Kartofle

Kalota wpadł niespodziewanie w piątek wieczorem. Załomotał do mych drzwi, niczym CBA po złoczyńcę. Otworzyłem wrota i dostałem się w stalowy uścisk wielkoluda.
-Mordo moja przybywam na pogaduchy, cieszysz się?
Po głowie chodziła my myśl a mam inne wyjście, ale kopnąłem ją mocno w cztery litery. Kalota rozpakował swoje graty, a niektóre szybko ułożył w zamrażalniku lodówki. Nigdy nie gadaliśmy o suchym pysku. Zresztą to mogłoby by urazić mego dostojnego gościa. Gdy tylko argumenty do dyskusji osiągnęły właściwy stopień prelekcji zabraliśmy się za wstępne wnioski. Nie były one zbyt optymistyczne, trzeba było przejść do kwestii zasadniczych. Jedną z nich było nurtujące ludzkość od zarania pytanie klucz- czy starczy ogórków?
Na szczęście sąsiad działkowiec społecznik wyposażył mnie w całkiem niezłe zapasy tego kluczowego środka, znacznie podnoszącego poziom dyskusji. Z debatami u Kaloty jest jak z giełdą, jak się podnosi poziom, to kiedyś musi zacząć spadać. Aby do tego nie doszło umieściłem kolejne aktywa w lodówce. Gdzieś koło północy doszliśmy do sedna sprawy. Podałem nakaz jazdy Ty2 z ryflakami po torze głównym. Kalota upierał się, by puścić po dodatkowym. Był doświadczonym Dyżurnym Ruchu, więc się zgodziłem. Zrobiło się miejsce na stacji, więc dałem nakaz jazdy kolejnej zdawce z lodówki. To był błąd- zaczynałem mieć trudności z trafieniem w pulpit. Sytuacja ruchowa tak się skomplikowała, że wysiadła wizja i fonia. Ostatkiem sił dotarłem na bocznicę i zgasiłem palenisko. Ranki bywają trudne. Ten od początku nie zapowiadał się dobrze. Gdzieś w mej głowie zaczął pracować młot pneumatyczny. Powoli kruszył kojącą zaporę snu. Dźwięk padających murów sprawiał ból. Uniosłem powieki. Jasne światło poranka uderzyło w bezbronne źrenice i sprawiło, że głośno jęknąłem. Zwlekłem się z wersalki. Młot nie przestawał walić. Zrozumiałem, iż źródło tego dźwięku znajduje się gdzieś w moim przedpokoju. Wstałem i postanowiłem stawić mu czoła. Ktoś łomotał w moje drzwi. Przylgnąłem do wizjera. W jego wąskim obiektywie ujrzałem dwóch smutnych panów w kominiarkach.
-Co jest ?! Wrzasnąłem głośno
-BBN otwierać?!
Próbowałem dopasować litery skrótu do znanych mi organizacji. Jakoś nie mogłem sprostać tej łamigłówce. Niestety nie śledziłem ostatnich wiadomości i należałem do ludzi, którzy gardzą telewizorem. Skąd do cholery mogłem wiedzieć co to BBN?! Mimo to uchyliłem nieznacznie drzwi. W powstałą dziurę wetknięto mi legitymacje. Na jej okładce podano rozwiązanie zagadki. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Zamurowało mnie. Do przedpokoju weszło dwóch szerokich. Jeden miał w ręku broń. Zrobiłem trzy kroki w tył.
-Co jest kurwa ?! Powtórzyłem me pytanie.
-Covalus?!
-Tak.
-Pójdziesz z nami.
Nie zdążyłem zaprotestować, gdy potężna ręka Kaloty odsunęła me chude ciało na bok. Potem rozpętało się piekło. Kalota pierwszego z mężczyzn uderzył na odlew taboretem trzymanym w prawej dłoni. Ten upadł na kolana i upuścił broń. Drugi sięgnął do kabury. Robił to zbyt wolno. Taboret zatoczył kolejny łuk. Z precyzją pocisku samosterującego trafił bezbłędnie w cel. Zdenerwowany Kalota przypomina rozszalałego nosorożca. Skacowany i zdenerwowany Kalota to stado nosorożców- skacowanych, a ty jesteś ich jedyną przeszkodą do źródła zimnej wody . Drugi z niespodziewanych gości stracił wizję i fonie. Kalota odłożył stołek na podłogę. Obejrzał go dokładnie czy jest cały.
-Spoko, nic mu się nie stało. Dodał na usprawiedliwienie.
Stałem i próbowałem zrozumieć.
-Dzwoń po gliny, zanim się obudzą. Gnoje myśleli, że jak są z mafii to…
-Jakiej mafii?! Zadałem pytanie.
-Dobra Covalus, ja nie pytam co zrobiłeś. Ale zawsze możesz na mnie liczyć.
-Kalota oni są z BBN ?!
-Tak, a co kurwa jest?
Schyliłem się i odnalazłem legitymację jednego z tych gości. Podstawiłem ją pod nos Dyżurnego. Ten zaczął literować.
-Biuro Bezpieczeństwa Narodowego… nie słyszałem.
-Ja też, ale chyba mamy kłopoty.
Kalota spojrzał na mnie jakoś dziwnie.
-My? Oni przyszli po Ciebie.
-Ale to TY zabiłeś ich taboretem.
Kalota spojrzał na narzędzie zbrodni.
-Wielki mi taboret, szajs z IKEI. Dobrze, że się nie połamał.
Ręce mi opadły bezradnie. Postanowiłem się napić czegoś zimnego. Poszedłem do kuchni po wczorajszą wodę gazowaną. Jej obecność w żołądku pozwoliła nieco pozbierać myśli. Wróciłem na miejsce dramatycznych wydarzeń. Kalota usadził obu panów pod ścianą i próbował delikatnie ocucić. Pierwszy z nich otworzył nawet oczy i coś jęknął.
-Co powiedział ? Spytałem.
Kalota machnął ręką.
-Pyta kto go tak urządził.
-No i… Patrzałem Dyżurnemu prosto w oczy. Ten pochylił się nad moim uchem
-Cicho, może stracili pamięć. Wtedy powiemy, że spadli ze schodów. Szepnął.
-Żartujesz ?
-Nie…
Dwadzieścia pięć lat w jednej celi z Kalotą. Chyba się przedtem powieszę. Pierwszy uderzony wstał i podszedł do Kaloty. Był tak zdenerwowany, że ściągnąwszy kominiarkę przeładował pistolet.
-On nie chciał. Powiedziałem głośno.
-Nie denerwuj Pana Covalus. Kalota zaczął się cofać.
-Zabiję… syknął nacierający.
Z ziemi podniósł się ten drugi. Również ściągnął kominiarkę.
-Agencie J1 zostawcie go. Pamiętajcie po co tu przyszliśmy.
Agent J1 schował pistolet i zaczął masować obolałe miejsce.
-Później go zastrzelimy i upozorujemy samobójstwo, teraz najważniejsza jest akcja.
Uśmiechnąłem się w duchu. Wszystko zaczęło układać się pomyślnie. Będę siedział sam.
-W związku z tym co się tu wydarzyło, przejdziemy od razu do rzeczy. Można do pokoju?
Zezwoliłem i wszyscy znaleźliśmy się w miejscu naszej z Kalotą wczorajszej dyskusji. Schowałem pospiesznie pod stół przeczytane referaty. Mężczyzna dowodzący najściem widząc ilość przerobionego materiału, zaczął powoli rozumieć przyczynę zajść z przedpokoju.
-Naprawdę nie wiecie co to BBN? Spytał ostrożnie.
-Nie… Odparł Kalota.
-Jesteśmy tak jakby CIA, tylko z pozwoleniem działania na terytorium kraju w razie “W”. Powołali nas dwa dni temu. Było o tym w telewizji.
-Nie oglądamy. Tym razem przerwałem ja.
-Szkoda. Może wtedy to bydle nie biłoby funkcjonariuszy Państwowych. Agent J1 wskazał palcem na Kalotę.
-A z was dupa nie agenci, zamiast mnie obezwładnić, daliście się podejść. Fajnie będzie to wyglądało w gazetach. Super grupa BBN pokonana przez pracownika PKP. CIA, boże chroń nas od takich służb. Kalota nie pozwolił się obrazić.
Agent J1 spokorniał i spojrzał na dowódcę. Ten spokojnie powtórzył.
-Pamiętaj o celu naszej misji.
Podziałało.
-Panowie mówcie mi J2, mimo dwójki w mym pseudonimie jestem starszy stopniem od J1 i to ja dowodzę tą operacją. Proszę spojrzeć na to zdjęcie.
Na stole wylądowała fotografia. Przedstawiała ona towarowy wagon. Przyciężkawy kryty na dwuosiowych wózkach. Jego ściany były gładkie. Przypominał chłodnie, pomalowaną na czerwony kolor. Drzwi na lewej ścianie były ledwie zarysowane. Przednia oś wózka pierwszego była poza tokiem szyn. Klasyczne wykolejenie.
-Zdjęcie mamy z grupy dyskusyjnej pl.misc.kolej. Jakieś łepek je zrobił na stacji w Turzycach twierdził, że widział jak pracownicy wstawiają ten wagon na tory. J2 wyjaśnił pochodzenie fotografii.
-Klasyczne wykolejenie, powinno być zgłoszone jako wypadek. Stwierdziłem.
-W tym sęk, nie zgłoszono tego nigdzie i pociąg wyjechał na szlak.
-No i…? Czekałem na dalsze wyjaśnienia.
-Dzwoniliśmy na Turzyce i tam nam powiedziano, że nic takiego nie zaszło. Próbowaliśmy interweniować w Dyrekcji, ale tam nic nie mogą zrobić. Skierowano nas do Pana.
-Dobrze, ale co się takiego stało? Wstawili wagon i po krzyku.
-Musimy wiedzieć czy ładunek się nie przesunął.
Zdziwiłem się. Ta sprawa przypominała ponury żart w niedzielny poranek.
-Zdzwońcie do Dyżurnego, niech zatrzyma pociąg i sprawdźcie ten wagon.
-Próbowaliśmy, ale oni twierdzą, że pociąg wyjechał i nie da się. Ponadto była jakaś awaria i skierowano go objazdem. I nikt nic nie wie.
-Zgubili pociąg?!
-Na to wygląda.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Tego jeszcze nie było. Chociaż może nie wiem wszystkiego naszej kochanej PKP.
-Co wiezie ten pociąg?! Spytałem
-To tajne. Odpowiedział J2
-To se go sami szukajcie. Założyłem ręce na klacie i strzeliłem focha.
Agenci próbowali poruszyć moje uczucia patriotyczne. Cóż po około trzydziestu minutach zrezygnowali. J2 otarł czoło i zaczął tłumaczyć.
-Co roku transportujemy odpady nuklearne z czeskiej elektrowni w Temelinie. Tak i w tym roku wyruszył pociąg. Tylko, że ten oficjalny, którego atakują ekolodzy to podpucha. Chcieliśmy uniknąć kłopotów i przepakowaliśmy odpady do innego pociągu. W związku z możliwością ataku terrorystów nie poinformowaliśmy o tym PKP.
-Jezu, oni nie wiedzą co wiozą ?! Szczęka opadła mi do podłogi i resztki kaca zniknęły w odmętach przerażenia.
-Nie…
-Czyli zgubiliście pociąg pełen odpadów nuklearnych?!
– My nie, to PKP. Bronił się J2.
-Ręce i cycki opadają. Podsumował całość Kalota.
Ja zaś siedziałem z otwartymi ustami i wpatrywałem się w mistrzów naśladowców CIA. Robert Ludlum w polskim wydaniu. Nam nie potrzebni są terroryści- wystarczy połączenie PKP i BBN. Życie miało pokazać, że to jeszcze nie wszystko. Postanowiłem pomóc uratować świat od zagłady. Kalota o dziwo też. Pewnie jeszcze był nietrzeźwy. Albo to wszystko to jeden koszmarny sen.
-Ale po akcji zapomnimy o wydarzeniach z przedpokoju? Kalota rozpoczął negocjacje.
-Zapomnimy. Zapewnił J2.
-No to do roboty Panowie, rusz dupę Covalus. Dyżurny wstał i zgłosił swą gotowość.
Ja zaś w myśli uzupełniłem definicję zagrożenia terrorystycznego. BBN, PKP i Kalota. Al. Kaida przy nich to przedszkole.
Agenci zapakowali nas z Kalotą do szarego busa na dziwnych rejestracjach. J1 siadł za kierownicą i ruszyliśmy w kierunku Turzyc. Była jeszcze wczesna pora, więc nic nam nie przeszkadzało w dość odważnej jeździe. Kierowca prowadził jak impotent, który nie zdążył wyżyć się w łóżku i musiał się wyładować. Klakson był w częstym użyciu. Na autostradzie mijaliśmy wszystkich po lewym pasie mrugając długimi światłami. Bałem się spojrzeć na licznik. Wkrótce dostaliśmy się na przedmieścia Turzyc. Stacja położona była na skraju miasta. Była czterokierunkowym starym węzłem. Sygnalizacja świetlna nie skaziła jeszcze pierwotnej tkanki torowiska. Tylko ta trakcja elektryczna drażniła oczy. Na stacji wyraźnie coś się działo. Wszystkie tory były polokowane przez składy towarowe. Nawet na dodatkowych stały wagony. Podjechaliśmy pod budynek naczelnika stacji. Agenci uderzyli do jego drzwi. Gdy ten je uchylił i zapytał:
-A Panowie to kto?
-BBN. Usłyszał.
Po minie Naczelnika wiedziałem, że nie będzie lekko.
-A co kurwa jest?! Pokraśniał na twarzy.
-Telewizji Pan nie ogląda?! Zapytał rezolutnie J2
Przegiął
-Panowie nie wiem z jakiego cyrku się urwaliście, ale my tu od wczoraj mamy urwanie głowy. Wyłożył się pociąg na sąsiednim posterunku i zablokował wylot ze stacji. A wy mi tu cholera o telewizji pieprzycie !!! Wynocha !!! Wskazał na schody.
Tym razem mnie się też podniosło ciśnienie. Postanowiłem ratować skórę naszych spec służb i wyciągnąłem swoją legitymację.
-Komisja wypadkowa.
Tym razem Naczelnik chyba zrozumiał o co biega. Otworzył drzwi i wpuścił nas do środka.
-Panowie w sprawie czego?
Sięgnąłem po zdjęcie z torby. Podałem je mężczyźnie.
-Ano tego Panie Naczelniku, poznajesz Pan?
Facet wyraźnie gryzł się ze swoimi myślami. Jednak mimo naszej przewagi postanowił zaryzykować.
-Nie wiem o co chodzi?
Agenci chcieli się odezwać, ale uciszyłem ich energicznym ruchem dłoni.
-To ja Panu wyjaśnię, dziś rano miało tu miejsce wykolenie. Wyleciał wagon jedną osią. Wy jednak zamiast powiadomić komisję, wstawiliście pudło i olaliście sprawę. Ktoś jednak pyknął fotę i macie niezły bajzel. Mogę się założyć, że zdarzenie nie jest odnotowane we właściwych dokumentach.
Twarz Naczelnika posmutniała. Był pod murem i wiedział, że źle zrobił. Poszedł na współpracę.
-I co teraz?
-Teraz potrzebujemy tylko numery tego pociągu. Powinniście pamiętać wagony dość nietypowe.
Mężczyzna zaczął grzebać w dokumentach. Wreszcie odnalazł właściwy telegram.
-45673 miał iść na Krotoszyn.
-A poszedł?
Znowu zanurkował w papiery. Tym razem łowy trwały nieco dłużej. Zacząłem już się obawiać o rezultat.
-Hmm… Nie wiem
Zamurowało mnie. Straszna prawda powoli docierała do mojego mózgu. Pociąg rzeczywiście zaginął.
-Co się Panowie martwią, według dokumentów wiózł ziemniaki. Wzruszył ramionami Naczelnik.
-O rzesz… Kalota spojrzał na agentów.
Ci zaś unieśli dłonie w obronnym geście.
-Co wyście napisali w papierach?! Zaatakowałem i ja.
-No ziemniaki- odparł J2
-Takie zwykłe ziemniaki. Drążyłem temat.
-Względy bezpieczeństwa, terroryści nie atakują pyrów. J2 był dumny ze swojego planu.
Naczelnik przysłuchiwał się naszej rozmowie z coraz większym zdumieniem. Jeszcze raz zajrzał do telegramu.
-Tu pisze kartofle…
Kalota oparł się o ścianę i mruknął.
-Okrągłe i niesamowicie śmiertelne. Frytki po Czernobylsku.
Naczelnik zaczął składać układankę. Potrzebował jeszcze kilku informacji.
-Co do cholery wiózł ten pociąg?!
-Drobiazg, kilka ton odpadów nuklearnych. Niegroźne o ile ich się nie wykoleja. Kalota był jak zwykle bardzo pomocny.
-Podczas wykolejenia wagon mógł się rozszczelnić. Dodałem.
Naczelnik zbladł i podszedł do okna. Miałem nadzieję, że nie zamierza skakać. Na szczęście wziął tylko kilka głębszych oddechów zadzwonił do swoich podwładnych. Prawie dwadzieścia minut trwało ustalenie możliwej trasy 45673. Wreszcie usłyszeliśmy.
-Miał iść na Krotoszyn, ale tam kasza. Puściliśmy go objazdem przez Wrocław Główny.
To nie mogła być prawda. Pociąg z kartoflami zionącymi promieniowaniem gamma miał jechać przez moje miasto. Trzeba było ratować. Z drugiej strony trasa wiodła blisko Joannitów, gdyby jeszcze był dzień roboczy w mojej Dyrekcji. Takie okazje nie zdarzają się często. Ale dziś była niedziela !!!
-Gdzie on teraz może być ?!
-Wedle planu powinien dojeżdżać do Kowali, ale na pewno jest opóźniony.
Kowale to ostania szansa zatrzymania pociągu. Postanowiłem zadzwonić do Dyżurnego tamtejszego posterunku i zakończyć akcje. Agenci dzwoni do Agencji Energetyki Jądrowej. Nasz bus ruszył z powrotem. Wydawało by się, że ratowanie świata nie jest trudne. Do czasu, aż Dyżurny z Kowal poniósł słuchawkę.
-Malicz słucham.
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Na wszelki wypadek zapytałem jeszcze raz o właściwą stację.
-Tak, Dyżurna Malicz.
Bóg nie był dziś po naszej stronie. A może tylko się myliłem. Oddałem słuchawkę agentowi J2. Ten zdziwiony przejął ja ode mnie i zaczął dyktować rozkazy zatrzymania pociągu. Po krótkiej chwili zaczął spoglądać na wyświetlacz komórki.
-Co to za baba?!
-Kto? Dopytywał się Kalota zza moich pleców.
-Jakaś Malicz. Wyjaśnił J2
Kalota gwizdnął przez zaciśnięte zęby.
-Rozłączyła się i zażądała rozkazu na piśmie. J2 był wyraźnie zdegustowany zachowaniem mojej niedawnej współpracownicy.
Odebrałem swój telefon i wybiłem jeszcze raz numer. Musiałem stawić czoła demonowi.
-Malicz…
-Komisja Wypadkowa, inspektor Covalus. Proszę zatrzymać pociąg 45673 na stacji. Podejrzewam, że ma uszkodzony wagon.
-AA…. Chyba mnie poznała. Masz to na piśmie?
-Mam.
-Proszę o faks.
-Nie dam rady teraz, zatrzymaj pociąg.
-Bez pisma pocałuj się w dupę.
Gdybym mógł zabijać na odległość. Ciskać gromy, dusić i pozbawiać tchu.
-Słuchaj Malicz, mam w nosie nasze stosunki, ale ten skład wiezie odpady nuklearne w niesprawdzonych wagonach. Twoja stacja jest ostatnią przed Wrocławiem. Apeluję do twojego rozsądku.
Kalota pochylił się nad moim drugim uchem.
-Z tym rozsądkiem to przeginasz…
Zaś od mej niedawnej koleżanki usłyszałem znowu.
-Nic z tego Covalus.
Potem się rozłączyła. Cóż jednak trzeba się będzie trochę wysilić, by zostać bohaterem. A wszystko przez kobietę. Tu ugryzłem się w język, bo nie miałem prawa obrażać kobiet. Wszystko przez Malicz. Klepnąłem agenta J1 w ramię.
-Chłopie zasuwaj na Kowale ile tylko mocy w garach.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chyba dobrze się stało, że ten facet nie miał regularnego pożycia. To co działo się na autostradzie przeczyło prawom fizyki. Ale dzięki temu szalonemu kierowcy byliśmy coraz bliżej celu. W końcu została nam długa prosta do samej stacji. Na jej końcu był przejazd kolejowy. Zamknięty przejazd.
-Suka podała wolny przelot. Mruknąłem
-Da się coś zrobić? Spytał J2
Znając Malicz to uprzedziła mechanika, by nie reagował na żadne stój ręczne poza dawanym przez nią. Byliśmy w kropce. Bus stanął w kolejce aut. Po lewej stronie zobaczyłem światła lokomotywy. Nie jechała szybko, ale i też nie zamierzała się zatrzymywać. Postanowiłem działać.
-Wysiadajcie !!! Krzyknąłem
-Co?! Zapytał Kalota.
-Wypad z wozu, wszyscy !!!
Nadal patrzeli na mnie jak na debila.
-Wysiadać !!! Wypchnąłem J1 zza kierownicy.
Powoli ruszyłem ku szlabanom. Zrozumieli, że oszalałem. Jak ulęgałki wysypali się z busa. Zostałem sam. Włączyłem długie światła i klakson. Gaz do podłogi. Pasem dla przeciwległego ruchu wymijałem stojące auta. Kątem oka dostrzegłem bilbord Zatrzymaj się aby żyć- AKCJA BEZPIECZNY PRZEJAZD Nie dziś. Szlaban był nowego typu, strzelił jak plastikowa wykałaczka do zębów. Nacisnąłem hamulec. Byłem dokładnie na drodze ET 22 z wagonami. Ryk gwizdawki znacznie przyśpieszył me działania. Wyskoczyłem z kabiny w momencie, gdy przedni zderzak wbijał się w lewe drzwi. Coś uderzyło mnie w plecy i wylądowałem na mechanizmie unoszącym rogatkę. Bus zaś umierał w rozdzierającym rumorze pękających blach. Pociąg stawał. Wreszcie wszystko zamarło i zapadła cisza.
Agenci dobiegli do mnie.
-Żyjesz?!
-Jeszcze nie wiem. Odparłem
Powoli wstałem i rozprostowałem nogi. Wszystko wyglądało na całe. Kalota przybiegł ostatni. Z jego wagą to i tak był nie lada wyczyn.
-Odbiło Ci !!! Ryknął na mnie.
-Nie. Odpowiedziałem.
Ktoś zbiegał z nastawni. Jasne blond włosy diabła we własnej osobie.
-J1, daj mi broń. Poprosiłem.
-Chce ją Pan zastrzelić?!
-No, a wy to przerobicie na wypadek. Np. zawał. Błagam. Czerwona mgła złości zakleiła mi mózg.
Oczywiście nie dali mi broni. Malicz podeszła do nas w służbowym mundurku.
-Co wy wyprawiacie?! Wrzasnęła.
Zamachnąłem się prawą ręką. Sylwetka Malicz zniknęła.
-Jezu uderzyłem kobietę. Byłem zszokowany.
-Chciałbyś, poślizgnęła się. Kalota poklepał mnie po plecach.
Spojrzałem pod nogi. Rzeczywiście poślizgnęła się na oleju naszego niedoszłego busa. Nikt nie podał jej ręki. Przybyła policja i zgrabnie oczyściła teren. Potem Panowie w białych kombinezonach zaczęli sprawdzać wagony. Wszystkie okazały się szczelne. Nakazano nam udać się do domu. Wcześniej obejrzał mnie jakieś łapiduch. Twardy byłem nie miękki. Gdy dotarłem do domu, musiałem odebrać telefoniczne zaproszenie od J2. Chłopaki nie chcieli sami tłumaczyć się z kasacji busa. Musiałem napisać wyjaśnienie. Obiecałem, że zrobię to jutro. Na razie chciałem odpocząć. Odłożyłem słuchawkę i ktoś stanął przede mną. Miał w ręku środek łagodzący ból pokryty szronem z lodówki.
-No i… Padło pytanie.
-Dobra namówiłeś mnie. Odparłem.
-Twardy opór stawiłeś
-Ale niewiele bo jutro muszę iść do roboty. Dodałem
-Sam zdecyduj… Podał mi opakowanie.
Zbliżyłem szyjkę do brzegu szklanki.
-Malicz jutro będzie zeznawać w sprawie tej katastrofy. Dodał mimochodem Kalota.
-Zamknij się. Odparłem i nalałem po sam brzeg.

KONIEC

18.09.2007r.

Powrót do listy opowiadań z 2007r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *