Opowiadania ukazywały się na stronie www od 2002 roku. Stopniowo coraz więcej ludzi mogło się zapoznać z ich zawartością. Niestety nie wszyscy mieli dostęp do tych zasobów i zrodził się pomysł, by spróbować je wydać na papierze. Od pomysłu do wykonania daleka droga. Prekursorem fizycznego wydania opowiadań, był niejaki Józef Rynkiewicz. Przygotowywał on “Kalendarz Paro-Sympatyczny na Paradę Parowozów w 2004 roku. Był to specyficzny kalendarz – od maja do maja. Pierwszą stronę oprócz tradycyjnego wzoru tego typu publikacji, wypełniały zdjęcia Józefa. Na drugiej pojawiło się pierwsze z opowiadań “Strażnik”. Kalendarz można było nabyć podczas parady w Wolsztynie w 2004 roku wraz z moim skromnym autografem. Pierwszy raz w życiu podpisywałem swoje dokonania czarnym markerem. Niezapomniane przeżycie.
Kolejnym krokiem była publikacja, w której też maczał palce Józef. Dzięki jego szerokim kontaktom w Stolicy udało się nawiązać współpracę z “Kurierem Kolejowym”. Na samym początku ukazywały się artykuły o naszej pracy jako wolontariuszy w Jaworzynie Śląskiej. W numerze z 6 lutego 2011 roku zamieszono pierwszą część opowiadania Wagon 5 “Mężczyzna we mgle”. Nowością dla mnie były pięknie wykonane ilustracje do tekstu.
Niestety na tym jednym opowiadaniu się skończyło.
Nadal tworzyłem na potrzeby wirtualnej rzeczywistości. Kolejnym człowiekiem, którego napotkałem na swojej drodze był Piotr Goszczycki reprezentującego “Literacką Jazdę PKP”. Portal zajmujący się wydawaniem twórczości innych.
Pan Piotr zaproponował wydanie opowiadań drukiem. Z początku podchodziłem do tego bardzo sceptycznie, w czasie mojego pisania wielu próbowało i nic z tego nie wychodziło. W miarę postępu prac mój entuzjazm rósł. Do książki zostały wybrane niektóre opowiadania stanowiące całościowy przekrój, tego co dotychczas napisałem. Książkę pomogła sfinansować firma STK w której pracowałem oraz Prezes Firmy Grumot (Prywatnie Mój Przyjaciel – Andrzej Sobuńko) .
Dzień w którym spełniłem jedno z największych moich marzeń nastał w 2014 roku – ukazało się pierwsze wydanie zbioru opowiadań “Meandry Szlaku”.
Piotr przygotowywał również antologię “Pociąg naszego wieku” i zaproponował mi udział w tym projekcie. Finalny produkt ukazał się drukiem w 2015 roku i można w nim było znaleźć oprócz kilku moich zdjęć reportaże dotyczące pracy wolontariuszy z II Liceum Ogólnokształcącego w Oleśnicy, przy odnowie zabytkowego wagonu we współpracy z Klubem Sympatyków Kolei we Wrocławiu. Reportaże nosiły tytuły “Wolontariusz I – Jak jedna Zuzia wagon remontować zaczęła”, “Wolontariusz II – 8 uczniów przy pracy” i Wolontariusz III – atmosfera”.
Pierwsze wydanie “Meandrów Szlaku” rozeszło się błyskawicznie. Pan Piotr zaczął wspominać o dodruku.
W międzyczasie zmieniłem pracę i kolejna firma Inter Cargo z Panem Prezesem Ivanem Ružbacký wsparła drugie wydanie “Meandrów Szlaku” ze zmienioną okładką.
I tak w czasoprzestrzeni krążą dwa wydania “Meandrów Szlaku”. Na sam koniec dodam, że opowiadanie z tej strony pod tytułem “Dyżurny” zostało umieszczone w zagranicznej antologii “Literáti na trati III aneb železnice bez hranic”
Opowiadanie zostało przetłumaczone na język czeski.
W 2018 roku zostało opublikowane kolejne opowiadanie w języku naszych południowych sąsiadów. Padło na “Strażnika”. Został on umieszczony w zbiorze “Literáti na trati V” w tomie “Próza”.
Przy dalszej współpracy z Panem Piotrem Goszczyckim i Krzysztofem Korsarzem Bilińskim szefem Wydawnictwa IX 29.07.2020 ukazuje się kolejny tomik opowiadań “Bilet w tamtą stronę”. Tym razem zawartość wybrali czytelnicy PKC w ankiecie. Książka ma dwa formaty. Pierwszy ekskluzywny, w twardej oprawie z unikatową kopią przedwojennego biletu jako certyfikatu z numerem. Drugi to miękka oprawa ze skrzydełkami. Wersja w twardej oprawie jest dostępna tylko na stronie Wydawnictwa IX:
https://wydawnictwoix.pl/produkt/marcin-kowalczyk-bilet-w-tamta-strone/
Wersja w miękkiej w wielu księgarniach (np. www.bonito.pl).
Ukazało się wiele pozytywnych opinii i recenzji, które pozwolę sobie udostępnić:
,,Bilet w tamtą stronę”
Wielkie woow jak świetną robotę wykonał Marcin Kowalczyk i Wydawnictwo IX 😍
Kolej na przełomie XIX i XX wieku wzbudzała często uczucie niepokoju jako technologiczne novum. Dziś również nie jest pozbawiona pewnego tajemniczego uroku. Jeżeli współcześnie podróżujecie liniami kolejowymi, obserwujecie, jak one się zmieniają, chcecie wiedzieć, jakie rządzą nimi wewnętrzne tajemne prawa to czym prędzej kupujcie bilet i wskakujcie w podróż w tamtą stronę.
Opowiadania Marcina Kowalczyka zabierają czytelnika w świat kolejowej grozy. Te wyjątkowe, tajemnicze historie połączone są ze sobą niepozornymi na pierwszy rzut oka wątkami. Jest to niesamowita gratka i przygoda dla wielbicieli twórczości Stefana, Grabińskiego. Zbudowane przez autora universum, kryje w sobie fascynujący i tajemniczy świat, istniejący gdzieś na granicy materialnej, ,,żelaznej” codzienności i uchwytnej często tylko intuicyjnie ,,nadrealnosci”. Jego bohaterowie zostają wplątani w sytuacje, które diametralnie zmieniają ich życie i podporządkowują je siłom, z którymi często walka jest daremna. Ta książka łączy w sobie nastrojowy urok dawnych opowieści niesamowitych, mrocznego horroru, który może dopaść człowieka na rubieżach cywilizacji, a także kryminału niepozwalającego oderwać się od lektury przed rozwiązaniem zagadki.
Dodatkową perełką jest reprodukcja oryginalnego przedwojennego biletu kolejowego, który numerowany jest indywidualnie dla każdego z Was 😍
To jak? Wsiądziecie do pociągu grozy? Uprzedzam. Bilet jest tylko w tamtą stronę
Opinia ukazała 5.08.2020 się na fanpage Coolturka
„Bilet w tamtą stronę” Marcina Kowalczyka to opowieści kolejowe z umiarkowaną dawką grozy, których kojarzenie z twórczością Stefana Grabińskiego niekoniecznie jest najtrafniejsze. Co nie zmienia faktu, że literacko to przykład prozy znakomitej, dojrzałej, dopracowanej stylistycznie. A przede wszystkim, nacechowanej niezwykłym sentymentem do kolei, ale i olbrzymią wiedzą o tejże.
W pierwszej chwili sam odruchowo zestawiałem ten zbiór z prozą naszego mistrza opowieści kolejowych, bo jeśli kolej, jeśli torowiska i jeśli duchy, to przecież tylko Stefan Grabiński. I owszem, z jednej strony duch naszego legendarnego twórcy unosi się nad wieloma opowiadaniami, jednak porównywania prozy Kowalczyka do twórczości Grabińskiego z gruntu uznaję – po lekturze – za błędne. Może bowiem pojawiają się tu zbliżone fabularne tropy, może i kolej, jako taka jawi się jako w pewnym stopniu spersonifikowany organizm, może są tu odniesienia (w nielicznych tekstach) do złożoności kolejowego rozkładu, trwale zespolonego z jakimś niedookreślonym rytmem samej rzeczywistości, jednak różnic widzę w warstwie fascynacji tematycznych na tyle, by historie obydwu autorów stawiać na dwóch krańcach gatunku „kolejowej grozy”.
Moje słowa jednak nijak nie mają na celu umniejszać jakości prezentowanej w zbiorze prozy. To znakomicie napisane opowiadania, w których zachwyca staranność oddania niuansów kolejowego świata i życia ludzi z nim związanych. Widać tu miłość do pociągów, zwłaszcza tych dawnych, jak parowozy, wypchnięte na boczne tory pamięci przez maszyny nowocześniejsze, szybsze, bardziej zaawansowane, ale jednocześnie bardziej… bezduszne? Sądzę, że autor zgodziłby się z takim postawieniem sprawy, bowiem wielu jego bohaterów jest na tyle ściśle związanych z kolejnictwem, że nijak nie umieją sobie poradzić z przemijaniem maszyn, z likwidacją torowisk i zamykaniem kolejnych, nagle uznanych przez globalne zmiany za peryferyjne stacji.
Kowalczyk kreuje grozę, wynikającą z przenikania naszego kolejowego świata z tym nadnaturalnym, pełnym duchów, pociągów – widm, dawno zmarłych kolejarzy, którzy nie dotarli za życia do swoich kresowych stacji i próbują podróż dokończyć po śmierci. Ale i obecne są tu dziwne, niesprecyzowane siły, władające poza osnową rzeczywistości, w metafizyczny sposób, całą kolejową siatką połączeń, która zdaje się czymś więcej, niż tylko złożonym systemem transportu ludzi i towarów.
Kowalczyk potrafi kreować niezwykłą magię mogącą kojarzyć się z autorem „Ślepego toru”, jednak posługuje się odmiennym, od Grabińskiego zestawem instrumentów. Jego kolej także jest inna i choć pewne ukłony w kierunku sławetnego poprzednika w tworzeniu kolejowej grozy dostrzec tu można, to jednak da się tu jednocześnie wyczuć znak czasów, choćby w precyzyjnych opisach technicznych samej pracy kolejarzy. Kolej u Kowalczyka siłą rzeczy jest odmienna od tej ówczesnej Grabińskiemu, a to mocno kształtuje klimat opowieści.
A i groza jest inna, bo w nielicznych tylko mamy widmowe pociągi etc. Częściej pojawiają się tu wagony z tajemniczymi, acz zupełnie nie nadprzyrodzonymi ładunkami (część cyklu „Wagon”) są postawy jawnego bohaterstwa, wynikające po części z niewysłowionej miłości do kolei („Jełop”), czy choćby koszmarnych zbrodni, także przez owo obłąkańcze wręcz przywiązanie do pociągów powodowanych („Krobia”). Są bolesne historie z czasów wojennych („Niedzielna wycieczka”) i opowieści nacechowane najprawdziwszą grozą („Nastawnica” – jedno z najlepszych opowiadań w zbiorze).
Reasumując, „Bilet w tamtą stronę” to proza znakomita, aczkolwiek dla tych, którzy spodziewają się bezpośredniego odniesienia do twórczości Grabińskiego, albo co gorsza ściśle utrzymanych w jego stylu opowieści kolejowych, to muszę ich przestrzec, iż mogą odczuć zawód przy lekturze. Bowiem Kowalczyk nie kopiuje Grabińskiego, nie stara się podszyć pod jego styl. Składa mu hołd, owszem, ale to jest hołd autorski, w pełni niezależny, oparty na własnej, nowatorskiej wizji.
I jako taki zdecydowanie broni się, jako groza nietuzinkowa, niebezpośrednia, nie epatująca oczywistym strachem. I – co najważniejsze – to znakomita warsztatowo proza, która zadowoli każdego miłośnika kolei, ale i dobrej literatury zarazem.
Rrocznik ’82. Obecnie Krakus, trochę z przypadku, trochę z zasiedzenia. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologii „Słowiańskie koszmary”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. W 2018 wydał autorski zbiór opowiadań „Ballady morderców”. Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Mieszka bez kotów, ale za to z żoną i jest mu z tym dobrze.
Recenzja z portalu badloopus.pl
Pamiętam jak jakieś dwadzieścia lat temu po raz pierwszy z polecenia mojego dziadka sięgnęłam po opowiadania Stefana Grabińskiego, twórcy horroru kolejowego. Od tamtej pory z wielkim sentymentem sięgam po nie co kilka lat, więc jak w zapowiedziach zobaczyłam, że jest coś z horroru kolejowego wiedziałam, że muszę sama to sprawdzić.
Opowiadania są fajnie napisane, zrozumiałym językiem pomimo słownictwa technicznego typowo kolejowego z niezłymi dialogami z czarnym humorem. Tutaj zwykłe miejsca, czyli stacje kolejowe są owiane mroczną tajemnicą a sytuacje, z którymi borykają się bohaterowie z pogranicza świata nadprzyrodzonego.
Intrygujące i mroczne takie jak lubię, pociągi widmo, tajemnicze wagony, echa katastrof kolejowych domagających się wyjaśnienia…
Najbardziej wzruszyło mnie opowiadanie “Jełop”. Za najlepsze uważam Wagon 10. Niedzielna wycieczka z tajemniczym wagonem, którego rozwiązanie zagadki sięga czasów Holocaustu…
Wydanie jest przepiękne, uroku dodają czarno białe fotografie.
Jestem zadowolona z tej lektury. Polecam.
katooola
Opinia ukazała się na portalu lubimyczytac.pl
Miłość do kolei i jej zawiłości widać z kartek książki Marcina na każdej jej stronie. To bardzo duża zaleta bowiem zawsze treści pisane z pasji są bardziej dopracowane, ciekawsze, bardziej intrygujące i wciągające. Tutaj dokładnie tak jest. Każde z opowiadań może być zamkniętą całością, ale poukładane w cykl stanowią pewną, przemyślaną i logiczną ciągłość, która tylko dodaje uroku i powoduje, że z ochotą przekładamy kartki w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: “jak to się zakończy”. Autor nie ukrywa, że wzoruje się na prozie p. Grabińskiego i zdecydowanie trzeba przyznać, że mistrzowi wyrosła doskonała konkurencja. Nie tylko w formie przekazu, ale też i umiejętności budowy napięcia. Klimat czuć z każdego akapitu, a gdzie trzeba to i w oku łezka się kręci.
Należę do tych szczęśliwców, którzy dotarli do tego co Marcin napisał już wcześniej, na jego stronie internetowej (covalus.pl). Mimo, że nie mam problemu z przyswajaniem treści za pomocą nośników elektronicznych to książkę czyta się doskonale. Dobrze dopasowana czcionka, zdjęcia (choć tych może by i mogło być nieco więcej), układ – wszystko się zgadza. Czasem może gdzieś jednosylabowiec trafił na koniec zdania, czy we “flow” czytanej treści coś zgrzytnęło. Detale, bardzo mało istotne detale.
Ponieważ, jak Marcin, jestem miłośnikiem kolei to dla mnie wszystkie pojęcia ze świata kolejowego tajemnicy nie stanowiły, ale być może więcej zainteresowanych by mogło sięgnąć po “Bilet” gdyby w treści znalazło się miejsce na słowniczek wyjaśniający te słowa, które kolejarze rozumieją, a dla “obcych” jest to nieznany język. Za to minus.
Generalnie – Kawał dobrze wykonanej literackiej roboty, szczególnie dla kogoś, kto lubi prozę “z dreszczykiem”, nie tylko dla miłośników pociągów.
Autor: sheriff Szynkiewicz
Opinia ukazała się na portalu lubimyczytac.pl
Bilet w tamtą stronę - Marcin Kowalczyk - Recenzja
Stereotypowy nerd oprócz zainteresowania szeroko pojmowaną fantastyką z reguły z rozrzewnieniem spogląda jeszcze w kierunku „papierowych” RPG-ów, gier komputerowych lub… kolejnictwa. Choć dwa pierwsze obszary są mi bliskie, to o pociągach wiem tylko tyle, że istnieją. Świat jest jednak pełen ludzi, którzy z ogniem w oczach potrafią opowiadać o starych lokomotywach, rodzajach wagonów czy sposobach ich obsługi. To właśnie z myślą o nich powstał zbiór opowiadań pod tytułem Bilet w tamtą stronę.
Marcin Kowalczyk nie jest na polskiej scenie kompletnym debiutantem, lecz przyznam, że osobiście nie miałem z jego twórczością styczności, więc nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać. Wydawca reklamuje Bilet… jako zbiór opowiadań grozy, ale to nie do końca prawda. Owszem, nie zabrakło nawiedzonych lokomotyw czy pojawiających się znikąd tajemniczych wagonów, ale trafiają się też o wiele bardziej przyziemne – co nie znaczy nudne! – historie. W jednej z nich bohaterowie starają się na przykład rozwikłać historyczną zagadkę (fikcyjną rzecz jasna, ale całkiem wciągającą). Ba, nie zabrakło nawet opowiadania komediowego, dzięki któremu dowiemy się, że pracując na kolei warto mieć mocny żołądek. Głowę też swoją drogą.
Wbrew pozornej jednorodności tematycznej nie ma się więc co obawiać nudy. Mimo to wszystkie teksty mają pewną cechę wspólną – są najlepszym dowodem na to, że deklarowana przez autora miłość do kolejnictwa jest prawdziwa i goreje mocnym płomieniem. Jako kompletny laik miałem niekiedy poważne problemy ze zrozumieniem fragmentów, w których Kowalczyk rzuca się na głęboką wodę i zgłębia pracę kolejarzy, nie szczędząc czytelnikowi specjalistycznego języka oraz nazw konkretnych lokomotyw czy urządzeń do ich obsługi. Czułem się jak pacyfista, który dostaje do ręki powieść pisaną przez byłego żołnierza, ale zakładam, że zaznajomieni z tematem będą wniebowzięci. Na moje oko wyglądało to całkiem przyjemnie, choćby z racji na fakt, że zawsze miło jest posłuchać kogoś znającego się na rzeczy.
Jeśli miałbym opisać wrażenia płynące z większości opowiadań, powiedziałbym, że należy spodziewać się czegoś w rodzaju połączenia stylu Stephena Kinga i Andrzeja Pilipiuka z powieści nie-Wędrowyczowskich (choćby Szewca z Lichtenrade). Od pierwszego z wymienionych panów Kowalczyk czerpie tendencję do skupiania się na małych wioseczkach czy obrzeżnych osadach, w których senna codzienność zaczyna nagle ustępować miejsca tajemniczym wydarzeniom. Z Pilipiukem łączy go zaś charakterystyczne rozumienie historii oraz miłość do tego co stare i niekoniecznie przydatne, ale za to niewątpliwie klimatyczne. Ciężko opisać to słowami, ale to trochę tak, jakbyście weszli na babciny strych i zaczęli grzebać w zgromadzonych tam szpargałach. W nozdrza uderza zapach kurzu, pot leje się z czoła, ale usta unoszą się w wywołanym wspomnieniami uśmiechu. To, że Kowalczykowi udało się we mnie wywołać podobną reakcję, mimo że pociągi nie znaczą dla mnie wiele, daje dobre świadectwo jego umiejętnościom i obiecuje prawdziwą ucztę dla osób zainteresowanych tematyką.
Do tej pory pomijałem kwestię bohaterów i stało się tak nie bez przyczyny. Nie żeby wypadali fatalnie, są jak najbardziej w porządku, tyle że brak im charakterystycznych cech, które unieśmiertelniłyby ich w mojej pamięci. Odgrywający zwykle pierwsze skrzypce Covalus (cóż za zupełnie przypadkowy pseudonim!) to typowy, żyjący we własnym świecie pasjonat. Kolejnictwo jest jego pierwszą i jedyną miłością, a świat poza nastawniami i podobnymi miejscami mógłby dla niego w zasadzie nie istnieć. To sympatyczny gość, jednak dam sobie rękę uciąć, że za tydzień zapomnę o jego istnieniu. Na plus (choć pewnie nie dla wszystkich) wybija się za to niejaki Kalota. Temu to akurat nie sposób odmówić charakteru! Wyobraźcie sobie zrodzonego z rodzinnych legend wujka Władka. Facet jest głośny, uciążliwy dla otoczenia, nie stroni od alkoholu i raz po raz wali głupawymi powiedzonkami, ale z drugiej strony w trudnej sytuacji stanie za tobą murem i rzuci się na wszystkich, którzy chcą ci w jakiś sposób zaszkodzić. Diabli wiedzą: kochać tu takiego czy nienawidzić? Jakby nie było trzeba Kowalczykowi przyznać, że Kalota budzi emocje, a to zawsze ogromny plus.
Bilet w tamtą stronę nie jest może materiałem na wielki hit, ale z pewnością zaliczyłbym go do grona najoryginalniejszych książek tego roku. Lubię tych wszystkich rycerzy, wojowników i innych odkrywców, ale czasem człowiek potrzebuje po prostu odmiany. Możliwość przeniesienia się na kilka godzin w zupełnie nieznany mi świat kolejnictwa, podlany gdzieniegdzie klimatem grozy, okazał się całkiem miłą niespodzianką i jeśli tylko pociąg Kowalczyka wybierze się kiedykolwiek w kolejny kurs, najpewniej zaklepię sobie miejsce w wagonie. Do tego czasu może nawet będę potrafił odróżnić go od tysiąca innych.
14 komentarzy
Bardzo się cieszę że strona wróciła. Smutno było bez Kaloty i Covalusa 🙂
Dobrze, że Pan wrócił. Miło będzie wrócic do starych opowiadań i oczekiwac na nowe. Pozdrawiam.
Wspaniale, że wróciła strona. Życzę wielu sukcesów, literackich, kolejowych i życiowych 🙂
Strona ma niepowtarzalny klimat 🙂 wieczory z opowiadaniami przy dobrej muzyce… Super. Sentyment do kolei, Wrocławia i Dolnego Śląska, pewnie dlatego często tu wracam. Wszystkiego dobrego!
Na szlaku PPC (Prywatnych Kolei Covalusa) wreszcie wznowiono ruch!
Jedna z milszych informacji z ostatniego czasu 🙂
Cieszę się, że znalezli się ludzie, którzy nie pozwolili przepasc stronie, a Ty sam wreszcie masz swoja domene (jak i ja ostatnio). Pytanie – kiedy spotkania autorskie z autografami? 🙂
Opowiadania kolejowe sa niesamowite.Czekam na kolejne wydanie ksiazkowe.Super ze strona znowu działa.Pozdrawiam.
Zna ktoś może stacje Wrocław Soltysowice? Mam pytanie odnośnie wjazdu do stacji wjeżdżac torem nr 1 jest semafor drogowskazowy w peronie a wjeżdżac 1 niema drogowskazu…jazda na rozkaz do wyjazdowych w kierunku Nadodrza czy wjazdowy osłania te rozjazdy?
Wielki szacunek dla Pana
Dziękuję
Jestem nienormalny. Często jadąc w delegacię zamiast książki (którą naiwnie jednak wkładam do walizki) wyczytuję dział “opowiadania”. Już na pamięć wszystko znam. Proszę o więcej. Ja oddaję 1 procent. I namawiam …
witam.
czy gdzies mozna poczytac dzial ze starej strony ” opowiadania nadeslane” ?? Panskie opowiadania przeczytalem wszystkie kilkanascie razy i troszke zatesknilem za tamtymi…
Niestety dział z serii “opowiadania nadesłane” nie powróci już na www. Jest to związane z prawem autorskim.
Covalus is alive!!!
A już się martwiłem, że cie diabli wzięli (albo zaraza) a tu twój komentarz!
Czekam na coś nowego z utęsknieniem.