Dla tych co w tą wyjątkową Noc, będą strzegli bezpieczeństwa żelaznych szlaków i tych co po nich jechać będą.

Jechałem do pracy. Wciśnięty w kąt lokomotywy towarowej ST44 próbowałem złapać resztki nocy. Niestety Gagarin na nierównym szlaku skutecznie wybijał mi to z głowy. Maszynista powoli zbliżał się do Posterunku Ochronnego Rogoźnica. Semafor kształtowy nakazywał mu zatrzymać skład. Ciężkie węglarki wyładowane czarnym złotem, z piskiem klocków hamulcowych, zamarły po dłuższej chwili i zaczęły trzeszczeć. Zsunąłem się po drabince w dół i ugrzęzłem w płytkim śniegu na skrajni pojedynczego toru. Semafor wjazdowy na posterunek, z racji niewielkich prędkości, nie był oddalony od miejsca, które chronił- na przepisową odległość. Dość szybko doszedłem do malutkiego murowanego budynku, w którym to miałem spędzić najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Mój zmiennik uścisnął mi dłoń i życząc Wesołych Świąt pobiegł do Gagarina. Rogoźnica osłaniała miejsce przecięcia szlaku o normalnej szerokości z kolejką wąskotorową. Tory krzyżowały się pod kątem prostym. Z obu stron szlak szeroki osłaniały dwa semafory kształtowe. Pociągi wąskotorowe przejeżdżały przez niebezpieczne miejsce na zupełnie innych zasadach. Maszynista najpierw mijał białą tablicę w kształcie elipsy z widniejącym na niej czarnym trójkątem, zwróconym wierzchołkiem ku górze. Dawał długie Rp1 i zmniejszał prędkość. Przed samą krzyżówką ustawiona była podobna tablica z czarnym obramowaniem i krzyżem po środku. Maszynista zatrzymywał pociąg i czekał na mnie. Zabezpieczałem szlak normalnotorowy i dawałem znać o możliwości przejazdu. Regulamin posterunku faworyzował pociągi o normalnym rozstawie osi. Miały pierwszeństwo. Rogoźnica pełniła też role posterunku odstępowego dla linii 1435 mm. Przed wypuszczeniem zeń pociągu musiałem się telefonicznie upewnić się, iż odstęp do następnej stacji jest czysty. Ruch był duży. Jednotorowa linia pełniła rolę obwodnicy towarowej dla ciężkich pociągów z węglem. Natomiast kolejka wywoziła skalny urobek z pobliskich kamieniołomów i dostarczała towary do innych zakładów. ST44 dał sygnał gwizdawką. Sięgnąłem po telefon.
-Rogoźnica do Katowic Gudny, czy towarowy 4453 zjechał już ze szlaku?
-Tu Katowice Gudny, 4453 przyjechał w całości, odstęp wolny.
-Proszę o pozwolenie zajęcia odstępu przez 5557.
-Udzielam.
Podszedłem do szafki sterującej. Wcisnąłem blokadę Rogoźnica -Gudny. Odtąd Katowice nie mogły dać wolnej drogi w kierunku przeciwnym. System ten jednak bardzo często zawodził, więc polegaliśmy głównie na telefonach. Pociągnąłem za dźwignie semafora wjazdowego. Pojedyncze ramię uniosło się w górę . Silnik wysokoprężny zamieszał w otoczeniu. Skład powoli przeciskał się nad krzyżownicami wąskiego toru. Gdy tylko ostatni wagon zszedł ze skrzyżowania, opuściłem ramię strażnika. Niestety nie dorobiliśmy się jeszcze sprzęgła zwalniającego. Usiadłem za drewnianym stołem, który wraz z dwoma szafkami i piecem kaflowym stanowił jedyne wyposażenie wnętrza budynku służbowego. Mój zmiennik napalił w nim solidnie, także miałem przez kilka godzin spokój. Cegła szamotowa dobrze trzymała ciepło. Sprawdziłem książkę przebiegów i uzupełniłem wpis o 5557. Głośne gwizdanie oznajmiło nadejście pod wskaźnik WW1 pierwszego dziś składu kolejki. Otuliwszy ciało płaszczem wyszedłem jej na spotkanie. Pociąg z urobkiem prowadziła czerwonawa lokomotywka spalinowa.
Z kabiny śmiała się do mnie znajoma morda.
-Witaj szkielecie !
Stefan zawsze doceniał moją posturę.
-Witaj obiboku jeden, co tam u Heli słychać.
-A baba zdrowieje, bo mi wczoraj głowę zmyła za te browary cośmy wieczorem z Kazkiem obalili.
-A choinkę kupił?
-Jasne, świerk wysoki, ino bombek jeszcze nie ponawieszał, bo mi zmiana wypadła. Ale dzieciaki dadzą se radę. A ty co dziś tu?
-Niestety…
Stefan zanurkował wewnątrz kabiny i wytargał ogromną zieloną gałązkę świerkową.
-Masz, będzie raźniej.
-Dzięki stary, Wesołych Świąt i znikaj bo na SW1 się już pewnie niepokoją.
-Wesolutkich…
Lokomotywka zagulgotała i szarpnęła kolebami. Poczekałem, aż przetoczy się przez skrzyżowanie i wróciłem do budynku. Po drodze zabrałem starą puchę leżącą przy torze, aby gałązkę Stefanową wsadzić. Zebrałem doń trochę śniegu, który się roztopił wewnątrz dając wodę. Ustawiłem z boku stołu i zacząłem szukać jakiś ozdób. W szafce na rzeczy zapasowe znalazłem kilka barwnych przysłon dla strażnika. Służbowym klajstrem przymocowałem doń pętelki z drutu. Na gałązce zmieściły się trzy sztuki. Biała, czerwona i zielona. Obracając się leniwie migotały w świetle lampki służbowej. Zrobiło się jakoś cieplej na duszy. W szafce sterowniczej rozległo się pyknięcie. Dźwignia zajętości odskoczyła w pozycję wolne. 5557 doszedł. Zadzwonił telefon.
-Rozgoźnica, tu Gudny 5557 doszedł w całości. Proszę o pozwolenie wpuszczenia 6676.
-Tu Rogoźnica, poczekajcie Gudny.
Sięgnąłem po drugi, stojący obok aparat. Zapewniał on łączność z Chojnym. Stacją z drugiej strony posterunku.
-Rogoźnica, wzywa Chojny, proszę o pozwolenie zajęcia odcinka.
-Chojny udzielam.
Podszedłem do szafy i wcisnąłem dźwigienkę zajętości Chojny-Rogoźnica. Teraz Chojny nie mógł wyprawić już na szlak pociągu. Wróciłem do telefonu.
-Rogoźnica do Gudny, macie zezwolenie.
Pyknęło znowu w szafie. Gudny blokował mi semafor dla kierunku przeciwnego. Odtąd mogłem dać tylko pozwolenie dla 6676.
-Gudny, 6676 wjechał na odcinek.
-Rogoźnicam, zrozumiałem.
Wpisałem 6676 do księgi przebiegów. Znowu musiałem skorzystać z telefonu.
-Rogoźnica do Chojnego.
-Chojny zgłasza się.
-6676 wjechał na szlak.
-Zrozumiałem.
Odłożyłem obie słuchawki na widełki. Podniosłem ramię dla 6676, aby nie wstrzymywać ciężkiego brutta. Gwizd kolejki doszedł mnie w tej samej chwili. Cóż, kolejka kursowała nieregularnie w miarę przepływu towarów. Ubrałem waciak i wyszedłem jej na spotkanie. Tym razem jechali z dwoma krytymi wagonami z garbarni. Wolałem nie myśleć co wiozą w środku. Na drzwiach napisano ODPADY. Maszynista spalinowozu wychylił się z budy.
-Widzę Panie Dyżurny, że postoimy. Wskazał na podniesione ramię.
-Postoicie.
-A może puści nas Pan, spieszę się bo święta.
-Nie ma mowy…
-Z Pana to służbista.
-Jak z was masło brutto zrobi, to mi Dyrekcja nogi z tyłka powyrywa.
-Od razu masło, pójdziem jak pośpieszny.
-Stoicie i basta.
Na horyzoncie pokazał się 6676. Prowadzony przez dwa ST44 na widok uniesionego ramienia, rzygnął czarnym dymem i przyśpieszył. Puste węglary donośnie dzwoniły, aż uszy bolały.
-Teraz śmigajcie. Zezwoliłem kolejce.
-Wesołych.
-Nawzajem
Wróciłem do telefonu. Zameldowałem, że 6676 przybył w całości i zwolniłem odcinek dźwigienką zwalniającą. Opuściłem ramię. Na czynnościach służbowych czas zleciał mi do południa. Po południową porą zaczęło się ściemniać i padać śnieg. Olbrzymie białe płaty osiadały na wszystkim. Do tego doszedł porywisty wiatr. Gdzieś około piętnastej musiałem oświetlić strażników i tarcze. Była ku temu stosowna przerwa w rozkładzie. Najpierw kierunek od Chojnego. Wlałem nafty do lamp i tuląc ramiona w kożuchu dotarłem do Strażnika. Położyłem lampy i za pomocą korby zjechałem sankami w dół. Zgrubiałymi rękoma zapaliłem knot i zamknąłem osłonkę lampy. Uwiesiłem ją na sankach i wciągnąłem na górę. Potem okulary. Z tarczami zawsze bywało łatwiej. To samo zrobiłem od strony Gudny. Potem odtajałem piętnaście minut. Na dworze szalała zadyma. Widoczność spadła do zera. Dostałem telefon z wąskich posterunków, że z racji warunków zawieszają ruch. Gdzieś koło dwudziestej Gudny zameldowała, że z jej kierunku nic już nie pojedzie. Chojny natomiast wpuścił na szlak 7123. Był to przedostatni pociąg w rozkładzie. Gdzieś tam w oddali ludzie zasiadali do wigilijnej kolacji. Pierwsza gwiazda jaśniała na niebie. Jakoś ciężko zapadło na piersi, a oczy same zaszkliły się nieco. Cóż taka praca. Siadłem za stołem i wpatrując się w migoczące szkiełka na świerkowej gałęzi wyszeptałem Wesołych Świąt -dla bliskich. 7123 przelatywał za oknem. Zamknąłem semafor i w tym momencie Chojny wyprawił ostatni pociąg. 8999. Regulamin pozwalał na taki sposób prowadzenia ruchu. Nie mogłem tylko dać wolnej drogi, zanim 7123 nie dojdzie w całości do Gudny. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga. Moja Żona pewnie już sprzątała po kolacji. Przymknąłem oczy i wyobraziłem sobie na moment karpia i parujące pierogi. Na tych marzeniach zeszło mi prawie trzydzieści minut. Wstałem i podszedłem do szafki. Dźwigienka zajętości nadal była w położeniu dolnym, wskazującym, iż 7123 nie doszedł do Gudny. Było to dziwne, bowiem czas ku temu najwyższy minął. Chwyciłem słuchawkę i zamarłem. W telefonie była cisza. Uderzyłem kilkakrotnie palcami w widełki. Nadaremnie. Miałem przerwę w łączności w kierunku Gudny. Chojny jeszcze dyszał, więc poinformowałem go o sytuacji. Zamknęli ruch na odcinku. Wdziałem kożuch i rozpaliłem czerwoną naftówkę. 8999 był przyzwyczajony do przelotu bez zatrzymania. Musiałem mieć pewność, że stanie. Na zewnątrz śnieg walił z nieba tonami. Wspomagany wiatrem usiłował mnie przewrócić. Wlazłem na drewniany pomost obok Strażnika. Zwróciłem czerwoną lampę w kierunku jaśniejącego horyzontu i zacząłem nią wywijać koło. Maszynista zagwizdał i rozpoczął hamowanie. Gdy tylko stanął, wdrapałem się do lokomotywy.
-Przerwa w łączności w kierunku Gudny, nie mam potwierdzenia, że ten przed wami dotarł.
-Do diabła, spieszę się na Wigilie. Mechanik nie był zadowolony.
-Jeśli mam być szczery, dopóki nie naprawią kabli, to was nie puszczę.
-A kiedy naprawią?
-Szczerze, to pewnie, gdzieś nad ranem.
-Cholera, myślałem, że na pasterkę chociaż zdążę.
-Gaś Pan to pudło i zapraszam do mnie, chyba przyjdzie nam do rana tu zimować.
Pokiwał głową. Wróciliśmy na posterunek. Dźwigienka nadal nie odskoczyła, a z nowości to stwierdziłem, że Chojny też nie odpowiada. Maszynista zdjął płaszcz i powiesił go obok pieca. Dorzuciłem do kaflowego i od razu zrobiło się przyjemniej. Chłopina spojrzał na gałązkę przystrojoną szkłami od semafora.
-Niezła choinka…
-Kolejowa.
Usiedliśmy przy gałązce. On pierwszy zaczął opowiadać. Potem ja. Podzieliśmy się chlebem, z porannych kanapek życząc sobie samych wspaniałości. Czarna kawa w blaszanych kubkach smakowała jak czerwony barszcz. A kanapki z serem przypominały Karpia. Czas stanął w miejscu. Rozpaliłem jeszcze jedną naftówkę. Szkła ciskały na ścianę kolorowe koła. Wiatr szeptał kolędę w okiennych ramach. O północy doszedł nas dźwięk kościelnych dzwonów. Przez okna posterunku widzieliśmy daleko malutkie światełka podążające do kościoła w Gudny. Była północ. Gdzieś koło drugiej maszynista zwinął się w na krześle i przytuliwszy do pieca zasnął snem głębokim. Ja wpatrzony w kolejową choinkę czuwałem do rana…

KONIEC

Wrocław 23.12.2005r.

Powrót do listy opowiadań z 2005r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *