Mężczyzna szybkim ruchem ręki przykrywa budzik. Szybko manipulując palcami wyłącza dzwonek. Jak zwykle na krótko przed czasem. Tak już od dwudziestu lat. Dookoła panują ciemności. Ostrożnie odchyla kołdrę i spuszcza nogi na brzeg łóżka. Wstaje powoli, tak aby nie zbudzić śpiącej obok kobiety. Jest bardzo wczesna pora, po przyjściu do kuchni i zamknięciu sypialni, następuje krótka kontrola czasu. Służy do tego staroświecki zegar przywieszony nad piecem. Jest trzecia minut trzydzieści. Teraz następuje szereg opanowanych do perfekcji czynności. Chłodna woda obmywa twarz. Usuwa resztki snu spomiędzy bruzd na licach. Wszystko odbywa się w absolutnej ciszy. Po osuszeniu ręcznikiem i zakończeniu toalety, mężczyzna wdziewa mundur starannie rozpostarty na oparciu jednego z kuchennych krzeseł. Sprawdza zapięcie mankietów i prawidłowe zawiązanie krawata. Pakuje owinięte w gazetę kanapki i termos do skórzanej nieco wyświechtanej kolejarskiej torby. Przewiesza ją przez ramię i opuszcza mieszkanie. Na zewnątrz nabiera ostrego porannego powietrza mocno w płuca i wypuszcza powoli. Pora iść. Furtka zaskrzypi a po ulicy przejedzie samochód z mleczarni. Obrazy powtarzane do znudzenia w kinie zwanym życie. Kierowca ukłoni się zza kierownicy stara. Zna mężczyznę od dawna. Chodnik prowadzi obok dworca PKP, oczy lustrują plątaninę torów oświetlaną przez stacyjne lampy. Słonko jeszcze śpi. Miarowy krok sprawia, że obrazy niemal płyną. Słodkawy zapach pieczywa z pobliskiej piekarni umila kawałek drogi. Piekarz w drzwiach podnosi rękę do białej czapki. Mężczyzna odpowiada tym samym. Tylko, że jego czapka ma ciemny kolor.
Gdy piekarnia zniknie za rogiem, idący pozdrawia Najwyższego gestem krzyża na piersi. Czyni to zawsze naprzeciw świątyni. Skręca w prawo przez pustą, o tej porze ulicę. Idzie wzdłuż nasypu, aż drogę zagradza mu stary biało-czerwony szlaban. Schyla się pod nim i rozgląda na boki. Nic nie jedzie. Przechodzi przez dwutorowy przejazd i wkracza do swojego królestwa. Łukowato zgięta hala wachlarzowa z białymi drzwiami skrywa olbrzymie maszyny. Wychodzące z niej tory skupiają się na obrotnicy. Za nią znajduje się biały budynek z jego biurem. Na lewej ścianie wisi tablica Dyspozytor, pod nią Jaworzyna Śląska. Mężczyzna nie wchodzi do środka, tylko idzie za. Tam na kanale czystkowym stoi pierwsza z Jego maszyn. Ty2-38. Otwarta pokrywa dymnicy, a na jej brzegu czarna postać operuje szuflą. Wyrzuca z parowozu resztki nocnego kursu. Spostrzega mężczyznę. Przestaje kurzyć.
-Dobry Panie Dyspozytorze.
-Dobry Kowalczyk , jak maszyna?- pyta Dyspozytor
-Trochę cieknie, ale spokojnie dziś można ją wstawić do grafiku.
-To dobrze, bo wysłałem 98 na naprawę.
-Ciekawe czy wróci, czy ją skreślą?
-Miejmy nadzieję, że wróci, idę zmienić nocnego stróża.
-Miłego dnia
-Nawzajem.
Dyspozytor wchodzi po kamiennych schodkach do parterowego biura. Jego zmęczony współpracownik rozpromienia się na jego widok.
-Już jesteś…
-Jestem.
Przybyły ściąga płaszcz i wiesza go na drewnianym trójnożnym wieszaku. Kładzie swoją torbę na stole i wyciąga śniadanie.
-Zjem, a ty mów jak było i idź spać wreszcie.
-Wszystkie wróciły, Kowalczyk ostatni, ale miał daleki kurs. Teraz go wyczyści…
-Widziałem, grafik cały?
-Tak, nic nie wypadło, chcesz spojrzeć?
-Nie znam na pamięć.
Ty2 106 z 44532 4.45 do Świdnicy
Ty2 153 z 44543 5.03 do Legnicy
Ty2 1000 Wałbrzych 7.00 itd.
-W zapasie masz 1371 i1385. Tablice przydziałów wymazałem z nudów.
-Dzięki. Idź już.
Nocny stróż wychodzi. Dyspozytor kończy jeść śniadanie, gdy do sali obok wpadają pierwsi maszyniści. Zrzucają swoje płaszcze i wychodzą na korytarz obejrzeć przydziały. Te nie zmieniają się, więc większość zdążyła się przyzwyczaić. Ci, którym najwcześniej przyjdzie objąć maszynę wychodzą. Dyspozytor obserwuje ich przez okno. Jest godzina czwarta. Drzwi hali nr 1 otwierają się. Obrotnica obraca się w jej stronę. Stalowe nitki stykają się we wspólną drogę. Smugi dymu tańczą w snopie światła reflektora. 106 miarowo i powoli wchodzi na talerz obrotnicy. Ona lekko poddaje się jego masie, trzeszczy, ale nie łamie się. Parowóz staje, a ona obraca się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Dyspozytor sięga po ebonitową słuchawkę telefonu służbowego.
-Parowozownia, mamy gotową lokomotywę dla 44532.
-Witam Dyspozytora, właśnie mięliśmy zamawiać. Dajcie go pod tarczę, zaraz będzie wjazd. Od razu za nim dajcie dla 5.03
-Damy…
Dyspozytor otwiera okno.
-Janik jedź pod tarczę!
Jego głos dociera do siedzącego wewnątrz maszynisty. Ten podnosi rękę na znak, że zrozumiał. Lokomotywa zjeżdża z obrotnicy. Paradując przed oknami, zamiera pod tarczą wyjazdową. Z hali numer dwa wysuwa łeb następny Ty2. Musi poczekać, aż zwolni się tor wyjazdowy.
-Dyspozytorze, można 38 pod nawęglanie przetoczyć?
Pytanie zadaje maszynista, który dopiero co przejął maszynę od Kowalczyka.
-Zaraz po wyjeździe 153, tylko migiem, aby mi toru nie blokować.
-Muszę wziąć prawie pełen tender, bo do Jedliny jadę.
-Papiery wypisałeś?
-Mam wsio, kwity dałem magazynierowi
-Dobrze, idź i czekaj, po drodze Grzesiukowi powiedz, że ma was przestawić.
Grzesiuk to miejscowy zwrotniczy. Facet od przebiegów na terenie lokomotywowni. Potrafi czynić z nimi cuda i kiedy wydaje się, że się nie da, jemu się udaje. Czarodziej lewarowy. Maszyniści jeszcze śpią. Nieliczne pół urywane zdania snują się pod sufitem. Niektórzy jedzą, inni opowiadają coś z wczoraj. Ktoś opieprza pomocnika na zewnątrz, że wodę przelał.
Codzienność.
Dyspozytor sprawdza robotę kierownika administracyjnego. Studiuje zielony formularz zamówienia na węgiel i części zamienne. Stwierdziwszy, że wszystko jest w porządku podpisuje dokument i wykłada na parapecie okienka. Kierownik odbierze w wolnej chwili.
Jest godzina czwarta trzydzieści.
Do biura wpada techniczny i zaczynają się kłopoty.
-Dyspozytorze, niech Pan wyłączy z grafiku 1164.
-Czemu?
-Zarżnięta panewka.
-Obsługa nie meldowała.
-Zna Pan Nowaka, flejtuch jak ich mało. Do książki wpisał luzy na wiązarze. Więc myślałem, że się tylko nakrętka obluzowała. Patrzę a tam panewka jajo przypomina. Sucha jak piasek na pustyni. Co on do cholery- ślepy. Musiało dymić jak diabli.
-Moment zajrzę w grafik.
Dyspozytor sięga po księgę. Mruczy przez do siebie.
-Niedobrze,
-Ja w takim stanie maszyny nie puszczę. Stawia się twardo techniczny.
-Dobra… Idźcie do siebie i dajcie 1164 na warsztat.
Techniczny wychodzi. Dyspozytor myśli przez chwilę. Podchodzi do okienka za którym siedzą maszyniści.
-Gumiński, niestety na Was padło, rozpalcie 1371.
Gumiński ciężko zwleka się z krzesła. Ostatnio miał dwie nocki po rząd więc myślał, że dziś zdrzemnie się kapkę. Nic z tego.
-Komu mam dziękować?
-Nowakowi.
-Ukatrupię dziada…
-Nie trzeba, idźcie już bo mi maszyna potrzebna.
Gumiński klnie jeszcze na cały świat. Inni potakują mu głowami ze zrozumieniem. Dyspozytor sięga po czarny notes, którego boją się wszyscy maszyniści. Krótka notka, pierwsza dzisiaj.
Nowak, zgrzana panewka. Pensja plus nagana.
Nie będzie za kupić chłodnego piwka. Tymczasem słonko podnosi swoje powieki. Pierwsze radości dnia wpadają przez okno. Budzą się kolejne maszyny. Telefon ze stacji dzwoni z kolejnymi zamówieniami. Dyspozytor ledwie nadąża odbierać. Nieopodal przejeżdżają rejsowe składy. Długie sznury wagonów z węglem. Oliwkowe zielone bonanzy. Semafory zmieniają się jak w kalejdoskopie. Na stole stygnie dyspozytorska kawa.
Dochodzi szósta.
Ruch nieco maleje. Można wlać zimną ciecz w siebie. Jest smaczna nawet na zimno. Po powierzchni pływają płatki popiołu. Pełno go wszędzie. Na sali zostali dyżurni mechanicy. Podstawione pod nogi krzesła, stabilizują ich sylwetki. Przymknięte powieki skrywają oczy. Śnią każdy o swoich radościach i zmartwieniach. Przygotowani na nagły kurs. Dyspozytor kończy wypełniać raporty z nocy. Nudne, ale ktoś to musi zrobić. Długopis skrobie ciągi ważnych liczb. Liczydło dodaje kolejne tony węgla, litry wody i puszki smaru. Koło dziewiątej jest po wszystkim. Dyspozytor wstaje z krzesła i przeciąga się. Słońce odbija nierówności jego twarzy. Ubiera czapkę i wychodzi na zewnątrz. Ma niewiele czasu, mogą zadzwonić ze stacji. Przenosi stopy nad kolejnymi szynami umorusanymi w smarze. Przechodzi przez halę postojową i otwiera drzwi od warsztatu. W okrągłym piecu wyżarza się nowa panewka. Złoty blask gorącego metalu pokrywa czarne ściany. Kowal porusza nim co chwila. Delikatnie i z wyczuciem. Techniczny ślęczy nad starą i złorzeczy.
-Widzi Pan Dyspozytorze, zajechał. Bez wyczucia, gnój jeden.
-Widzę, dostanę maszynę dziś?
-Kazik wylał nową, nałożymy na gorąco. Potem musimy rundkę zrobić. Pan poprosi stację, aby puścili. I zobaczy się.
-Liczę na Was.
-Postaram się.
Półsłówka i obietnice. Dyspozytor wychodzi. Hala postojowa pełna jest szlakowych wspomnień. Na ziemi leżą oliwiarki, czarne szmaty i rękawice robocze. Dwie maszyny leniwie rozpalone syczą na wszystkich. Mechanicy chodzą, wokół i dokonują kontrolnych oględzin. Po wyjeździe na szlak wszystko musi grać. Dyspozytor wraca do biura. Zagląda na salę- zapasowi śpią, znaczy telefon nie dzwoni. Nazywa to poranną ciszą. Jest czas na ukojenie nerwów. Do dziesiątej. Czas spokoju odmierzają dzwonki telefonów ze stacji. Potrzebny jeden parowóz spoza grafiku. Ktoś w dokumentach pomylił masy i rewident melduje, że skład nie rady dojechać do Wałbrzycha, bez lokomotywy popychającej. Idzie ostania rezerwa.
-Chłopaki !!!
Głos Dyspozytora stawia rezerwowych na nogi. Trzęsą głowami, aby szybciej wrócić z sennych marzeń do pracy.
-Idzie palić maszynę… Papiery zaraz wam dam.
Wychodzą bez szemrania. Zresztą jakikolwiek opór jest bezcelowy, a gniew Dyspozytora bolesny. Pozostaje ściągnięcie kogoś na ich miejsce. Książka dyżurów i palec dociera do pierwszego nazwiska. Kontrola godzin. Nie zjechał z nocki. Następny. Ten miał czas się wyspać. Telefon jest.
-Dzień dobry Pani Konieczna, mąż jeszcze śpi?
-Wiem, ale jest mi tu potrzebny, Dyspozytor z tej strony.
-Nie, niestety nie da się przełożyć. Przykro mi. Czekam na niego.
Odłożona na krótko słuchawka, buja się w widełkach.
-Dzień dobry Pani Chlebowska, Dyspozytor, proszę obudzić męża i niech przybywa. Pomocnik już zamówiony. Mężczyzna wychyla się przez okno. Łapie pierwszego lepszego mechanika i wydaje mu polecenie.
-Daj mi tu palacza parowozowni. Jest w swojej kanciapie.
Za niecałe dwie minuty do pokoju wchodzi garbaty stary mężczyzna. Kłania się Dyspozytorowi. W kącikach ust zebrała mu się machorka, na powiekach pył węglowy.
-Rozpalicie 873.
-Dobrze,
Dyspozytor śledzi oddalającą się sylwetką. W słońcu zdaje się być mniejsza, niźli w rzeczywistości.
Jest jedenasta.
Kolejny telefon. Odsyłają do nawęglenia Wrocławską 55. Dyspozytor zezwala. Obca maszyna wtacza się pod żuraw. Z podobnej gościnności korzysta jedna z tutejszych maszyn jadąca z wahadłami Wałbrzych -Wrocław Brochów przez Sobótkę. Maszyniści po nawęgleniu wjeżdżają na obrotnicę. Nie obracają się tylko zmieniają tor. Nie jest im to potrzebne. Z osobowym wracają do macierzystej lokomotywowni. Do sali odpraw wchodzą Konieczny i Chlebowski. Mieszkają nieopodal i są jak miejscowe papużki nierozłączki. Nawet maszynę mają wspólną. Walą się ciężko na krzesła.
-Co tam Dyspozytor spać nie daje? Odzywa się Konieczny.
-A tam spać będziecie, gdy ojczyzna w potrzebie.
-To trzeba było Nowaka dać do tej potrzeby, może by się maszynę prowadzić nauczył.
Chlebowski był młody i miał zawsze niewyparzony język.
-Widzę, że wieści się roznoszą?
-A tak Dyspozytorze, Józek zadzwonił wściekły, że mu Nowak maszynę rujnuje. Jak się dziś w knajpie zetkną to ktoś po mordzie dostanie. A, że Nowak chudy…
Szelmowskie oko mrugnęło do Koniecznego.
-No, żeby tylko Szeryf Boguś interweniować nie musiał.
Szeryfem zwano miejscowego notabla władzy ludowej, szefa lokalnego posterunku milicji Bogusia Jankowskiego.
-Co się Dyspozytor martwi, podciągnie się w sprawozdaniach wykrywalność elementu w naszym powiecie. Konieczny podrapał się za uchem.
-Taaa, a ja dostanę raport, że moi maszyniści knajpę demolują.
-Nie pierwszy… Wzruszył ramionami Chlebowski.
-I pewnie nie ostatni – Zakończył Dyspozytor.
Od strony stacji rozległ się przeciągły gwizd. Ruszał zdawczy do Świdnicy miasto. Prowadziła ich maszyna. Skład wygiął się w łuk. Maszynista obowiązkowo dał w gwizdawkę przed bramą. Odpowiedział mu rozgrzewany 873, którego w międzyczasie wyprowadzono na zewnątrz. Odstawiono ciepłego na tory postojowe obok szlakowych. Ty2 ćmił w oczekiwaniu na rozkazy. Co raz pykając z komina.
Jest dwunasta pięć
Słonko zaczyna przypiekać postacie na placu parowozowni. Umorusani, czarni i zapracowani chronią oczy przed jego blaskiem. Pasma dymu wyzwalają łzy. Dyspozytor sięga po przydziałową mineralną w szklanej butelce. Odciąga porcelanowy korek na drucianym zawiasie i chłodzi gardło. Wykorzystuje chwilę stagnacji na przyglądnięcie się 873. Prostokątne wiatrownice są starannie wyropowane. Otulina kotła lśni idealnym czarnym odcieniem. Gdzieniegdzie ze smarowniczek widać zacieki oliwy. On też kiedyś jeździł, dopóki lekarz nie wykrył u niego poważnej wady wzroku. Nie chciał się przyznać, ale odszedł ze służby na inne stanowisko. Teraz żal go ogarnia, gdy patrzy na maszyny opuszczające gniazdo. Zew szlaku jest zbyt duży. Do pokoju oczekiwań wchodzi Idzikowski. Stary maszynista, jeszcze przedwojenny. Kładzie się na blacie okna i zagląda do pokoju Dyspozytora. Znają się. Jak pomocnik z mechanikiem. Dyspozytor odkłada pustą butelkę po wodzie. Silny uścisk dłoni wieńczy spotkanie. Krótkie streszczenie dni, kiedy się nie widzieli. Sprawozdanie ze stanu zdrowia poszczególnych członków rodziny. Nawzajem udzielane. Nowy dowcip. Zdrowy śmiech, aż drżą ściany.
-Co stary padalcu przyszedłeś pośmiać się ze ślepego. Dyspozytora boli własne kalectwo.
-Ano trochę, mój 242 rozpalony?
-Taaaa, czeka na Ciebie w 13.
-Pójdę obejrzeć maszynę.
-Pewnie…
Głos Dyspozytora zawisa w powietrzu. Lekko drży ostatnia nuta. Ból staje się nie do zniesienia.
-Pewnie…. Powtarza
Idzikowski rozumie. Wychodząc zatrzymuje się w drzwiach. Chce coś powiedzieć, ale rezygnuje. Nie da się pokonać tęsknoty szlakowej. Żadne słowa nie pomogą. Jest godzina trzynasta dwie. Kolejny telefon ze stacji. Szóstka wypluwa w objęcia obrotnicy kolejny parowóz. Ty2 powoli wjeżdża w jej ramiona. Wszystko trzeszczy. Obrót na właściwy tor. Syk pary i do przodu. Tuż przed oknem Dyspozytora. Wyciągnięta w geście pozdrowienia ręka mechanika. Ktoś podaje mu papiery. Wyjazd pod tarcze. Dalej to już niech się martwi stacja. Od strony Świdnicy leci osobowy z Kamieńca. Z przodu tamtejszy Ty2. Dymi na czarno, chyba cieknie. Pozdrowienia mocną syreną. Odpowiedź spod tarczy. Dyspozytor wychodzi ze swojego pokoju do poczekalni. Wstawia emaliowany czajnik na kuchenkę i zapala palnik. Obok stawia metalowy kubek z nasypaną porcją kawy. Zalewa to wszystko wrzątkiem i rozkoszuje się przez chwilę zapachem. Przyjemność przerywa telefon.
-Słucham Dyspozytor,
Nawaliła kolejna maszyna. Ty2 238 po powrocie z Legnicy zalał się. Cieknące płomieniówki są nie do opanowania. Maszyna pokryta białą mgłą powoli toczy się do hali. Smutna przeskakuje przez obrotnicę i niknie zawstydzona w czeluściach dwunastki. Trzeba działać. Chlebowski już wie. Jego Smok szybko pełznie pod tarcze. Tam nie czeka długo. Znowu nie ma rezerwy. Dyspozytor kręci na warsztat. Techniczny nie ma wyjścia. Właśnie założyli panewkę i wiązar na 1164. Nie będzie szumnego odbioru i prób po torach stacyjnych. Musi wystarczyć słowo Warsztatowca. Dyspozytor wie, że zrobili wszystko najlepiej jak potrafili. Z lekką obawą patrzy jak techniczny biegnie obok jadącej powoli maszyny obserwując wiązar. Każe zatrzymać Ty2. Kopie nogą w czop. Wkłada we wnętrze młotek, napiera. Potem odwraca się do Dyspozytora.
-Gra szefie.
-Wysyłam go, a wy przekażcie Idzikowskiemu, że robi jako rezerwa. Niech go wystawią na przed halę. Potem wygaście 238 i zajrzyjcie do niego.
-Zrobi się.
Kawa znowu zdążyła wystygnąć. Taka robota. Pora zadzwonić do domu. Dziś pracuje nieco dłużej. Za Malinowskiego, bo jego młodszy ma komunie. Zjadłby coś.
-Kochanie, tak może być. Dziękuję.
Szczegóły i menu domowego obiadu uzgodnione z Żoną. Tak jak zawsze, kiedy jest to konieczne.
Jest godzina piętnasta.
Kobieta przynosi obiad w aluminiowej kance. Krupnik na wiejskiej kiełbasie i grubo krojone pajdy pszennego chleba. Ucieka szybko, niepostrzeżenie. Dyspozytor wybiera gęstą zupę łyżką. Przez tak krótką chwilę, jej jasna powierzchnia zdążyła przyprószyć się sadzą. W tej materii można ją traktować jako przyprawę dnia codziennego. Dyspozytor tego nie zauważa, przyzwyczaił się. Po opróżnieniu zawartości naczynia, płucze je pod zimną wodą. Techniczny w drzwiach, cierpliwie czeka na dokończenie zmywania i oznajmia co wykryli.
– 238 jeszcze ciepły ale w środku masakra. Będzie trzeba na naprawę wysłać. My nic tu nie poradzimy.
-Na pewno?
-Na pewno…
-Niech go Idzikowski przestawi swoim, na lewy postojowy. Tam gdzie poprzednio 98. Zdejmijcie wiązary. Wyszlakujcie i przygotujcie do jazdy w stanie zimnym.
-Zrobi się.
Techniczny wychodzi. Dyspozytor sięga po telefon i kręci numer przełożonego.
-Oleśnica ledwie wyrabia, nie ma nic na podmianę, daj go wieczorną zdawką na papiery. Dostaniecie w zamian SM 41. Wiem, że nie lubicie spalinowych, ale coś musi Legnicę ciągnąć. Nie róbcie problemów, będzie tankowana w Legnicy.
Przełożony odkłada słuchawkę. Spaliniak przydzielony, niestety. 238 powoli z otwartą pokrywą kotła jest ciągnięty na tory pogrzebowo- odstawcze. Mechanik ciągnie szlaufa, aby go wyszlakować. Techniczny dopadł już wiązarów. Pracują klucze na jeszcze ciepłym organizmie. Bez znieczulenia.
Jest godzina szesnasta trzydzieści.
Zjeżdżają inne maszyny. Pod okiem Dyspozytora są kierowane na kanały oczystkowe, gdzie wyrzuca się pozostałości drogi. Potem do hal, gdzie maszyniści uprawiają balet z oliwiarkami. Część z nich zdaje papiery. Dyspozytor podbija i składa je do odpowiednich skoroszytów. Żegna się z tymi, którzy zakończyli służbę. Grozi tym, którzy coś przeskrobali. Jest parno i gęsto od wyziewów z kotłów. Wieczna mgła, skrywająca ruch i pracę wielu ludzi.
Jest godzina osiemnasta.
Nadal schodzą maszyny. Trwa karuzela zajmowania miejsc na hali i torach postojowych. Popiół i szlaka transportowana jest taczkami na składowisko. Nocnych jeźdźców nawęgla i nawadnia się. Oni stają na torach wyjazdowych. Papiery, wiele z nich usmolonych czarnymi odciskami palców. Stuk pieczątki i szelest przekładanych skoroszytów. Każdy chce jak najszybciej mieć to za sobą. Słonko jest zmęczone. Przybladło i powoli wygasza swój kocioł.
Jest godzina dziewiętnasta.
Nagle wszystko cichnie. Maszyny poukładane syczą leniwą kołysankę. Szlaka dymi na składowisku. Woda schnie z międzytorza. Odchodzi ostatni do Świdnicy. Gwizd niosący się echem po okolicy. Dyspozytor siada zmęczony w fotelu. Oddycha mocno i ciężko. Jeszcze trochę.
Jest godzina dwudziesta trzydzieści.
Zmiennik przychodzi nieco wcześniej. Wie, że Dyspozytor odwala zmianę. Budzi go lekko trzęsąc za ramię. Ten wstaje i rozpoczyna zdawanie stanowiska. Trwa to prawie trzydzieści minut. Gdy wszystko zapięte jest na dostani guzik, sięga po służbowy ręcznik i mydło. Idzie na piętro do łaźni. Ciepława woda zmywa troski dnia, czarna myśli spływają do kanału. Mógłby tak stać pod prysznicem dwa dni. Ale zaraz przyjdą nocni. Oni też potrzebują. Pora zwolnić odstęp. Wyciera się i ubiera. Jeszcze schodzi na dół. Układa przybory do mycia w szafce. Obok metalowy kubek do kawy i długopis wraz z notatnikiem. Żegna się ze wszystkimi i wychodzi na zewnątrz. Mija maszyny, poklepuje najbliższe ukradkiem. Nie może się powstrzymać. Opuszcza parowozownię, ktoś kładzie za nim rogatkę. Cicho otwiera drzwi od domu. Powoli kładzie się obok Żony. Gdzieś w okolicy rozlega się gwizd. On już go nie słyszy…
Śpi.

Jaworzyna Śląska 27.08.2005.

Stoję na wygasłym tendrze Ty2- 38. Skrobaliśmy rdzę szczotkami cały dzień. Naprzeciw mnie biały budynek z napisem Dyspozytor. Wokoło snuje się dym. Ktoś pali liście na pobliskich działkach. Słonko idzie powoli spać. Jestem zmęczony, oczyściliśmy prawie całą górę tendra. Pora kończyć. Schodzimy z maszyny. Po drodze mijamy starszego pana. Ubrany w odprasowany mundur przygląda nam się podejrzliwie.
-Prawie skończyliśmy Ty2 38.
Nie wiem, po co to mówię.
-To dobrze, bo jutro jest mi potrzebny w grafiku.
Zrozumiałem dopiero po chwili. Odwracam się. Nikogo nie ma… Zmęczony mózg płata figle.

KONIEC

Wrocław 30.08.2005r.

Powrót do listy opowiadań z 2005r.

0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *