I

Opóźnione SUDETY wjechały na stację Oleśnica. EU 07 zgrabnie wygasiła swój impet przy krawędzi peronu pierwszego, obok zabytkowego budynku dworca. Oficjalnie nigdy tu nie bywała, ale remont oleśnickiej obwodnicy wymusił takie obiegi. Był to kłopotliwy objazd. Układ torowy stacji, nie budowany do takich kursów, monitował o zmianę czoła składu. Kierownik pociągu klął jak szewc spoglądając na tarczę swojego zegarka. Zanosiło się na utrzymaniu rosnącego opóźnienia pospiesznego. Drużyna w pomarańczowych kamizelkach energicznie miotała zakleszczonym sprzęgiem. Gdy udało się im go rozsupłać, trzeba było czekać na wolny tor do oblotu składu. Stacja była wyraźnie przepełniona. Drobna Dyżurna peronowa podbiegła do kabiny mechanika, odczepianej lokomotywy, z plikiem papierowych kartek. Maszynista zawisł na poręczach i przejął plik w swoje dłonie.
-Poprawki mechaniku, tylko czternaście- usprawiedliwiała się Dyżurna widząc marsa na czole mężczyzny.
-Istotne?
-Nie wiem, nie czytałam. Mam takich jeszcze dziesięć na dyżurce.
Odpowiedź mechanika zagłuszyło głośno nastawione radio.
-34740 jedziesz do cholery, masz wolne od trzech minut!
-34740 już jadę!
Maszynista cisnął papiery na półkę z tyłu i zatrzasnął drzwi. Poganiany przez białą zgodę manewrową, przeturlał lokomotywę do pierwszej niebieskiej bariery na karzełku i zahamował. Zmienił miejsce w kabinie i znowu ruszył w drugą stronę. Po skomplikowanym tańcu na wjazdowej dotarł wreszcie do końca swojego składu. Koniec stał się początkiem. Ekipa pomarańczowych chwyciwszy w dłonie grube kable zaczęła przysposabiać je do lokomotywy. Lekki skok ciśnienia w przewodach hamulcowych, zasygnalizował, że wszystko zostało prawidłowo połączone. Radio oznajmiło wolną drogę, ale zgodnie z przepisami trzeba było jeszcze opukać klocki hamulcowe. Gdy tylko mężczyzna za to odpowiedzialny podpisał stosowne dokumenty, kierownik odpiął swoją ukafkę i wrzasnął:
-34740 odjazd!
Skład ruszył, a dowodzący trzasnął drzwiami od służbowego i cisnął pod siedzenie kopię sterty papierów, wręczoną maszyniście.

II

Sudety wypłynęły ze stacji po lekkim łuku. Gdy tylko szlak wyprostował się, mechanik zrobił próbę hamulców. Wszystko grało. Do posterunku Łukanów pociąg brnął zaledwie sześćdziesiąt. Po koncercie krzyżownic, zamkniętego odgałęzienia wjazdu na oleśnicką obwodnicę, przyśpieszył do stu kilometrów na godzinę. Zbliżając się do pierwszej stacji maszynista spostrzegł na tarczach sygnał Os2, oznaczający ustawiony wolny przelot. Wjazdowy wraz z wyjazdowym wyświetlały po zielonym. Wzniecając lekki tuman kurzu pociąg opuścił Borową Oleśnicką. Sytuacja ruchowa przed Długołęką powtórzyła się. Lekko zwalniając ze względu na paskudne przejazdy niestrzeżone za stacją, zbliżał się do Psiego Pola. Opóźnienie zaczęło maleć. Kierownik poczuł ulgę spoglądając, to na zegarek, to na widoki za oknem. Długi gwizd oznajmił mijanie Psiego Pola. Zaraz za ostatnią zwrotnicą osiągnęli dozwoloną osiemdziesiątkę. Most na Widawie nie pozwalał na więcej. Tarcza przed Sołtysowicami wskazywała Os2. Na zjeździe z mostu zatrzęsło trochę i papiery otrzymane w Oleśnicy, niedbale ciśnięte na półkę, jak płatki śniegu pokryły podłogę lokomotywy. Mechanik pochylił się, by podnieść najbliższe. Zrezygnował i postanowił posprzątać na Nadodrzu. Podnosząc wzrok dostrzegł na wjazdowym S5. Pod nim wisiał jak ogłoszenie wyroku wskaźnik W20.
-O matko przenajświętsza!- jęknął maszynista i zaciągnął hamulec.
Obserwując mijane perony z przerażeniem stwierdził, że nie da rady wyhamować przed następnym semaforem. Skrócona droga hamowania okazała się zbyt krótka. Za nastepnym kolofonem z S1, jawił się nieciekawy widok. Długi towarowy uciekał po angliku, w poprzek przebiegu- teraz już sprzecznego. Mechanik osobowego uciekł do przedziału silnikowego. Hamujące Sudety wbiły się w ostatni wagon brutta. Dzielna EU 07 zrzuciła go ze skrajni i telepawszy się straszliwie ugrzęzła w podkładach. Wagony osobowe utrzymały się w ryzach stalowej drogi. Na szczęście.

III

Od tygodnia byłem nie w sosie. Nie dość, że zwolnili Panią Jolę i w ramach restrukturyzacji sam musiałem wypełniać swoje papiery, to jeszcze przysłano mi do pracy drugiego inspektora. Czekałem na niego pełen obaw. Współzawodnictwo nie pachniało codziennym lenistwem, dobrą kawą i postami na ulubione grupy dyskusyjne. Miałem nadzieję, że spełni się moje motto:
Im więcej przejmujesz się swoją w pracy rolą, tym szybciej cię z niej wy…. .
Oczywiście dla narwanego nowego. Powiało zgrozą na samą myśl. Zrobiwszy sobie świeżej kawy oczekiwałem nieznanego. Punktualnie o dziesiątej wrota mego gabinetu otwarły się energicznie. Wtargnęła doń… prawdziwa blondynka. Długie śnieżnobiałe włosy opadały jej na ramiona. Żakiet- ala mundur konduktora raził jasnymi mankietami. Spódniczka przed kolanko dodawała nieco spontaniczności służbowej modzie.
-Słucham- wstałem niepewnie.
-Inspektor Krystyna Malicz, zostałam tu delegowana.
-A… – nie wiedziałem jak to rozegrać- wprawdzie nie wstawili jeszcze drugiego biurka…
-Nie szkodzi- podeszła do małego stolika, na którym stał do tej pory ekspres do kawy.
Zdjęła go i umieściła na podłodze. Zanim zdążyłem zaprotestować wyszła na korytarz. Wróciła z czarną walizka. Kładąc ją zamiast ekspresu ostatecznie przekreśliła szansę na pojednanie. W środku walizki był laptop. Odpaliła go, oświetlając moje królestwo trupio niebieskim światłem.
-Więcej mi nie trzeba- odparła z uśmiechem kata.
Mój bezpieczny świat runął.

IV

Pani Malicz od razu zabrała się do pracy. Wyglądało to imponująco. Jej laptop furkotał pod gradem komend i przerabianych dokumentów. Przypatrując się tej przodownicy pracy postanowiłem zerknąć na swoje zaległe raporty. Motto dnia złowrogo zmieniło znaczenie:
Przejmij się Covalus swoją rolą, bo zatrudnią to bóstwo a Ciebie wyp…. Dźwignąłem teczkę na biurko i zacząłem od najstarszego. Był to wypadek wykolejenia pojazdu pomocniczego na nieczynnej linii, podczas objazdu kontrolnego. Nikt nie zginął, drezynę wstawiono na tory w ciągu minuty, ale analiza wypadku musiała być. W raporcie dla Dyrekcji PKP należało umieścić następujące informacje:
1. Rysunek i opis uszkodzeń;
2. Analizę postępowania poszczególnych członków obsady.
3. Analizę wpływu warunków atmosferycznych
4. Analizę….
Jęknąłem głośno i cisnąłem skoroszyt na podłogę.
-Zaległości? -spytała rezolutnie moja współpracownica.
-Spore- wyjaśniłem- kupa bezsensownych papierów zajmujących czas.
Spojrzała na mnie lekko zszokowana. Wstała i podniosła skoroszyt. Przeniosła i położyła obok swojego laptopa. Otworzyła i smukłymi palcami wygładziła pogniecione kartki.
-To są istotne raporty!- prawie krzyknęła.
-Gówno warte…-stałem się szorstki.
-Przeprowadzone na ich podstawie analizy pozwolą Dyrekcji na usprawnienie systemu i ułożenie tez naprawczych procesu restrukturyzacji.
Otworzyłem szeroko usta ze zdumienia. Gdy widzi się ich po raz pierwszy ludzie zawsze tak reagują. Potem widok staje się codziennością i podstawą do kolejnego holokaustu obcych. Miałem przed sobą prawdziwego kosmitę, przebranego za człowieka. I nie potrzebowałem super okularów, by oznajmić światu- ONI SĄ WŚRÓD NAS!!! Zacząłem myśleć o magnum i nie chodziło wcale o lody. Na szczęście zadzwonił telefon. Oboje wystartowaliśmy do słuchawki. Konsternacja. Dalej w brazylijskim serialu- powinienem ją pocałować, ale jakoś nie miałem ochoty. Wcisnąłem przycisk głośnika zewnętrznego.
-Covalus, bierz dupę w troki i do mnie!!!
Retoryka i argumentacja pasowała do mojego szefa. Tleniona siła naprawcza PKP była zdegustowana.
-Szefie tu są kobiety.
-To je wyproś i do mnie, tylko się do cholery ubierz!
-Szefie…
-Bez gadania, ciesz się że jeszcze toleruję twoje wybryki, sprowadzanie panienek w godzinach pracy, tego nie masz w zakresie obowiązków. Może się mylę?!
-Tą przysłała Dyrekcja PKP, wprawdzie też burdel, ale innego rodzaju.
-Gów…- chyba się zorientował- hm…
Zapadła cisza.
-Czy ona też ma brać dupę w troki? Chciałem jakoś ukryć brak taktu mojego przełożonego.
-Oboje do mnie…- rozłączył się.
Rozmowa z szefem poprawiła mi humor. Sięgnąłem po marynarkę i narzuciłem ją na ramiona.
-Czy Pan naprawdę sprowadzał tu kobiety wątpliwej reputacji?- spytała zaraz za drzwiami gabinetu ta kryształowa.
-Całe tabuny koleżanko- odparłem z trudem skrywając uśmiech.
-To niedozwolone- mruczała stukając obcasami za moimi plecami.

V

-Mamy karambol na Sołtysowicach, na szczęście bez ofiar, ale bajzel spory- szef podał mi telegram.
LINIA ZABLOKOWANA. RUCH NIEMOŻLIWY. POCIĄGI KOŃCZĄ BIEG NA STACJI PSIE POLE. NA ZABLOKOWANYM ODCINKU SAMOCHODOWA KOMUNIKACJA ZASTĘPCZA.
-Nie wesoło, czekają na nas by udrożnić linię?- Zapytałem.
-Tak, dzwonili Marecki z Joanitów, nalegał na pośpiech.
-Aha…- skinąłem
-Zrobicie szybki rekonesans a raporty odtworzycie za zdjęć i pamięci, tabor zbadają w lokomotywowni po ściągnięciu ze szlaku.
-Rozumiem- odparłem.
-A ja nie…- zaoponowała Malicz- nie wolno usuwać taboru, w myśl poprawki 24/2004AC i 24A/2004AC, do czasu zakończenia śledztwa wstępnego.
Szefa zatkało. Po raz pierwszy ktoś tak otwarcie wytknął mu nieznajomość przepisów.
-Co proszę?! Czy Pani wie ile to potrwa?!
-Wstępne śledztwo, w myśl poprawek 247mb12/2004as, az, ax tej samej serii i załączników do przepisów wykonawczych E152, rozdział 15, powinno się zakończyć w ciągu 24 godzin o ile, w myśl poprawki 2345/2003as, nie istnieją okoliczności inne, a te określa instrukcja W234 załącznik do W123.
– Co Pani pieprzy, macie udrożnić tę linię w sześćdziesiąt minut od przybycia- warknął szef.
Podobało mi się jego bezpośrednie podejście do sprawy. Malicz nie.
-Ale zgodnie z poprawka…
Pokraśniały przełożony pochylił się nad podwładną. Syczał jak wściekła kobra podczas okresu.
-Mam w dupie Pani poprawki…, 60 minut i ani sekundy więcej. Do roboty!
Kobiecina zsiniała na twarzy. Zrobiło mi się jej żal, ale zaraz przypomniałem sobie o ekspresie do kawy i żal zniknął.
-Szefie, czy Pańskie słuszne uwagi, o mniemaniu w dupie poprawek, mogę potraktować jako polecenie służbowe?- spytałem.
Przegiąłem. Nie drażni się węży podczas okresu.
-Wynoście się…
Malicz chciała coś dodać, ale wyciągnąłem ją z gabinetu. Zostawiwszy za drzwiami wróciłem, ale z powrotem wsadziłem tylko głowę.
-Będzie drożna w 60 minut, obiecuję…
Szef już nieco odsapnął.
-Ta babka, skąd ona jest?
-Gdzieś z okolic Marsa, ale raporty będzie miał szef dopieszczone i na czas. A co do poprawek…
-Idź już lepiej…
Miał rację. Udałem się na miejsce zdarzenia.

VI

Nie wyglądało to dobrze, ale nie było też najgorzej. Pusta węglarka, została odrzucona pod sam budynek nastawni. Miała ze sobą sprzęg z wnętrznościami, tej pozostałej przy składzie. EU 07 od osobowego, smutnie wryta w podkłady, straszyła potłuczonymi lampami. Obok wagonów pasażerskich kręcili się lekarze opatrując drobne rany.
-Zrób zdjęcia i szkic, idę pogadać z maszynistą- wydałem polecenie mojej współpracownicy.
O dziwo nie protestowała. Zacząłem szukać mechanika. Po dziesięciu minutach ktoś skierował mnie za nastawnie. Siedział tam na kamiennym występie ze wzrokiem wbitym w kępę trawy. W rękach trzymał kubek z wodą. Rozlewała się od nerwowych wstrząsów. Zobaczywszy mój cień, podniósł wzrok.
-Wypadkowa…- rzuciłem krótko.
Czekałem chwilę aż się oswoi, potem sam zaczął mówić. Rejestrowałem to zeznanie na dyktafonie. Gdy skończył zostawiłem go samego, bijącego się ze swymi myślami.

VII

Przed frontem wpadłem na zziajaną Malicz.
-Szkice gotowe, fotografie też- pokazała mi plik kartek.
Nabrałem podejrzeń do ludzkiej natury blond przybysza. Tego wszystkiego normalny człowiek nie wykonałby, w tak krótkim czasie. Chyba, że jest się cyborgiem. W głowie zaświtała myśl, że magnum może nie wystarczyć!
-Dzięki- podałem jej dyktafon- posłuchaj tego, a potem pójdziemy na nastawnię.
Przykucnęła z urządzeniem przy uchu. Wyglądała jak dziecko w piaskownicy. Oni zawsze tak wyglądają! Gdzieś od tyłu zaszedł mnie dyspozytor.
-Skończyliście?
-Tak.
-Można udrażniać?
-Jasne…
-Pasażera cofniemy do Psiaka, towar jak tylko zwrotka pozwoli wraca na stacje.
-Nie lepiej na Jelcz i na boczny na Swojcu?
-Boję się puścić go pod tą górę, nie znam stanu pozostałych sprzęgów, jak się coś oderwie…
Dyspozytor wskazał na dość stromy podjazd na wiadukt drogowy. Miał rację, lepiej cofnąć.
-Pasuje, róbcie co do was należy, nasza rola skończona.
Zniknął tak szybko jak się pojawił.

VIII

Malicz w międzyczasie zdążyła dwa razy taśmę odsłuchać i znaleźć winnego. Dla niej wszystko było takie oczywiste i proste.
-Maszynista, zagapił się.
-Nie mów hop, jeszcze wiele płotów przed nami- wskazałem na nastawnię, drugi element układanki.
Trzeci właśnie zaczął powstawać, przybyła ekipa kontroli sygnalizacji. Nastawnia było wysokim prostokątnym budynkiem. Przypominała więzienną strażnicę. W środku klaustrofobiczny zaprowadził nas do szklanego atelier. Mieścił się tam stacyjny punkt dowodzenia. Podszedłem do pulpitu i zagadnąłem obsługę. Okazało się, że zdążyli dokonać podmiany obsady. Mnie interesowała osoba pełniąca służbę podczas zderzenia. Okazał się nim starszy łysawy mężczyzna. Wyraźnie czekał na nas, by mieć to już wszystko za sobą. Od razu zaczął mówić. Tym razem nie chciałem słuchać, zadałem pytanie.
-Od kiedy robicie postój pospiesznemu, na skróconej drodze hamowania?
-Jaki pośpieszny?!- naskoczył na mnie dyżurny.
Pewnie jeszcze był w szoku.
-Tamten- wskazałem za okno.
Facet podszedł do szafki z mnóstwem papierów. Szarpnął za rząd arkuszy i wytargał z nich jeden blankiet. Podał go mi. Malicz czytała przez ramię.
TELEGRAM SŁUŻBOWY NR 247/2004 EF
POŚPIESZNY 34740 SUDETY STAJE SIĘ OSOBOWYM NA ODCINKU OLEŚNICA-WROCŁAW GŁÓWNY W DNIACH…
OBOWIĄZUJE RYGOR ZATRZYMNIA SIĘ NA KAŻDEJ STACJI NA W/W ODCINKU.
DO WIADOMOŚCI:
DORĘCZYĆ OBSŁUDZE SKŁADU NA STACJI OLEŚNICA.
PODPISANO.
-Czekałem na osobowy zgodnie z telegramem. Przygotowałem drogę przebiegu, z zatrzymaniem na stacji. Zgodnie z R1 i regulaminem stacyjnym. Miałem 15 minut do przybycia. Aby nie dezorganizować rozkładu, puściłem z dodatkowego towarowy po przelocie. 34740 przybył dziesięć minut przed czasem!
Dyżurny prawie krzyczał. Chciałem mu przerwać, ale nie było jak.
-Mnie w to nie wrobicie!
Uniosłem obie dłonie na wysokość piersi.
-Bez nerwów nikt nikogo jeszcze nie oskarża, mamy bałagan i trzeba to posprzątać.
Zadumałem się na moment. Malicz zadała, tym razem bardzo słuszne pytanie.
-Czy jeśli odcinek przy peronach ma skróconą drogę hamowania, nie lepiej było dać S1 na wjazdowym, a po zatrzymaniu wpuścić skład na stacje?
-Po co?! Jeśli mechanik wie, że musi stanąć, hamuje już na widawskim moście i wjazdowy mija z trzydziestką na prędkościomierzu!!!
-Spokojnie… -powtórzyłem.
-Ale ja zrobiłem wszystko, tak jak zawsze!!!
-Wiem, ale może coś trzeba było zrobić inaczej- mruknąłem.
-Co!?
-Tego jeszcze nie wiem, niech Pan odpocznie, dziękujemy.
Mężczyzna wyszedł do drugiego pomieszczenia głośno trzaskając drzwiami. Malicz wysunęła się do przodu zasłaniając mi świat.
-Możesz to jakoś podsumować?- spytała.
-Ktoś nie czyta telegramów- puknąłem palcem w blankiet z nadrukiem PKP.
Zapisała moje słowa na druku raportu. Przynajmniej pozostanie ślad, po tak światłych frazach. Wróciliśmy do punktu wyjścia. Zeszliśmy do maszynisty. Usiłował nadal napić się płynu. Daremnie. Na nasz widok jeszcze bardziej zaczęły trząść mu się ręce.
-Dlaczego, jechał Pan tak szybko, wiedząc o rozkładowym postoju?- natarłem.
-Panie, jaki postój?! Od kiedy to Sudety stają na Sołtysowicach?!
-Od kiedy są osobowym- podałem mu blankiet telegramu.
W miarę czytania uchodził z niego duch wojownika. Kulił się w sobie i marniał w oczach. Opuścił ręce i westchnął dobity. Twarz mu zszarzała. Poukładał sobie fakty.
-Dlaczego nie zastosował się Pan do treści telegramu?
Szukał czegoś po kieszeniach. Wiedziałem czego. Sam nie paliłem, ale zawsze miałem paczkę na taką okazję. Łatwiej się rozmawia. Podałem mu, miał trudności z zapaleniem. Razem przezwyciężyliśmy je. Zaciągnął się głęboko.
-Nie czytałem go…
-Domyślam się, ale dlaczego?
-Powiem dlaczego- nabrał jeszcze raz potężny haust powietrza- dostaję ich przed wyjazdem około 15, sprawy robót i ostrzeżeń tymczasowych z poprawkami dostaję osobno, razem około 30, do tego inne, razem około 50 przed każdym kursem. Połowa z nich to nikomu niepotrzebne bzdury. Uwagi dotyczące umundurowania. Człowiek broni się jak może, obojętnieje i przestaje czytać. Nikt nie jest wstanie tego przerobić.
-Ten był istotny!
-Tak, ale miałem jeszcze 49 innych…
Przerwał, słychać było tylko szum długopisu Malicz notującej każde słowo.

IX

-Czyli mam racje, maszynista- Malicz przysiadła na krawędzi kozła oporowego.
-Na pewno tak- odpowiedziałem- ale Sołtysowice to była pierwsza stacja, na której domyślono się, że Sudety już nie są pośpiesznym.
-Co?
-Na innych też się nie zatrzymał, wróć do nastawni i przyciśnij Dyżurnych z Borowej, Długołęki i Psiego Pola telefonicznie. Zażądaj natychmiastowych raportów ruchowych.
-Zanotowałam, poczekaj tu chwilę- już jej nie było.
Wróciła równie szybko.
-Wszędzie miał wolny przelot…
-Jak pośpieszny- westchnąłem- nie tylko maszynista nie czyta telegramów, gdyby wcześniej go zatrzymali, zgodnie z R1…
-Dyżurni pewnie się wymigają, już domyślają się przyczyn katastrofy- rozłożyła szeroko ręce.
-Oskarżymy ich o łamanie R1.
-Dobre i to.
-To nie jest dobre koleżanko Malicz, wszystko to jest chore. Cały misternie zbudowany system zabezpieczeń wali się przez jeden pierdolony papier. Ludzie tam, na górze prześcigają się w wymyślaniu poprawek, zarządzeń i innych okólników, aby udowodnić potrzebę istnienia swojego stanowiska. Nieodpowiedzialni ignoranci traktują swoje gówno warte poprawki, na równi z ważnymi zmianami ruchowymi. Zbrodnicza biurokratyczna paranoja!!!
Malicz lekko odsunęła się ode mnie.
-Nie rozumiem, mam to zapisać w raporcie?
-Nie zrozumiesz…

X

Szef dostał dwa raporty. Najpierw przeczytał mój. Wezwał mnie osobno, aby skonsultować wyniki. Wkrótce zrozumiałem dlaczego.
-Covalus, to jest nie do przyjęcia, nie możesz jako przyczynę wypadku podać ignorancję biurokratycznych zapaleńców. Jak chcesz jeszcze popracować, podpisz się pod raportem Malicz.
-A co w nim?
– Winny maszynista, zaniedbanie obowiązków służbowych oraz- szef zerknął do raportu- stwierdzono karygodne łamanie przepisów R1 na stacji Długołęka, Borowa Oleśnicka i Psie Pole.
-Ciągniemy Dyżurnych?
-Dostaną po naganie, oni też nie są wstanie przerobić tych telegramów, przesłuchałem zebrane nagrania, część z nich zabiera tą korespondencję do domu, aby przeczytać wieczorem. Tak dużo tego jest.
-Czyli system jest OK.?
-Nie jest OK., ale go nie prawisz. Wylecisz tylko z roboty i przyślą tu druga Malicz. Rozumiesz.
Skinąłem głową.
-Podpisujesz?
Podpisałem.

KONIEC

Wrocław 18.09.04

Opowiadanie jest całkowicie fikcyjne. Dyżurni na stacjach Długołęka, Borawa Oleśnicka i Psie Pole znakomicie wykonują swoją pracę. Oddaję codziennie w ich ręce swoje życie, siadając zaraz za lokomotywą w pociągu do Częstochowy 6.50 z Nadodrza.
A co do R1…
Wracając z Oleśnicy kibel zawsze dostaje zielone na wyjazdowym, zanim jeszcze minie wjazdowy…

KONIEC

Powrót do listy opowiadań z 2004r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *