Zimno powoli sączyło się do wewnątrz posterunku. Ciało siedzącego weń człowieka pokryło się gęsią skórką. Skulił się za drewnianym stołem i mocno zaciskając zęby starał się opanować dreszcze. Płomień świecy umieszczonej w drewnianym kubku zaczął przygasać. Kontury wokół zaczęły rozpływać się w ciemności. Mężczyzna wstał i podszedł do telefonu. Spojrzał na słuchawkę, tak jakby chciał, aby ta przemówiła. Stało się, telefon zadzwonił. Powoli zacisnął dłoń na bakelitowej rączce. Przystawił mikrofon do ucha. Nie słyszał nic, tylko grobową martwą ciszę. Nawet zakłócenia generowane przez pierwszy śnieg oblepiający druty, były niesłyszalne. Gdzieś w głowie posterunkowego tajemniczy głos wydał polecenie. Zawsze tak było. Mężczyzna odłożył słuchawkę i podszedł do dźwigni sygnałowej. Uniósł ramie semafora odstępowego do góry, pod katem czterdziestu pięciu stopni. Zapadka zablokowało je w tej pozycji. Mężczyzna usiadł znów za stołem. Zatkał dłońmi uszy i zamknął mocno oczy. Nie chciał słyszeć. Nie mógł tylko wyłączyć zmysłu czucia. Przez jego nogi przechodziły drgania drewnianej podłogi. Potem wibracje stołu i krzesła. Przez to wiedział, że on nadjeżdża. Nie mógł nic zrobić tylko czekał, aż pierwsza oś zwolni, uruchomi sprzęgło semafora i ramię opadnie pod własnym ciężarem. Wiedział, że nic mu nie grozi. Ściśle stosował się do wskazówek przekazanych mu przez poprzednika. Nie opuszczał pomieszczenia. Wreszcie, gdy drgania ustały, a płomień świecy znów spokojnie rozjaśnił mrok, urzędnik wstał i podszedł do telefonu. Zakręcił korbą i wywołał następny posterunek.
-332226 minął posterunek nr 61. Zameldował.
Nikt nie potwierdził przyjęcia meldunku. Nie musiał. W tej sprawie lepiej było za dużo nie mówić. Mężczyzna podszedł do metalowej kozy usytuowanej w rogu pomieszczenia. Pogrzebaczem pobudził płomienie w palenisku. Potem długo grzał zziębnięte ręce nad żeliwną płytą.

***

Parowóz T6 ciągnął pojedynczy wagon G10 wyładowany workami ze zbożem, zaraz za G10 umieszczono dwie drewniane dwuosiowe węglarki wyładowane drewnem, skład zamykał brankard przerobiony z włoskiego wagonu towarowego. Poranny pociąg zdawczy powoli wytracał swój impet przed posterunkiem 61. Zresztą nie miał wyjścia. Ramię semafora odstępowego zabraniało dalszej jazdy. Skład zatrzymał się przed parterowym murowanym budynkiem. Z jego wnętrza wyszedł mężczyzna i podszedł do brankardu. Z wagonu ku nim wyskoczyło dwóch ludzi. Mężczyzna przywitał się serdecznie ze starszym, młodszego nie znał.
– Coś taki niewyspany? Zagadnął wysiadający z wagonu.
-Sam wiesz 332226.
-Czyli znowu się zaczęło.
-Na to wygląda, a ty co młodzików ze sobą prowadzisz?
-Stażysta po szkole, mam go przysposobić do służby.
-Zostajecie na noc?
-Tak, teoretycznie nic nie kursuje.
-Oprócz 332226.
-No właśnie, … dobra wsiadaj, bo za nami osobowy.
-Uważaj na tego młodego. Mężczyzna zniknął we wnętrzu brankardu.
Parowóz zagwizdał. Najstarszy z wysadzonych przy posterunku pasażerów machnął ręka.
-Jedź, nie masz nic przed sobą.
Rozległ się trzask maltretowanej stali. Pociąg ruszył powoli przed siebie. Minął nastawiony na “stój” semafor i rozpłynął się w porannej mgle. Mężczyźni weszli do murowanego budynku i zamknęli drzwi

***

W piecu jeszcze furkotał ogień. Starszy dołożył doń kilka szczap drewna. Potem ustawił na płycie grzejnej blaszany kubek z wodą.
-Chodźcie tu Mateuszu, zanim woda się zagotuje wypełnimy papiery. Starszy znał imię swojego ucznia. Mateusz był synem maszynisty z sąsiedniej stacji. Zaczynał dopiero swoją życiową przygodę z “Matką Koleją”. Od razu polubił swojego nauczyciela. Starszy Pan był trochę dziwny, ale konkretny. Miał swoje przyzwyczajenia trochę nie pasujące do dzisiejszych czasów. Mateuszowi to nie przeszkadzało. Starszy Pan miał bowiem coś jeszcze, olbrzymią wiedzę i doświadczenie. Uczeń zamierzał z tego skorzystać. Dokumentacja była podstawą funkcjonowania tego posterunku. W wielu księgach dokonywano wpisów, które świadczyły, że wszystko odbywa się zgodnie z przepisami. Mateusz na początku trochę był przerażony tą buchalterią, ale poinstruowano go, że się przyzwyczai. Zadzwonił telefon. Nadchodził pierwszy pociąg osobowy. Tadeusz, tak miał na imię nauczyciel, przyjął meldunek ze stacji, która delegowała pociąg. Następnie przełączył się na linię prowadzącą do stacji za posterunkiem 61. Upewnił się co do faktu niezajętości odstępu i nakazał Mateuszowi podanie sygnału “wolna droga”. Potem oboje wyszli na zewnątrz i czekali na osobowy. Nadjechał o planie. Ty2 i cztery wypełnione po brzegi ludźmi wagony 102A. Minął ich na pełnym pędzie. Tadeusz sprawdził czas i weszli do budynku. Powiadomił stację wyprawienia, krótkim komunikatem:
-Osobowy 33456 minął 61 o czasie.
Potem stację docelową uraczył tym samym komunikatem. Wreszcie dopełniwszy tych czynności wpisał pociąg do księgi, dokładnie odkreślając godzinę z minutami. Ledwie tego dokonał telefon znów się obudził. Z przeciwnego kierunku po drugim torze jechał pośpieszny. Tadeusz upewniwszy się o wolnej drodze podniósł ramię semafora. Wyszedł na zewnątrz. Uczeń podążył za nim. Stary uwielbiał obserwować przejazd tego pociągu. Zawsze prowadziła go nienagannie utrzymana Pt 47. Już z daleka jej sylwetka skrzyła się we wschodzącym słońcu idealną czernią. Miarowo narastający dźwięk rozpędzonego stalowego Smoka miał w sobie coś dostojnego. Przemykał zawsze z wielką prędkością. Za nim wagony drugiej i pierwszej klasy przedzielone warsem. Zanim zapadła cisza, biała para z komina osiadała na mundurze, nadając mu specyficzny zapach tęsknoty i żądzy drogi.
-Widzisz Mateusz, to są te chwile na kolei, dla których warto żyć. Nie ma piękniejszego widoku na świecie, no może poza młodą kobietą. Choć mnie w moim wieku wątpliwości nie mam, co powinno stanąć na piedestale.
Młody milczał czując jakąś niezręczność w odezwaniu się. Chwila ulotniła się wraz z ginącymi światłami końca składu. Wrócili do budynku. Jeszcze mieli go opuszczać wielokrotnie. Raz aby dać drogę ciężkiemu składowi z węglem. Na jego czele stał król tonażu Ty 51. Podczas przejazdu tego monstrum budyneczek zdawał się wyskakiwać z fundamentów. Ponad czterdzieści dwuosiowych węglarek wyładowanych czarnym złotem wygrywało melodie na złączach szyn. Cudowną operę z nagłym zakończeniem. Po szesnastej ruch pociągów malał. Szyny stygły w promieniach zachodzącego słońca. Gdzieniegdzie, stal rozpychała się w podkładach strzelając w mroźne powietrze. Potem, gdy słońce już zaszło kurczyła się i zasypiała. Mateusz został poinstruowany o sposobie zapalenia lamp naftowych na semaforach. Dwoje odstępowych strażników rozświetliło mrok czerwienią przy opuszczonym ramieniu. Uczeń dostrzegł też małą przemianę w nauczycielu. Stary stał nerwowy i z wyraźną bojaźnią spoglądał w dal i na zegarek. Na każdy telefon reagował jakby, go ktoś żywym ogniem przypalał. Mateusz postanowił delikatnie wybadać sprawę.
-Panie Tadeuszu, źle się czujemy?
Tadeusz spojrzał na młokosa wzrokiem przenikliwym. Z początku nie myślał, że będzie musiał cokolwiek tłumaczyć. Teraz wiedział na pewno, że tak. Zewsząd pojawiały się znaki. Złowrogie sygnały o tym, że On nadjeżdża. Najpierw na regulaminie technicznym posterunku, powieszonym za szybą nad telefonem pojawiła się czarna smuga. Przypominała zaschniętą krew. Stara książka przebiegów spadła z pieca i sama otworzyła się na tej samej stronie. Tam w lewej rubryce napisano dzisiejszą datę i numer pociągu. Złowrogi numer 332226. Niby nic dziwnego, ale ta książka uaktualniała się sama. Nawet jeśli nikt tego nie chciał. Ktokolwiek za tym stał, ostrzegał. Tadeusz wiedział, że tych ostrzeżeń nie należy lekceważyć. Teraz musiał wytłumaczyć to młodemu. Usiadł na przeciw niego za stołem. Zaczął cicho mówić, tak na wszelki wypadek.
-Dziś w nocy minie nasz posterunek pociąg nr 332226. Podamy mu wolną drogę i wpuścimy na odstęp. Ważna rzecz, nie wolno opuszczać posterunku podczas przejazdu tego składu.
Młody patrzał na twarz nauczyciela i nie wiedział co powiedzieć. W końcu wybuchnął śmiechem.
-Rozumiem, to taki żart dla nowych. Prawie się nabrałem, tylko że wedle rozkładu nic tu nie jeździ w nocy.
Stary nadal miał poważną minę. Nie miał siły wyjaśniać dalej. Mocno uderzył pięścią w stół, aż kubki podskoczyły.
-To nie żart, nie wiem jak Ci to powiedzieć. Wydaję więc polecenie służbowe. W żadnym wypadku nie wolno Ci opuszczać budynku w nocy. Jasne ?!
Nagły wybuch nauczyciela zaskoczył Mateusza. Podniósł obie dłonie do góry, tak jakby chciał się bronić przed falą gniewu.
-Nic z tego nie rozumiem, ale postaram się dostosować do pańskich poleceń.
Tadeusz nie był zadowolony z rozegranej w ten sposób partii. Ale nie mógł nic zrobić. Wiadomość o spotkaniu z nocnym 332226 rozstroiła go zupełnie. Panicznie bał się chwili przejazdu. Mimo, że nic mu nie groziło. Nigdy nie próbował dociekać kim, lub czym jest 332226. Ktoś dawno temu w starym regulaminie napisał, jak należy postępować, aby żyć i tego się trzymał. Regulaminy to rzecz święta. Pisane ku zapewnieniu bezpieczeństwa i wydajnej pracy. Nawet wtedy, gdy dotyczyły zjawisk niepojętych, a takimi były wizyty 332226.
Około dwudziestej zjedli kolację. Stary ledwie przełykał chleb. Stracił cały apetyt i chciał mieć jak najszybciej tą noc za sobą. Po dwudziestej drugiej odprawili ostatni pociąg. Ty 3 z szeregiem wagonów krytych. Gdy opadło ramię semafora, jak kurtyna w teatrze, spektakl skończył się. Drgające szyny, rozgrzane stalowymi obręczami szybko stygły w mroku. Młody zmęczony pierwszym dniem zasnął, złożony w pół, na kozetce koło pieca. Stary nie mógł zmrużyć oka. Usiadł za stołem i bawił się woskiem płynącym ze świecy. Płomyczek odbijał mdłe światło w jego policzkach. Smagał i podgrzewał je. Naraz skurczył się i począł drgać. W pomieszczeniu spadała temperatura. Oddech starego stał się parą ledwie widoczną w półmroku. Wstał i założył płaszcz. Spojrzał na regulamin. Dokument dosłownie krwawił. Brunatne zacieki ułożyły się wzdłuż ramy. Część z nich sunęła dalej po ścianie ku podłodze. Stara księga przebiegów nagle z głośnym szelestem otworzyła się. Tadeusz nie musiał zaglądać, by wiedzieć jaki skład zapowiada. Nadchodziła wielka niewiadoma. 332226 wyruszył ku swojemu punktowi przeznaczenia. Zadzwonił telefon. Stary podniósł słuchawkę i przyjął rozkazy. Wypowiedziano je nie używając głosu. Potwierdził wolny odstęp i podniósł semafor. Usiadł za stołem i zamknął oczy. Zasłonił uszy i zacisnął zęby. Nie widział jak Mateusz wstał i otworzył drzwi. Dopiero, gdy podmuch lodowatego wiatru omal go nie przewrócił wstał i krzyknął.
-Nie !!! Wracaj !!!
Domek drżał w posadach. 332226 nadchodził. Silny wiatr wpychał Tadeusza do wewnątrz. Ten próbował mu się przeciwstawić, ale był za słaby. Przewróciło go na ziemię i cisnęło pod przeciwległą ścianę. Białe światło oświetliło jego umęczone ciało. Huk tysiąca osi spowodował pęknięcie błon bębękowych. Z uszu popłynęła krew. Stary przykrył je dłońmi i skulił się. Chyba krzyczał, lecz sam już nie był pewien. Po długiej chwili wszystko ucichło. Tadeusz wstał i podniósł słuchawkę telefonu. Zameldował
-332226 minął posterunek nr 61
Potem wyszedł na zewnątrz. Wiatr ucichł całkowicie. Przestraszone pędnie zamarły. Śnieg sypał olbrzymimi płatami. Lampy semaforowe wraz z księżycem dawały nieco światła. Stary dostrzegł ciemny kształt leżący bez ruchu na krajni toru. Nie miał siły i ochoty doń podchodzić. Wrócił do budynku napalił w piecu i położył się spać.

***

Milicjanci owinęli zwłoki w koc. Mieli trochę kłopotów z oderwaniem ich z podłoża, w nocy trzymał mróz. Przenieśli je do brankardu i brutalnie cisnęli na podłogę. Uderzenie było takie, jakby w worku przenoszono kamienie. Potem wrócili do budynku posterunku 61. Za stołem siedział Tadeusz. Wpatrywał się mętnymi oczyma w swego zmiennika. Kolor jego włosów przypominał śnieg za oknem. Upiorne zacieki krwi z uszu i nosa pękały, gdy cos szeptał. Śledczy nachylili się nad spierzchniętymi ustami.
-On wyszedł z budynku… On wyszedł z budynku… On wyszedł z budynku…
I tak w kółko, jak zepsuta katarynka. Pomogli mu wstać i wnieśli do wagonu. Poranny zdawczy ruszył ku sąsiedniej stacji.

***

Pomieszczenie prosektorium nie było miejscem dla każdego. Betonowe ściany pokryte kafelkami w mdłym kolorze przyprawiały o dreszcze. Na środku pomieszczenia stał kamienny stół z dziurkami na rogach. Na nim leżały zwłoki. Patolog długo musiał czekać, aż odtają. Dopiero wieczorem mógł zabrać się do pracy. Najpierw przyjrzał się twarzy i oczom.
-Boże drogi coś ty zobaczył? Mruknął do siebie.
Dawno nie widział takiego grymasu przerażenia. Starannie rozciął odzież i zabrał się za oględziny wnętrza. W miarę jak metalowe misy zapełniały wycięte narządy wewnętrzne, grymas niezadowolenia na twarzy patologa powiększał się. Po całkowitym wypatroszeniu denata i dokładnym opisaniu każdego narządu, stanął i wpatrując się w swoje dzieło zadał głośno pytanie:
-Co cię tak przestraszyło koleś?
Zdjął rękawiczki i podszedł do dokumentacji.
-332226. Usłyszał jakby szept z drugiego końca pomieszczenia.
Odwrócił się gwałtownie i uśmiechnął do nieboszczyka.
-Dzięki stary, lecz taka choroba nie istnieje. Boże jestem przepracowany.
Następnie zaczął starannie wypisywać protokół z sekcji. Na samym dole podpisał się starannie- Covalus.
Daleko od tego pomieszczenia zadzwonił telefon. Na pewnym regulaminie pojawiła się krew. Ktoś dał wolną drogę i skulił się za stołem. 332226 nadchodził.

KONIEC

Wrocław 06.12.2008r.

Powrót do listy opowiadań z 2008r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *