Nic nie zapowiadało tego co miało nastąpić. Wstałem niezbyt zadowolony, bo śniłem słodko i ciekawie. Złośliwy jazgot budzika obrócił to w pył. Zimna woda przywróciła krążenie a gorąca kawa świadomość bytu. Zegarek popędzał niesamowicie szybko przesuwając wskazówki. Wyszedłem na tramwaj. Na przystanku te same twarze. Pojazd komunikacji miejskiej pachniał starym piwem i jakby moczem. Wyszukałem czyste siedzenie, chociaż słowo “czyste” przy jego stanie to gruba przesada. Za szybą dość szybko przemieszczały się znajome widoki. Tak bardzo znajome, że aż nie chciało się ich oglądać. Wreszcie nadszedł kres podróży i stanąłem przed bramą swojego zakładu pracy. Żeby wejść do swego przytulnego pokoiku, musiałem minąć gabinet szefa. Ten miał brzydki zwyczaj przychodzić do pracy przede mną i mocno akcentować rozpoczęcie dnia. Miałem nadzieję, że może dziś mnie nie spostrzeże. Nic z tego. Drzwi rozwalone na cały korytarz i czujny wzrok były nie do przebycia.
-O Covalus, na moment…
Zaczynała się litania rzeczy słusznych i całkowicie wyssanych z palca oskarżeń o nieróbstwo.
-Czy raporty o które prosiłem są gotowe.
Popatrzałem na mojego szefa lekko z niesmakiem. W głowie rozbłysła myśl:
“A co to ja wróżka jestem?”
Pytanie było czysto retoryczne. Tylko odpowiedzi na nie, różne w zależności, od zajmowanego stanowiska. Ja za cholerę nie wiedziałem, o które raporty chodzi. Szef zaś wolał nie dociekać. Wczoraj robiłem jakieś raporty, więc z czystym sumieniem stwierdziłem:
-Tak…
-To dobrze.
Miałem nadzieję, że mogę już iść. Nic z tego. Szef miał dla mnie news dnia.
-Jest nowy współpracownik, będzie z tobą pracował.
Lekki uśmiech na twarzy szefa nie był dobrym znakiem.
-To znaczy?
– Pani Natalia Nowak.
Oniemiałem. Po awanturze z Malicz, znowu baba.
-Szefie, czy wszyscy faceci w Dyrekcji wymarli?!
-Covalus, ja tylko mogę rozłożyć bezradnie ręce, decyzje przychodzą z góry.
Zawsze tylko to mógł zrobić.
-Będą znowu kłopoty. Stwierdziłem zrezygnowany.
-Aby je zminimalizować, podjąłem pewne kroki. Lekko zmroziła mnie ta wiadomość, znowu chcą mnie zwolnić?!
-Będzie pod waszą opieką, będziecie jej przełożonym.
Myślałem, że szef tego nie powiedział. Stał się cud. Wreszcie będzie mi miał, kto kawę robić. No i po pączki na dworzec skoczy. Życie jest piękne.
-Covalus, kazałem Heniowi wstawić dodatkowe biurko do pokoju. Bądź dla niej miły. Przynajmniej spróbuj. To polecenie służbowe.
-Obiecuję, a ma Pan jakieś zdjęcie? Lubię wiedzieć jaką to kobietę mam mieć pod sobą.
Rozłożył mi na swoim blacie teczkę. Ze zdjęcia do SV spoglądała na mnie dość miła brunetka. Zapowiadało się ciekawie. Doczytałem jeszcze, że ma dwadzieścia pięć lat. Młode mięso prosto po szkole. Pewnie jeszcze wołowina o szerokich plecach.
-Protegowana?
Szef znów rozłożył ręce.
-A jak myślisz?
Kolejne pytanie retoryczne. Nie ciągnąłem tej dyskusji dłużej. Wyszedłem do swojego gabinetu. Pani Natalia już tam była. Siedziała lekko przestraszona za swoim biurkiem. Przywitałem się grzecznie i po wymianie danych osobowych zaproponowałem filiżankę kawy. Nie protestowała. Potem wdrożyłem ją w robotę i kazałem sporządzić te raporty, o które szef prosił rano. O dziwo ucieszyła się, że to nie takie trudne. Chyba ją polubiłem.

***

Autosan H9 zatrzymał się na przystanku w Siemiatyczach. Katarzyna zmagała się z klamką, aż ta wreszcie ustąpiła. Zdezelowane drzwi o tworzyły się ze zgrzytem. Wsiadła do środka i pokazała kierowcy bilet miesięczny. Autobus był pełny. Przód okupowały dzieciaki jadące z okolicznych wsi do liceum w Lipkach. Tył z racji niedogodności związanych ze stanem technicznym autobusu był wolny. Katarzyna usiadła i pojazd ruszył. Ciepło bijące od silnika i lekki odór spalin mógł przyprawić o mdłości, lecz ona była do tego przyzwyczajona. Od lat pięciu dojeżdżała jako nauczycielka do tej samej szkoły, co dzieciaki z przodu. Autobus zatrzymał się jeszcze parę razy. Miejsc wolnych nie było i kolejni uczniowie stali pomiędzy siedzeniami. Gminy nie stać było na opłacenie dodatkowych kursów, a przedsiębiorstwu się to nie opłacało, więc warunki podróży były lekko niewygodne. Katarzyna spoglądała przez szybę w drzwiach. Mijali właśnie Koluszki. Kierowca łagodnie starał się brać zakręty, aby stojący nie ucierpieli. Zawsze podczas wychodzenia na prostą rozlegały się dziwne zgrzyty w podłodze. Nauczycielka miała wrażenie, że kiedyś ten pojazd się rozpadnie. Słońce wreszcie wstało z pieleszy i zaczęło pieścić wnętrze. Część dzieci porażone jego śmiałością pozaciągało brudne firanki. Zbliżali się do dwutorowego przejazdu za Koluszkami. Żółty znak z czarną ciuchcią o tym informował. Kobiecie wydawało się ze słyszy gwizd. Przez warkot silnika nie była tego pewna. Przed przejazdem z przeciwnej strony zatrzymał się samochód. Autobus zwolnił. Katarzyna kątem oka spojrzała na wielkie sygnalizatory zamontowane pod biało- czerwonym krzyżem. Kierowca zredukował bieg i wtoczył się na szyny. Wtedy to usłyszała przeraźliwy pisk. Spojrzała w drugą stronę. Zobaczyła tylko światło. Jaskrawe światło. Potem coś przeraźliwie huknęło i zapadła ciemność

***

Pociąg osiągnął prędkość siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. ET 22 sprawowała się dziś bez zarzutu. Za sobą na haku miała dwa i pół tysiąca ton węgla popakowanego w wagony typu talbot. Tory pochyliły się w lekkim łuku. Po prawej stronie wschodzące słońce oświetliło wskaźnik W6a oznaczający przejazd. Maszynista wcisnął gwizdawkę i jednocześnie czuwak. Dostrzegł samotne czerwone auto zatrzymujące się z lewej strony. Po prawej stronie rozłożyste drzewa zasłaniały widoczność. Do przecięcia z drogą pozostało około czterdziestu metrów, gdy zza drzew wytoczył się autobus. Powoli majestatycznie wjechał na tor przed lokomotywą. Maszynista nie powiedział nic. Nie było na to czasu. Przestawił kran hamulca w pozycję hamowanie nagłe. Wcisnął gwizdawkę i w pierwszej chwili chciał uciekać do przedziału silnikowego. Dostrzegł jednak twarze dzieci przyklejone do szyb. Ten widok pozbawił go sił na ucieczkę. Zresztą chyba nawet nie starczyłoby na to czasu.

***

-Covalus, jedziecie natychmiast do Koluszek !!!
Po wyrazie twarzy szefa zrozumiałem, że nie ma co protestować. Zerwałem się natychmiast i kiwnąłem na Natalię.
-Weźcie służbowe auto, reszta ekipy dojedzie za jakieś piętnaście minut. Skoro jechała cała ekipa, sytuacja była poważna.
-Co się do cholery stało ?! Spytałem
-Masakra… sam zobaczysz.
Tylko tyle zdołał wydusić szef.

***

Zbliżaliśmy się do Koluszek. Wioskę minąłem dość sprawnie. Zaraz za nią była blokada drogowa. W poprzek stał radiowóz z włączonymi kogutami. Zatrzymaliśmy się przed nim. Otworzyłem okno i pokazałem dokumenty. Policjant zjechał z drogi i przepuścił nas. Zobaczyłem przejazd. Przegradzały go olbrzymie czarne talboty. Obok porozrzucane były jakieś blachy. Zaparkowałem auto na poboczu. Tak, aby nie przeszkadzać. Oficerowie straży pożarnej potwierdzili mój wybór. Podszedłem do dowodzącego akcją ratowniczą.
-Wypadkowa, co się tu stało?
Spojrzał na mnie i moje dokumenty. Potem na Natalię i jej nową legitymacje.
-Autosan wpadł pod pociąg. Był pełen, karetka już zabrała tych co mogła. Jego głos drżał.
-Karetka? Jedna? Mój też zaczynał się łamać.
-Przeżyła tylko jedna osoba, resztę znajdzie Pan tam. Wskazał na ścianę talbotów. Pani radzę tam nie iść. Dwóch moich ludzi musiałem odesłać do domu, nie wytrzymali.
Podziękowałem i pozwoliłem mu odejść. Nadjechała reszta ekipy, wraz z radiowozem.
-Chłopaki sytuacja jest poważna, karetka już zabrała żywych, reszta została. Musimy zabezpieczyć teren, sporządzić rysunki i dokonać pomiarów. Janek weź dwójkę ludzi i idźcie na tył składu. Obejrzycie wagony, zobaczcie stan węży i hamulców. Tomek ty bierzesz Srk na przejeździe. Ja z resztą po połowie, tego co najgorsze. Ktoś wie czy są już z kolei i czy tor drugi jest zamknięty? Skończyłem wydawać rozkazy.
-Zamknięty i zabezpieczony. Ale trzeba go jak najszybciej udrożnić. Tomek zasięgnął języka u źródła. Zadzwonił do szefa.
-No to do roboty. Stwierdziłem
Ruszyli niechętnie. Obróciłem się do Natali.
-Niech Pani zostanie…
-Nie, pomogę Panu.
Nie miałem siły jej wyjaśniać, że może nie dać rady. Poszła za mną. Przejazd należał do kategorii niestrzeżony, wyposażony w samoczynną sygnalizację przejazdową. Po obu stronach drogi ustawiono podwójne sygnalizatory świetlne wyposażone w sygnał dźwiękowy. Pozostały tylko po stronie lewej w komplecie. Po prawej jeden z nich został skoszony przez pchany autobus. Postanowiłem odwlec chwilę wizytacji czoła pociągu. Zauważyłem pojedynczy czerwony samochód stojący tuż przed przejazdem. Na zewnątrz stał mężczyzna i palił papierosa. Jego twarz była biała. Podszedłem i pokazałem legitymację. Natalia uruchomiła dyktafon.
-Jak to się stało? Starałem się nadać swojemu głosowi jak najbardziej łagodną barwę. Mężczyzna zaciągnął się a potem zaczął mówić.
-Zatrzymałem się przed… nadjeżdżał pociąg…
-Działała sygnalizacja? Przerwałem mu.
-Taaaa… dlatego się zatrzymałem. Autobus w ogóle nie stanął. Zwolnił i wjechał. Wprost pod lokomotywę. Był straszliwy huk… Poszedłem tam… a …
Mężczyzna zaczął płakać. Położyłem mu rękę na ramieniu.
-Proszę odstawić samochód, będzie przeszkadzał.
-Nie … nie mogę…
Ręce trzęsły mu się jakby dostał ataku padaczki. Zawołałem policjanta. Wezwali jeszcze raz karetkę i lawetę. Jak wróciłem z piekła czerwonego auta nie było.

***

Z początku były tylko wagony. W miarę poruszania się do przodu spod ich wózków wyłaniały się obce żółte fragmenty. Oplatały szczelnie maźnice. Wpychały się między mechanizmy. Szliśmy ostrożnie dalej. Te surrealistyczne taśmy, były kawałkami całości H9. Pod nogami mieliśmy pole z zielonym młodym zbożem. Coś srebrzyło się miedzy jego rzadkimi pędami. Skrzyło jak rozrzucone w nieładzie diamenty. Kwadratowe kawałki hartowanej szyby były wszędzie. Zgrzytały niemiło pod butem. Fotografowałem każdą z części, które kiedyś były całością. Zaznaczałem ich położenie na rysunku sytuacyjnym. Na razie przypominało to zagraniczne filmy kryminalne z serii “zagadki z różnych miast USA”.
Do czasu, aż trafiliśmy na inne obiekty. Pierwsze było koło z urwaną osią. Pojedyncze. Chyba przednia część autobusu. Zrobiłem zdjęcie i zapisałem jego numer na rysunku. Za kołem leżało pierwsze ciało. Dziewczynka o jasnych włosach. Z początku myślałem, że zaraz wstanie i zacznie krzyczeć. Usta i oczy miała szeroko otwarte. Nic takiego się nie stało. Była martwa. Zaznaczyłem jej położenie z równą dokładnością, jak urwane koło. Stała się częścią raportu i składowej wypadku. Zrobiłem zdjęcie, mając nadzieję, że błysk lampy zmusi jej oczy do mrugnięcia. Martwi nie mrugają. Odwróciłem się do Natali. Była blada, ale szła posłusznie za mną. Zatrzymałem ją ręką
-Wracaj, proszę… Dam sobie radę.
-Tak…
Poszła z powrotem. Sięgnąłem po radiotelefon.
-Janek !
-Tak Covalus.
-Wysłałem tą nową do was, daj mi tu Jurka w zamian.
-Już idzie.
Jurek wiele już widział. A mnie potrzebny był ktoś, kto dopilnuje bym nie spieprzył roboty. Chłop dotarł do mnie dość szybko. Poszliśmy dalej. Natrafiliśmy na krainę teczek i książek szkolnych. Z początku wydawało mi się, że są samotne. Lecz zauważyłem, że niektóre z nich miały właścicieli. Szczególnie damskie. Niekiedy ich paski przechodziły tylko przez fragment właścicielki. Czasami była to sama ręka z kawałkiem obojczyka, czasami całość pozbawiona bliżej niezidentyfikowanych elementów. Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Podskoczyłem wraz z Jurkiem. Sięgnąłem do paska. Moja komórka milczała, kolegi też. Spojrzałem na krainę teczek. Ciało chłopaka w wieku przynajmniej szesnastu lat, leżało z twarzą wbitą w ziemię. Ręce miał rozrzucone szeroko. W jednej z nich brakowało dwóch palców. Mimo to reszta ściskała nowoczesny aparat komórkowy. Na wyświetlaczu widniało jakieś zdjęcie i napis “matka”. Na szczęście napis szybko zniknął i zapadła cisza. Jurek zapisywał położenie kolejnych ciał. Ja ostrożnie podszedłem do czoła lokomotywy. Nie mogłem rozpoznać, gdzie się ono zaczyna a gdzie kończy. Oplecione było kawałkami autobusu. Kabina maszynisty nie istniała. Została cofnięta do ściany przedziału silnikowego. Miałem nadzieję, że maszynista uciekł do tyłu. Nieco później strażacy uświadomili mi, że się myliłem. Zrobiliśmy swoją stronę. Wszystko zostało oznaczone i pomierzone. Pora była wracać. Nie chciałem iść przez krainę teczek. Obeszliśmy pole. Po przyjściu na przejazd zebrałem grupę. Okazało się, że minęła już piętnasta. Obejrzałem się za siebie. W krainie teczek czas płyną bardzo szybko.

***

-Co mamy, po kolei Panowie. Nakazałem
-Obejrzałem talboty, wygląda, że hamulce mają sprawne. W niektórych ciężko je będzie odkuć od kół. Węże całe, aż do lokomotywy.
-Prawa strona pociągu skatalogowana… można zabierać ciała.
-Lewa też- przerwałem.
-Sygnalizacja na przejeździe wyglądała na sprawną, choć musisz dać mi jeszcze trochę czasu, sygnalizator został wyrwany, a kable rozwleczone…
-Dobra wracaj do pracy…
Podszedł do naszej grupy Policjant.
-Czy Panowie skończyli?
-Tak. Odparłem
-Chcemy zebrać ciała, potem może wkraczać ciężki sprzęt by odgruzować przejazd.
-Dobrze. Dam znać kolejarzom niech poczekają.

***

Chłopaki rozeszli się na boki. Ci co nie mieli nic do roboty, czekali na pozostałych. Niektórzy nerwowo palili papierosy. Sporo dziś przeszli, to zrozumiałe. Tomek wezwał mnie przed radiotelefon. Natalia już nieco doszła do siebie, więc wziąłem ją ze sobą. Musieliśmy przejść na tą bardziej zniszczoną stronę. Tą z której nadjechał autobus. Tomek siedział na szczątkach urządzenia oznaczonego symbolem S2. Było pogruchotane. Nie miało jednej komory z żarówką.
-Covalus, wsio sprawne. Kable wprawdzie wyrwane, ale uczynił to autosan. Znalazłem całe żarówki i przebadałem je, działają. S1 po lewej stronie przejazdu stoi i też wygląda na sprawne. Nie mogę znaleźć szafy sterowniczej. Była po tej stronie co S2. Pewnie jest tam pod pociągiem. Przebadam ją jak cofną skład. Ale skoro ten twój kierowca z czerwonego auta twierdzi, że się zatrzymał bo działało, to musiało działać.
Wyglądało, że Tomek ma rację. Kierowca autosanu musiał popełnić największy błąd w swoim życiu. Nie zatrzymał się.
-Jak z trójkątem widoczności ?
-Z tej strony lekko brak, dziwię się, że nie przymocowali stopu. Z drugiej jest. Ale jakby stanął tym autobusem to, by bez problemu pociąg zobaczył.
-Dzięki, jak znajdą szafę i coś z niej wyciągniesz daj znać. Ale to chyba formalność.
-Na to wygląda.
Coś mi jeszcze nie dawało spokoju. Postanowiłem to sprawdzić. Po drodze wpadłem na jakąś ekipę TV. Facet w garniturze trzymał mikrofon i zobaczywszy mnie podbiegł wraz z kamerzystą.
-Czy już wiecie dlaczego kierowca się nie zatrzymał???
Odepchnąłem go ręką. Zza pleców usłyszałem.
-Dowodzący akcją nieoficjalnie potwierdził, że przyczyną wypadku…
Odwróciłem się i wyrwałem mu mikrofon. Odepchnąłem go zbyt mocno, bo aż usiadł na jezdni. Kamerzysta nadal filmował.
-Jeszcze nie znane są przyczyny wypadku. Jasne !!! Krzyknąłem do szklanego oka.
Kamerzysta je wyłączył.
-Wypierdalajcie stąd. Syknąłem i wezwałem przez radio policję. Wyprowadzili ich w podskokach. Ja zaś poczekałem, aż skończą i zwróciłem się do komendanta.
-Ktoś przeżył wypadek…
-Nauczycielka, siedziała z tyłu. Wyrzuciło ją.
-Gdzie jest?
-Zabrali ją do szpitala w Górze.
-Pojedzie Pan tam ze mną?!

***

Lekarz pozwolił zadać tylko jedno pytanie. Kobieta leżała pod kroplówką i miała pokiereszowaną twarz. Pochyliłem się nad łóżkiem i delikatnie dotknąłem obandażowanej dłoni. Spojrzała na mnie. Powoli i wyraźnie wygłosiłem kwestie:
-Czy sygnalizacja działała, światła się świeciły?
Nie zastanawiała się długo. Jej usta wyszeptały.
-Nie świeciła się, dlatego wjechał…

***

Z powrotem byliśmy po zmroku. Tomek znalazł szafę i siedział nad nią, oświetloną halogenem. Podszedłem doń i zdałem relację z wizyty w szpitalu. Nie był zdziwiony. Kazał mi się pochylić. Szafa była lekko zgnieciona, ale elementy w środku całe. Tomek wskazał najpierw na zamek. Widać było, że zasuwka zabezpieczająca jest urwana. Potem wskazał na wnętrze. Brakowało dużego elementu.
-To część odpowiedzialna za sterowanie sygnalizatorami S2 i S1. Zawiera dużo miedzi, została wyrwana. Dlatego one nie działały, mimo, że były sprawne. Pewnie jest teraz na okolicznym złomowisku.
-Ile jest warta?
-Na flaszkę starczy.
-Zawiadomiłeś policję?
-Tak, jak zwykle. Dlatego się nie zatrzymał.
-Mimo wszystko powinien. Podsumowałem i wstałem.
Tomek zwijał majdan. Pociąg ratowniczy przybył i począł udrażniać szlak. Kraina teczek przestała istnieć. Wróciłem do auta. Natalia siedziała w środku i spoglądała przez okno. Na mój widok przerwała tą czynność i odezwała się:
-To był mój najgorszy dzień w życiu.
-Mój też, i pewnie nie ostatni.
Gdy wracaliśmy do Wrocławia na przejeździe przy Buforowej byliśmy jedynym samochodem, który się zatrzymał. Dwa miesiące później komisja przysłała raport dotyczący stanu technicznego H9. Hamulce miał do końca sprawne.

KONIEC

Wrocław 24.08.2008r.

Powrót do listy opowiadań z 2008r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *