Dzień zaczął się lekkim bólem brzucha i ogólnym zniechęceniem. Jakbym coś przeczuwał. Zaspany dojechałem pod biurowiec Komisji Wypadkowej i wtoczyłem się do środka. Portier wypatrzywszy moją chudą sylwetkę, ruszył zza swojej dyżurkowej lady i zniżywszy głos do konspiracyjnego szeptu oznajmił:
-Szef chce z Panem rozmawiać.
Przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie wyglądało to na zapowiedź miłej pogawędki. Chmury nad moją głową zbierały się od dawna- nastała pora deszczowa. Powlokłem się do gabinetu mego pracodawcy. Wyraźnie czekał na mnie.
-Siadajcie Covalusie.
Głos miał ciężki, jak litrowy słoik wypełniony rtęcią. Usiadłem i czekałem co dalej.
-Wczoraj przyszła decyzja z DOKP o redukcji jednego etatu na stanowisku inspektora wypadkowej…
-O… Malicz leci? Spytałem, choć było to pytanie retoryczne.
-Niestety nie Covalusie. Szef wyraźnie czuł się zakłopotany.
-Rozumiem, co zadecydowało?
-Kwalifikacje.
-Chyba Pan sam w to nie wierzy, z całym szacunkiem, ale mam bystrzejsze kwiatki doniczkowe.
-Malicz ma szerokie plecy…
-A…
-Nabruździłeś sobie ostatnio, ktoś doniósł.
-Chodzi o sprawę śmiertelnej biurokracji?
-Ano, ktoś szczegółowo opisał twoje podejście do tematu.
-U… ktoś o nazwisku Malicz?
-Ja Ci tego nie powiedziałem.
-Rozumiem, ile mam czasu?
-Do końca twojej umowy, jest polecenie nie przedłużania jej.
-Hojność Dyrekcji nie zna granic, to raptem tydzień. Nic Pan nie zrobi?
-Nic, mam rodzinę na wykarmieniu.
-W sumie. Wstałem uznając rozmowę za zakończoną.
-Covalus…
-Tak.
-To nie jest normalne.
-Szefie, a co w tym kraju jest?
Pytanie zawisło i zostało w powietrzu. Potem rozpłynęło się bez śladu. Wdepnąłem do biura.
Malicz uniosła głowę znad laptopa- przypominała węża. Nie chciało mi się komentować faktów, więc krótko oznajmiłem:
-Muszę coś załatwić służbowo na mieście, myślę, że poradzisz sobie beze mnie.
-Mamy trochę roboty, pomógłby mi Pan przy raportach.
-Tych o mojej postawie, które Pani napisała?
Zostawiłem ją czerwoną z otwartymi ustami. Niby miałem nie komentować, ale ten typ tak ma, że jak go kopią odpowiada. Wróciłem po prostu do domu. Wstyd powiedzieć, ale chyba miałem doła.


Obudziłem się tydzień później w poniedziałek z niejasnym odczuciem, że coś się zmieniło. Była dziewiąta rano i jasno za oknem. Ja, zaś nie udałem się do pracy. Zasiliłem żarłoczne gardło statystyki i stałem się przyczynkiem do wzrostu bezrobocia. Było źle, ale wiedziałem, że jutro będzie jeszcze gorzej. Mając taką perspektywę postanowiłem coś zjeść i wypić kawę. Czując ciepło i wzrost kofeiny we krwi zacząłem zastanawiać się co dalej ? Przerwano mi brutalnie, ostrym dzwonieniem do drzwi. Poszedłem sprawdzić, kto ma tak istotny powód by przerywać mi mój stan niżowy. Za drzwiami stał młody mężczyzna z czarną teczką. Znowu nie wyglądało to różowo. Przysłowie z przed śniadania zaczęło pączkować.
-Covalus z Komisji Wypadkowej?
-Kiedyś tak, obecnie sfrustrowany bezrobotny przystosowujący się do nowych realiów. Przyszedł mnie Pan wyrzucić z mieszkania?
Mężczyzna uśmiechnął się.
-Przyszedłem pogadać. Radosław Krajewski prawnik. Przedstawił się.
Nie wiem czemu, ale wpuściłem go do kuchni. Usiadł bez pozwolenia za stołem i otworzył teczkę.
– Nie będę owijał w bawełnę. Mam dla Pana zlecenie.
Milczałem podejrzliwie.
– Chciałbym, aby Pan przygotował mi materiał do rozprawy.
– Nie mogę, jeszcze prawa nie skończyłem.
– Nikt tego od Pana tego nie wymaga, proszę spojrzeć najpierw na proponowane wynagrodzenie. Podał mi zwyczajnie czek.
Spojrzałem na sumę i lekko zaniemogłem. Dwa tysiące, były dla osoby ze sfery budżetowej dość sporą kwotą.
-Kogo mam za to zabić? Spytałem.
-Redakcję programu Uważaj, stacji Polsad.
-O to zrobię za darmo, tylko niech Pan zapewni wygodną celę z TV i siłownie raz w tygodniu.
Znowu się uśmiechnął i sięgnął do teczki. Na moim stole pojawiła się kaseta video.
-Odtwarzacz Pan ma?
-Wymieniłem w lombardzie za paczkę kawy, my bezrobotni lekko nie mamy.
Wyraźnie się zmieszał.
– Żartowałem, o czym jest kaseta?
Odetchnął.
-Brudnica…
Syknąłem. Ciężka salwa gruchnęła w pobliżu mojego łba.
-Ciężko będzie, winni są ustaleni.
-Winni bezpośrednio tak, z tym się nie sprzeczam. Chodzi o pośredników i rzetelność. Niech Pan obejrzy kasetę i do mnie ewentualnie potem oddzwoni. Wtedy podpiszę czek i spróbujemy powalczyć. Co Panu szkodzi?
-Za te pieniądze, wzesadzie nic…
-No właśnie, proszę tylko obejrzeć taśmę.
Wyszedł. Ja zaś powlokłem się do pokoju i wetknąłem kasetę w czarną dziurę wideo. Ukazał się żółty księżyc z napisem Polsad. Potem śmieszny prezenter zapowiedział dramatycznie:
-Dziś w programie UWAŻAJ, relacja i próba wyjaśnienia niejasnych wątków katastrofy z 1960 roku w Brudnicy.
Ktoś ciachnął początek reklam i zaczęło się. Po dziesięciu minutach trząsłem się ze złości. Z ekranu runął na mnie stek pomówień, kłamstw i przeinaczeń. Dwóch pajaców z ukrytą kamerą naciągało ludzi na krwiste wspomnienia. Niektórzy mówili o czymś o czym nie mieli zielonego pojęcia. Ich wiek i zniszczenie alkoholowe wskazywały na daleko idącą fantazję w interpretacji faktów. Najgorsze było zakończenie. Sprofanowano pamięć maszynisty, winnego i ofiary katastrofy. Jego winę rozciągnięto na innych. Potworne szambo, smród zmusił mnie do zgaszenia telewizora. A przecież sam pamiętam powtórne śledztwo. Straszliwe obrazy.

ST 44 rozwinął wystarczającą prędkość, aby czas zaczął wreszcie jakoś normalnie płynąć. Maszynista Jan rozparł się wygodnie w fotelu i zagadnął pomocnika.
-Za tym łukiem Brudnica, patrz na tarczę bo z tyloma na haku będzie ciężko hamować.
-Leży jak talerz pierogów u mej babci na stole, mamy wolny przelot.
-No to podciągniemy do rozkładowej- Jan przesunął nastawnik o kilka zębów.
Gagarin zabulgotał i posłusznie zaczął przyśpieszać. Za nim olbrzymia masa czteroosiowych węglarek. Łuk wyginał się na grzbiecie, a lokomotywa lekko pochyliła się do środka. Semafor wjazdowy unosił jedno ramię w powitalnym geście. Obraz równi stacyjnej powoli objawiał się w miarę wychodzenia z zakrętu. Jan zbił czuwak, domagający się czułości, po klepnięciu go przez ramię mechanicznego SHP. Brudnica objęta planem modernizacji jeszcze je posiadała. Wajchy wzbudzające przypominały grzyby sterczące ze skrajni. Potem rozlegało się metaliczne łupnięcie i czuwak rozbłyskał na czerwono.
-Co jest do diabła !!! Krzyknął nagle pomocnik zrywając się z krzesła i wskazując przed siebie.
Jan spojrzał w zadanym kierunku i pobladł. Miał na swoim torze Czarnego Smoka Ty2 tendrem do przodu. Za nim widniały cztery dwuosiowe węglarki. Maszynista odruchowo przestawił rączkę zaworu rozrządczego w hamowanie nagłe. Oerlikon połączył przewód hamulcowy z atmosferą, przy jednoczesnym odcięciu zbiornika głównego Rozpoczął się gwałtowny proces wytracania prędkości. Syrena ST 44 poniosła alarm. Skład sypiąc iskrami zakolebał się na pierwszych zwrotnicach. Ciągle wyjąc potwornie zmniejszał odległość dzielącą go od parowozu.
-Spadaj do maszynowego !!! Krzyknął Jan do pomocnika
-Ale…
-Spieprzaj, nie damy rady !!!
Pomocnik wyrwał ratować własną skórę. Jan wstał z fotela i ciągle trzymając dłoń na dzwigni syreny.
-Zjeżdżajcie, na Boga ruszcie się ! Krzyczał do niesłyszącej go najwyraźniej drużyny parowozu.
Czasoprzestrzeń skurczyła się do takich rozmiarów, że rozwiązania podstawowych praw fizyki stały się jasne. Jan oderwał rękę od syreny i szybko uciekł z kabiny. Upadł obok pomocnika i zakrył głowę dłońmi…

Siedziałem a makabryczny serial trwał nadal. Mym ciałem wstrząsały dreszcze minionych wydarzeń.
Najpierw oberwał tender. Był prawie pusty. Gagarin z furią zrzucił go na prawą stronę skrajni. Ty 2 przyjął impet masy. Uniósł się do góry i wykonał pełny obrót. Potem jak ptak popłynął w bok u upadł obok tendra. Kocioł pękł w wielu miejscach. ST 44 jechał dalej. Brał pod siebie dwuosiowe maleństwa i łamał ich ostoje. Po kolei szły na rzeź, nie rozumiejąc co się dzieje. Tak aż do ostatniego…

Sięgnąłem po telefon. Prawnik odebrał nadzwyczaj szybko.
-Covalus, może Pan zdjąć z konta te pieniądze.
-Proszę, podjechać do mnie na Paprotną. Chcę, aby Pan z kimś porozmawiał.
-Panie Krajewski, czy ma Pan coś wspólnego z maszynistą Ty2?
-Ja nie, ale mój ojciec tak, jest jego synem i chyba wie dlaczego ten parowóz znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Niestety nie może do Pana przyjechać, ma trudności z poruszaniem.
-Rozumiem będę o 18.
-Jesteśmy umówieni.


Starszy Pan miał nie tylko kłopoty z chodzeniem, ale i oddychaniem. Używał respiratora co drugie słowo.
-Dziękuję, że Pan się pojawił.
Skinąłem głową.
-Wiem o Panu, od pewnej starszej miłej Pani. Powinien ją Pan pamiętać.
Pamiętałem. Kilka spraw wstecz. I rzeczywiście była miła.
– Po obejrzeniu tego programu w telewizji, szlag trafił mnie. Mój ojciec popełnił straszliwy błąd i odpokutował za to. Czytałem zeznania dyżurnego ruchu. Para i żar z rozbitego paleniska rozgrzały budkę do czerwoności. Mój ojciec był bardzo silnym mężczyzną. To spowodowało, że nie zginął od razu. Jego głos jeszcze przez piętnaście minut rozbrzmiewał ze szczątków parowozu. Nikt nie mógł zbliżyć się do tego piekła. Bali się polewać kotła wodą, ze względu na możliwość eksplozji. Mój ojciec zanim ugotował się do reszty, przez piętnaście minut krzyczał. Potem miłościwy Bóg, stwierdziwszy, że odpokutował swoje winy pozwolił mu odejść. Ci z Polsadu nawet nie raczyli wgłębić się w sprawę. Przesiąknięte alkoholem twarze zrobiły z mego ojca podobnego im. Wzorowy Maszynista Roku 1959 pomylił się tylko raz, wtedy w Brudnicy. Jest to niezaprzeczalny fakt, ale nie zrobił tego celowo, ani nie był pijany. Pan też wie o tym. Podpisał się Pan pod wyrokiem.

Maszynista Krajewski zignorował sygnał M1 podany mu na tarczy manewrowej. Rozpruwszy zwrotnicę nr 44 znalazł się na drodze pociągu 22345. W wyniku zderzenia wraz z pomocnikiem zginęli. Maszynista Krajewski, mimo meldowanego przez dyżurnego dziwnego zachowania, nie był pod wpływem alkoholu.

-Opowiem Panu długą historię. W zamian, wraz z moim synem, utopicie tych dziennikarzy w szambie, które sami zbudowali. Zacznijmy od tamtego dnia. Zawsze wiedziałem wcześniej, kiedy Ojciec będzie w domu. Dzwonił ze stacji, że już do nas jedzie. Potem razem z siostrą czekaliśmy na niego przed drzwiami, aby, gdy tylko się pojawi zawisnąć mu na szyi, jak dwa winogrona. Kręcił się wtedy w kółko, a my piszczeliśmy z radości. Tak było i tym razem. Tylko karuzela nieco straciła na intensywności. Ojciec był wyraźnie zmęczony. Gdy wreszcie pozwoliliśmy mu zasiąść za stołem, opowiedział o ciężkiej czternastogodzinnej służbie. Zgrzanych osiach i nerwach na trasie. Matka stała ze szklistymi oczyma i dolewała mu rosołu. Nagle zadzwonił telefon. Ojciec wstał i podniósł słuchawkę. Wysłuchał kogoś z drugiej strony i rzucił krótko
– Już jadę.
Matkę ogarnął szał. Uderzając pięściami w jego klatkę piersiową, próbowała zapobiec wyjściu.
-Jesteś po czternastu godzinach. Oni powariowali, ledwie trzymasz się na nogach… -Kowalski zaniemógł, musze iść. Dyspozytor prosił.
-Kowalski zapił wczoraj, bo miał chrzciny. Na Boga chociaż raz powiedz nie!
-Wiesz, że nie mogę. Służba nie jest sielanką, a obcego na parowóz nie dopuszczę. Życie twardym jest.
To była jego dewiza. Oderwał matkę od siebie i uśmiechnął się do nas.
-Zadzwonię dokąd jadę. Wy zobaczcie w atlasie. Niedługo wrócę.
Potem wyszedł. Rzeczywiście zadzwonił ze stacji. Matka rozpłakała się jeszcze mocniej. My usłyszeliśmy tylko Brudnica. Pobiegliśmy do pokoju, w cyrklem zmierzyliśmy odległość. Wyszło strasznie daleko. Gdy dorosłem dowiedziałem się, że to ponad 240 km. Szlak nie należał do najłatwiejszych. Dyspozytor o tym doskonale wiedział. W środku nocy, po sześciu godzinach niepewności zadzwonił telefon. Matka spała, a mi pierwszemu udało się dobiec do aparatu. Usłyszał dziwny bełkot. Myślałem, że ktoś się pomylił. Stałem tak oniemiały, nie mogąc rozpoznać słów mówiącego. Matka wyrwała mi słuchawkę z dłoni.
-Jezusiczku… to ty? Kiedy wracasz?
-Jakie manewry, powiedz mu…, wiem do cholery, że życie jest twarde !!!
Ojciec odłożył słuchawkę. Był już ponad dwadzieścia godzin na parowozie, a pełną dobę bez snu. Mimo to Dyspozytor w Brudnicy zarządził manewry. Wiedział w jakim stanie jest Ojciec. Nie na darmo zeznawał potem o dziwnym bełkocie maszynisty. Ale robota była pilniejsza, a on nie miał drużyny w zapasie. Zgodnie z dewizą, życie twardym jest, drużyna pomimo krańcowego wyczerpania wsiadła do Ty2 i rozpoczęła rozrząd wagonów. Szło im całkiem dobrze. Aż do momentu, kiedy zmęczone oczy zamiast M1 zobaczyły inny sygnał. Może, gdyby manewry przerwano, zgodnie z procedurą, na 10 minut przed wjazdem towarowego Ojciec by się opamiętał. Niestety Dyżurny ruchu wydał rozkaz na dwie minuty przed wjazdem towarowego. W tym czasie parowóz mego Ojca już rozpruwał zwrotnicę. Nie dano mu szansy na poprawę. Nie było na to czasu. Wie Pan co zeznał jeden ze świadków?
Ten zwrotniczy…

On po prostu się wychylił z budki i spojrzał w stronę ST 44. Chyba nie za bardzo kojarzył, co się dzieje. Nie wiem, co myślał w takiej chwili, ale jestem gotów przysiąc, że gdy wreszcie zrozumiał usiłował zmusić swoje ciało do działania. Lecz nie miał na to siły, oparł się o ramę okna i zamknął oczy.

Sam Pan widzi, że mój Ojciec był zmęczony. Tylko i aż zmęczony. Żaden z jego przełożonych nie miał na tyle odwagi, by kazać mu zejść z parowozu. Maszynista Roku to człek z żelaza- zniesie wszystko. Ale żelazo też czasami pęka. I to nazywa się zmęczenie materiału. Oglądając tą kasetę miałem wrażenie, że skupiono się na udowodnieniu, że mój Ojciec był pod wpływem alkoholu. Poszli po najmniejszej linii oporu. Jak Pan myśli, ile dostali tamci pijaczkowie, którzy jakoby byli wtedy manewrowymi i widzieli jak maszynista pijany wytacza się z parowozu? Dychę na wino? W Brudnicy manewry zgodnie z regulaminem przeprowadzała drużyna parowozu. A dziennikarz za zlepienie tego steku bzdur? Ja wiem, że pięćdziesiąt dwa złote. Sami mi się pochwalili…
Starzec nabrał powietrza. Wyraźnie był wykończony. Podszedłem do niego i pochyliłem się nad kruchą sylwetką.
-Zapłacą za to, obiecuję.
-Dziękuję.
Wyszedłem na ulicę. Wieczorem zadzwonił prawnik.
-Rozmawiał Pan z nim?
Potwierdziłem.
-Próbował walczyć z PKP, a potem z innymi. Ma zaledwie pięćdziesiąt cztery lata, ale wygląda na dużo gorzej. Życie Twardym Jest, dewiza jego Ojca- go wykończyła. Nie był człowiekiem z żelaza. Nie zasłużył na to… A jego Ojciec na ten reportaż…


Miesiąc trwało zbieranie nowych faktów. W końcu zasiadłem, obok prawnika, w loży oskarżyciela. Dziennikarze siedli naprzeciw. Starszy sędzia rozpoczął przewód.
-Rozprawa z powództwa cywilnego, stronę powoda reprezentuje Pan Krajewski, pozwanego… Oskarża się w/w o nierzetelne przedstawienie faktów, co naraziło na szwank dobre imię… Czy strona powoda ma coś do dodania?
Prawnik wstał i zaczął prawdę tłumaczyć na bełkot ichniego języka. Gdy skończył, podniosłem rękę.
-Słucham Pana? Sędzia był zaskoczony.
-Chciałem dodać, że Ci sami Panowie są autorami programu, o rzekomej korupcji w tutejszej placówce, w którą zamieszani są sędziowie. Mam więc obawy, jako zwykły szary obywatel, którego opinie kształtuje telewizja Polsad o sprawiedliwy werdykt w tej sprawie.
-Ale, to nie ma nic wspólnego ze sprawą !!! Przerwał mi jeden z młodych dziennikarzy.
-Czy jeszcze chce Pan coś powiedzieć? Spytał sędzia.
-Nie, dziękuję.
-Obawiam się, że poruszony przez Pana wątek, jest istotnym dowodem w sprawie. Mam tylko nadzieję, że Pan Krajewski wpisał nazwisko Pana Covalusa do dokumentów, które mi za moment poda, jako oskarżyciela posiłkowego. Inaczej, Pan Covalus nie miałby prawa zabierać głosu, a jego obawy mógłbym potraktować jako obrazę sądu.
Przerażony Krajewski szybko kończył wpisywanie moich danych i podał sędziemu dokument.
-Dziękuję, wszystko jest w należytym porządku. A kasetę z tamtym nagranym programem włączymy jako dowód w sprawie. Przedstawia ona styl pracy całej stacji- co jest istotnym elementem w naszym postępowaniu. Jednocześnie informuję, że Prokuratura rozpoczęła drugie śledztwo, tym razem o obrazę instytucji Państwowych z prawa karnego…
Gdy usiadłem, Krajewski pochylił się i szepnął.
-Naprawdę nie studiowałeś prawa?
-Nie i sorry za wtrącanie się.
-Nie ma za co, ugotowałeś ich. Tylko nie mów, że nie wiedziałeś o fakcie, że nasz sędzia grał główną rolę w tym reportażu?
-Nie wiedziałem, o tym nie pisali w recenzji w gazecie- nie oglądam telewizji.

KONIEC

Wrocław 5.02.2005r.

Powrót do listy opowiadań z 2005r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *