1. PODRÓŻ

Samochód kołysał się na boki pokonując nierówności polnej drogi. Niektóre wypełnione brunatną wodą, z pozoru niegroźne, okazywały się niebezpiecznie głębokie. Zawieszenie trzeszczało rozpaczliwie informując o tym, iż jest nie przystosowane do tego rodzaju nawierzchni. Słońce z trudem przebijało się przez ochlapaną błotem przednią szybę. Kierowca klął pod nosem obijając sobie łokcie o boczną szybę. Na drodze spotkaliśmy postać w niebieskim mundurze. Auto zamarło przy niej. Tadeusz, nasz przewodnik uchylił okno.
-Panowie kto?- zapytała postać nachylając się ku otworowi okiennemu.
-Komisja- odparł krótko Tadeusz
-Jedźcie- postać usunęła się z drogi.
Kontynuowaliśmy podróż z większymi i mniejszymi przechyłami. Po krótkiej chwili na horyzoncie pojawił się inny pojazd, brnący w przeciwną stronę. Rozświetlona na niebiesko karetka pogotowia wymusiła na nas postój, na poboczu nierównego szlaku. Milczeliśmy spoglądając jak pokonuje kolejne doły.
-Ile mamy ofiar? spytał ktoś siedzący z tyłu.
-Na razie, około pięćdziesięciu sztuk- odparł Tadeusz
Sięgnąłem po papierosy. Moje dłonie drżały lekko. Wysupławszy jednego podałem paczkę do tyłu. Mariusz i Wojtek skorzystali z okazji. Ostatni został obdarowany Tadeusz i paczka wróciła do mnie. Otworzyliśmy wszystkie okna. Zaciągnąłem się i zabójczy dym podrażnił moje płuca. Tadek ruszył nieco wolniej, aby wszechobecne błoto nie dostało się do środka. Do celu pozostało nam około dziesięciu minut drogi.

2 PRZYBYCIE

Na horyzoncie dostrzegliśmy ludzi i coś jeszcze. Z początku nie mogliśmy zidentyfikować kształtów, które rejestrowały nasze oczy, lecz wkrótce obraz stawał się coraz bardziej czytelny. Olbrzymie nieregularne wzniesienia o futurystycznych kształtach, okazały się stalową masą pogiętych blach wagonów pasażerskich. Tkwiły jeden na drugim ciśnięte tam z potworną siłą. Nieco z boku leżały dwa wagony towarowe. Ich stan był podobny. Ściany powyginane w różnych kierunkach a wózków jezdnych nie było. Ogromne wyrwy w miejscu ich mocowania świadczyły o gwałtowności procesów przez jakie przeszły. Wśród nieregularnej masy zdewastowanej stali kręcili się ludzie w strażackich nakryciach głowy. Próbowali wydobyć z tego pobojowiska tych, co podróżowali w środku. Snopy iskier palników acetylenowych rozświetlały miejscowo zwałowisko. Przed nim, na kawałku płaskiej ziemi, położono tych, którym się nie udało. Pasażerów owiniętych w anonimowe szare worki. Leżeli w wiosennym błocie, zalewani przez brudną wodę nie mogąc krzyczeć. Ich ostatnia podróż, po wydobyciu z wraku była krótka. Po stwierdzeniu nieobecności w świecie żywych dwóch mężczyzn owijało ciała w folię i sprawnym ruchem przerzucało na płaskowyż. Upadały tam z nieprzyjemnym pluskiem błotnistego podłoża.
Tadek zaparkował samochód i wyszedł na zewnątrz. My również. Przybyliśmy do piekła.

3 DYSPOZYCJE

-Panowie, zabieramy się do pracy- Tadeusz odetchnął głębiej- Covalus ty idziesz do nastawni analizować raporty, Mariusz i reszta zbiera ślady w okolicy. Musimy się śpieszyć, trzeba odblokować linię.
Udałem się do nastawni. Zostawiłem błoto za sobą. Po blaszanych schodkach wspiąłem się na wysokość pierwszego piętra, malutkiego budynku przy głowicy wjazdowej,. W niewielkim dusznym pomieszczeniu zastałem policjanta pilnującego dyspozytora. Była nim kobieta. Jej szklane oczy świadczyły o tym, iż zaaplikowano jej potężną dawkę środków uspokajających. Funkcjonariusz obejrzał moje papiery i wyszedł na zewnątrz. Ściągnąłem kurtkę i powiesiłem ją na oparciu krzesła. Szklano oka kobieta nie zwracała na mnie uwagi. Wpatrywała się tylko w przeciwległą ścianę i oddychała- wydając irytujący świst. Sięgnąłem do szafki z rozkazami. Zacząłem czytać…

4. POCZĄTEK

-godz. 7.00 IC 33376 Sobótka wyjeżdża ze stacji Świnoujście. EP 09 ciągnie za sobą sześć wagonów drugiej klasy i trzy jedynki oraz jeden wars. Skład osiąga regulaminową prędkość 120 km/h. Do zdarzenia zostało 60 minut.
-godz. 7.00 na mijance Różanka służbę obejmuje Szklano oka kobieta. Wypija poranną kawę i przygotowuje drogę przebiegu dla pociągu lokalnego 3452. Docelową stacją 3452 jest Szczecin

5. MIJAJĄCY CZAS

Oderwałem się na chwilę od papierów. Minął jakieś okres czasu. Wyschnięte gardło domagało się płynu. Szklano oka przestała mi towarzyszyć. Po tym jak osunęła się z krzesła na podłogę, zabrało ją pogotowie. Sam musiałem zrobić sobie kawy. Zapadała ciemność. Wyszedłem na pomost nastawni. Płaskowyż oświetlany elektrycznym światłem ukazywał coraz więcej mieszkańców. Przybywali i szeleścili szturchani kroplami coraz mocniej padającego deszczu. Wypiwszy płyn chciałem udać się do środka, lecz przeszkodził mi w tym Tadeusz. Wspiął szybko po schodkach i napadł mnie od tyłu.
-Mamy pierwszy prymitywny obraz sytuacji. Wygląda to następująco. Icek wyrżnął w dwie wypełnione węglem czteroosiowe węglarki, pozostawione tu przez skład towarowy, który zjeżdżał na boczny tor. Maszyniści Icka nie żyją. Ten z towarowego idzie pogadać z tobą. Komisja ruchu bada urządzenia sterujące. Raport wkrótce. Tyle na teraz, spadam na dół.
Jak zwykle szybki, zniknął w bezkształtach na miejscu tragedii. Na jego miejsce przybył mężczyzna w kolejarskim mundurze.

6. AKT 1 ROZWINIĘCIE

-godz. 7.15 godz. IC 33376 Sobótka mija pierwszy przystanek na trasie. Maszynista zwalnia do 110 km/h. Do zdarzenia pozostało 45 minut.
-godz. 7.15 na stację wjeżdża lokalny skład 3452 do Szczecina. Dyspozytor ustawia mu wolną drogę wyjazdową. Pociąg po sześciominutowym postoju opuszcza stację.

7. ROZMOWA

– Połączyłem się z dyspozytorską przed wjazdem na stacje. Powiedziała, że muszę zjechać na postojowy, bo mam na dupie Icka. Zwolniłem do 20 km/h i minąwszy semafory wjazdowe, wpadłem na zwrotnicę ustawioną na zjazd. Przedefiladowałem przed nastawnią i zamarłem pod wyjazdowym, który pokazywał S1. Ponownie połączyłem się z nastawnią i dowiedziawszy się o tym, iż Icek będzie tu za 30 minut opuściłem patyki i wyłączyłem silniki. Rozwaliłem się w kabinie i przedrzemałem. Wyrwał mnie huk na wjazdowej. Pamiętam, że spojrzałem na zegarek, była równo ósma.
– To wszystko, niech Pan idzie się przespać
– Panie, po tym co zobaczyłem, nie będę mógł spać przez tydzień, był Pan na miejscu?
– Nie odpowiedziałem
– Niech tak pozostanie…

8. AKT 2 ZAPOWIEDŹ

-godz. 7.30. IC 33376 Sobótka mija pierwszą stację. Od mijanki Różanka dzieli go długa prosta, podzielona na dwa odstępy. Jeden z nich zajmuje towarowy 33987, ale nie na długo.
Do zdarzenia zostało 30 minut.
-godz. 7.30. Do dyspozytora mijanki Różanka zgłasza się towarowy 33987. Przygotowano mu drogę przebiegu na tor postojowy nr 3. Lokomotywa zwalnia i melduje się na ukresie zwrotnicy zjazdowej.

9. DALSZE POSTĘPY

Czas płynie niepostrzeżenie. Znowu robi się jasno. Wyglądam przez okno. Płaskowyż opustoszał. Jego mieszkańcy zostali skrycie wywiezieni, gdzieś nad ranem. Deszcz nadal pada. Spłynął raport komisji Kontroli Ruchu. Wszystkie urządzenia są sprawne. Węglarki, w które uderzył IC Sobótka, pochodzą z towarowego 33987. Skąd się wzięły na torze głównym?
Tadeusz krzyczy na mnie z dołu. Dowiaduję się, że mamy zebranie z członkami Komisji Ruchu. Schodzę i udaję się w wyznaczone miejsce. Dwóch Panów i Tadeusz potwierdza znane wcześniej fakty.
-Wygląda na to, że zwrotka przestawiła się pod składem 33987- dywaguje Tadeusz
-Niemożliwe, po ustawieniu drogi przebiegu, włącza się blokada, rejestruje ona przejazd pociągu i trzyma około 7 minut po.
-Czy można ją obejść?- pytam uruchamiając swoje sponiewierane szare komórki.
-Nie, można ją wyłączyć specjalnym kluczem, to jest potrzebne w przypadku serwisu, ale może to zrobić tylko serwisant ze Służb Torowych, ponadto trzeba wtedy zamknąć ruch na linii, takie są przepisy.
-IC wpadł na stację z rozkładową, nie zwolnił, więc musiał mieć wolną drogę, skąd więc te wagony?- Tadeusz nadal głośno komentował fakty.
-Maszynista 33987 nawet nie poczuł rozerwania składu, nic dziwnego, to był ciężki skład- dodałem.
Milczenie. Nikt mnie nie podsumował. Niemoc- wynikająca z niewiedzy. Worki coraz mocniej szeleszczą w mojej głowie. Mieszkańcy płaskowyżu są niecierpliwi. Panowie z Komisji Ruchu też. Muszą sporządzić raporty na piśmie, więc zmywają się bez słowa.
-Tadek chodź do nastawni- proponuję
Godzi się bez słowa.

10. AKT. 3 CO JEST GRANE?

-godz. 7.55 do nastawni Różanka zgłasza się IC 33376 Sobótka. Dyspozytor potwierdza wolną drogę przebiegu. Wszystkie zwrotnice są ustawione dużo wcześniej. Sygnały wskazują na wolną drogę. Mylą się straszliwie.

11. W NASTAWNI.

Wychodzę na pomost i spoglądam w kierunku głowicy wjazdowej. Widać wyraźnie kłębowisko stali. Myślę. Dyspozytor powinien sprawdzić czy ustawiona droga jest wolna. Ta nie była. Szklano oka kobieta musiała zauważyć węglarki oderwane od towarowego!
-Tadeusz jak wyglądała pogoda w chwili zdarzenia?- pytam wchodząc do środka nastawni.
-Padało i było zimno- odparł Tadeusz.
-Ona nie wyszła.
-Co?
-Z wewnątrz nastawni nie widać głowicy wjazdowej, trzeba wyjść na pomost, mokry i zimny pomost w nieprzyjemny ranek, ona tego nie zrobiła…, tu było tak przytulnie i ciepło.
Tadeusz patrzy, gdzieś w dal. Niestety wie, że mam rację. Ranek tego dnia był wyjątkowo zimny i nieprzyjemny.

12. AKT 4 OSTATNI.

-godz. 8.00. Lokomotywa IC 33376 Sobótka uderza w stojące wagony, oderwane od pociągu towarowego. Wyskakuje z szyn i oddaje się w ręce praw fizyki. Koszmar kupy rozpędzonej stali objawia się z morderczą dokładnością rozkładu: pędu, siły i wielu innych czynników.

13. PIEPRZONE WAGONY.

-Zwrotnica musiała się przestawić- Tadeusz wali pięścią w stół.
-Jak? Przecież blokada jest sprawna, to niemożliwe- odpowiadam
Tadeusz milknie na moment, potem zaczyna oglądać pulpit nastawni.
-Pieprzone wagony, to niemożliwe…-burczy cos pod nosem.
Zapalam kolejnego papierosa. W mojej głowie szelest staje się coraz bardziej nachalny. Szelest worków na trupy. Tadeusz zatrzymał się nagle. Jego twarz zastygła.
-Mam !- szepnął
Podszedłem doń Wskazywał na zamek wyłączający blokadę. Nachylam się. Wnętrze nosiło wyraźne ślady zadrapań. Ktoś przy tym majstrował. Przynajmniej na to wyglądało. Pozostawało tylko zasadnicze pytanie: Po co? Nikt nie miesza przy blokadzie, bez przyczyny. A może się mylę? Wróciłem do papierów. Tam musiała być odpowiedź. I chyba ją znalazłem.
-Zmieniono rozkazy rano- stwierdziłem
Tadeusz spojrzał na mnie nieco bardziej wnikliwie. Coś iskrzyło w jego obwodach.
-33987; do wczoraj tym symbolem oznaczona była zdawka, lecz od dziś w jej miejsce poszedł ciężki towarowy z węglem, zgadnij ile wagonów różniło oba składy?
-Dwa pieprzone wagony?!- wysyczał Tadeusz
-Dokładnie tak- odpowiedziałem.

14. DLACZEGO?

-Dyspozytor nie znał tego rozkazu- wyjaśniałem- znalazłem go za szafką, musiał się tam zsunąć jej poprzednikowi.
-Może przekazał jej ustnie?
-Nie Tadku, był paskudny dzień, według świadków, jej zmiennik strasznie śpieszył się do wyra, efekt imienin kolegi dnia poprzedniego- musiałem znowu zapalić.
Szelest w mojej głowie eksplodował. Pojawiły się też nowe dźwięki- cichy plusk ciał spadających w błoto.
-Przyjmijmy, że masz rację…
Dopełniał całości stukot kropli deszczu o zastygłe, zmaltretowane i nieme twarze.
-Pozostaje pytanie PO CO?!
Woda z odrobiną błota płucze im usta i studzi ból.
-Covalus dobrze się czujesz?
-Dobrze-odparłem, kłamiąc bezczelnie- chodźmy jej zapytać.

15 WYJAŚNIENIA

Szklano oka leżała w małej sali sama. Oplatały ją liczne węże i kable aparatury monitorującej. Lekarz zezwolił na widzenie, choć nie był zadowolony. Usiedliśmy przy jej łóżku. Spojrzała na nas. Załapaliśmy kontakt. Delikatną nić prowadzącą do prawdy. Zacząłem ciągnąć ją ku sobie.
-Czy zmiennik przekazał Pani nowe rozkazy i zmianę w służbowym rozkładzie jazdy?
Myślała wolno.
-Rozkazy tak, o zmianie nic… nie wiem…-z jej płuc znowu wydobył się ten niepokojący świst.
-Dlaczego wyłączyła Pani blokadę?
Tadeusz westchnął głośno. Liczył na trochę więcej dyplomacji. Nie było na nią czasu.
-Spinką do włosów…
Nie zrozumiałem.
-Czym?
-Zawsze tak robiłam rano, gdy wjeżdżał zdawczy to się strasznie ciągnęło, zanim system zarejestrował jego przejazd i minęło te siedem minut, IC musiał zwalniać bo odstęp ciągle był zajęty. Hamował do zera, bo brakowało dwóch minut do zwolnienia, dyrekcji to nie obchodziło, dostawałam po premii za spowodowanie opóźnienia tak ważnego składu…
W jej szklanych oczach zalśniły łzy. Nie były zbyt obfite. Może wcale nie płakała?
-Raz serwisant pokazał mi jak to się wyłącza, wystarczyła zwykła spinka…jak wpadała zdawka to wystarczyło policzyć do dwudziestu, po tym jak lokomotywa minęła moje okno i przestawić zwrotnicę. Przedtem należało umieścić spinkę w zamku i lekko nacisnąć. Od pół roku Sobótka nie miała opóźnienia. Do wczoraj. Taki okropny dzień…
Wstałem od jej łóżka i powoli z Tadeuszem opuściliśmy salę. Przed szpitalem zakurzyliśmy.
-Zwykła spinka- byłem zdumiony.
-Liczyła dobrze, tylko że skład był za długi…
-O dwa wagony
Na chwilę przestaliśmy rozmawiać. Potem Tadeusz klepną mnie w ramię.
-Spadam spać i pisać raport
-Ja też
Nic nie szeleściło w mej głowie.

KONIEC

Wrocław, 12.02.2003r.

Powrót do listy opowiadań  2003r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *