***

Maszynista siedział na szpitalnym korytarzu, gdy do niego podszedłem. Obok snuli się inni pacjenci. W tym pasażerowie feralnego pokoju. Poprosiłem lekarza o udostępnienie mi na chwilę swojej dyżurki. Mechanik podążył tam za mną. Usiedliśmy w ciasnym pomieszczeniu, za nami weszła Natalia. Uruchomiła dyktafon.
-Dlaczego nie zacząłeś zwalniać po tarczy?
-Nie pamiętam, kiedy ją minąłem, myślałem, że mamy jak zwykle wolny przelot.
-Pomocnik też nie obserwował szlaku?
-Cholerne radio, gdyby tylko działało.
-Rozumiem, mimo wszystko należało patrzeć.
Wydawało mi się, że mechanik zgadza się ze mną. Nie męczyłem, go dłużej. Każdy z nas może popełnić błąd. Ważne, aby go zrozumieć. Kiedy mechanik wyszedł na korytarz zwróciłem się do Natalii.
-Mamy kolejnych dwóch.
-Koniec?
-Naszej roboty już tak, resztę opiszą chłopaki od Maćka i doślą faksem. Wracamy.
Wszystkie wielkie klocki były na miejscu. Całe szczęście, że publiczność długo będzie pamiętać spektakl a nie pogrzeby po nim. Nie zawsze jednak los dopisze tak szczęśliwe zakończenie. Wyszliśmy ze szpitala i stanęliśmy na placu przed nim. Natalia zagrodziła mi drogę.
-Wzesadzie powinniśmy jeszcze uzgodnić szczegóły raportu.
Nie bardzo rozumiałem.
-Ten pokój w hotelu na koszt Dyrekcji, nie jest taki zły, a wrócić możemy jutro. Ciągnęła dalej.
Zuch dziewczyna. Trzeba było tylko jakoś to przedstawić szefowi. Wziąłem sprawy w swoje ręce. Wykręciłem numer do niego.
-Dzień dobry szefie mamy tu cholernie…
-Covalus macie skończyć do wtorku, bo Ci pourywam co nieco.
-Ja właśnie w tej sprawie, myślę, że raport dostanie Pan w poniedziałek, ale musimy tu jeszcze parę rzeczy posprawdzać.
W słuchawce z drugiej strony zapadła cisza. Szef nie wierzył w to, co słyszy. Pewnie myślał, że najwcześniejszy możliwy termin to środa. Ja miałem nadzieję na tygodniową przerwę. Zakozaczyłem z tym poniedziałkiem. Odwrotu nie było.
-W poniedziałek?!
-Tak, tylko…
-Covalus, jak go zobaczę na biurku w poniedziałek masz premię, jak nie zwrócisz koszty delegacji co do grosza. Jasne !?
-Oczywiście…
Przerwałem połączenie. Objąłem Natalię w pasie.
-Załatwione.
-Co mu obiecałeś?
-Że napiszesz raport do piętnastej w poniedziałek.
-Ja napiszę… ???
Chyba trochę przegiąłem.
-My napiszemy. Poprawiłem się szybko.
Uśmiechnęła się. Resztę dnia spędziłem na porządkowaniu faktów. Postanowiłem solidnie je poukładać tak, aby w poniedziałek mógł powstać ten raport. Wieczorem zaś zjedliśmy solidną kolację na koszt firmy i…

KONIEC

Wrocław; 20.01.2009r.

Powrót do listy opowiadań z 2009r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *